czwartek, 27 września 2012

Rozdział 17

        Zacisnęłam najmocniej jak potrafiłam pięści. Pewnie ze złości i strachu. Pierwszy raz w życiu się tak chyba bałam. Kiedy dowiadywałam się o chorobie, bałam się ale ta myśl, że mam chorobę nowotworową nie przejęła mnie. Teraz uważam to za dziecinne, ale tak było i tego nie zmienię. Byłam w fazie buntu bo choroba odebrała mi życie, czego oczywiście nie chciałam. Pociły mi się ręce. Wiedziałam, że teraz będzie wyrok. Poznam wiadomość, która z pewnością odmieni moje życie. Będzie albo dobrze, albo... nie, musi być dobrze. Zayn jest silny, nie podda się tak łatwo.
Zobaczyłam wychodzącego lekarza, kierującego się w naszym kierunku. Myślałam, że eksploduję z nerwów, lecz starałam się opanować, co było dla mnie trudne. Podbiegłam do lekarza, za mną chłopcy. Bez chwili zastanowienia zadałam pytanie:
-Wszystko w porządku, prawda? Niech pan powie, że z tego wyjdzie!- mój głos drżał, bałam się.
-Opanowaliśmy sytuację. Jak na razie... można powiedzieć, że jest w porządku, ale chciałbym z panią porozmawiać na osobności.- na te słowa, chłopcy krzywo spojrzeli na osobę wypowiadającą je, a następnie na mnie. To komicznie wyglądało, aż miałam im to za złe.
-Dobrze, zaraz zgłoszę się do pana gabinetu.-zwróciłam się do lekarza, następnie do chłopaków, którzy oczekiwali przetłumaczenia lub wytłumaczenia tamtych słów:
-No spokojnie. Chce porozmawiać ze mną to porozmawia, ale i tak wy będziecie o wszystkim wiedzieć.- chyba ich uspokoiłam.
Wędrowałam korytarzem szpitalnym, zastanawiając się czego chce lekarz. Powiedział, że wszystko z Zayn'em w porządku, tak? Więc o co chodzi? Błagałam nie wiem kogo, błagałam żeby chodziło o bzdurę. Zależało mi na Zayn'ie. Na tym co z nim będzie. Bo wiedziałam, że później będzie jak dawniej. Ja i moje życie, on i swoje życie. Nie będzie nas, nawet nie wiem, czy jakiekolwiek MY miało miejsce. To już postanowione. Zatrzymałam się przed drzwiami z tabliczką lekarza Zayn'a. Bałam się wejść. Zapukałam, usłyszałam zgodę na wejście i niepewnym krokiem weszłam.
-Przyszłam tak jak mówiłam, lecz nie wiem dlaczego miałam się tu zgłaszać...-musiałam jakoś zacząć tą rozmowę.
-Tak, poprosiłem Cię tutaj... ponieważ nie mam za dobrych wieści.-zaczął lekarz bardzo poważnym głosem. Zaczęłam się bać. Przecież wszystko opanowali, o co mu chodzi?
-Jak mówiłem, wszystko opanowaliśmy. Niestety Zayn jest w tak ciężkim stanie, że.. atak jeśli mogę to tak nazwać, ten atak przeszedł z trudem. Może z niego wyjść, obudzić się i być jak zawsze. Może jednak, obudzić się i nikogo nie pamiętać. Wiem też, że drugiego takiego ataku może nie przeżyć.- te słowa były bolesne. Mam tylko 17 lat, a on wali mi wszystko prosto z mostu. Nie wiem jak ja to wytrzymam. To wszystko moja wina, to mnie bolało. Przeze mnie cierpi. Czułam łzy, jak zwykle łzy na moich policzkach. Wstałam i kierując się w stronę drzwi powiedziałam:
-Będziemy przygotowani na najgorsze, dziękuję, że mi pan powiedział.- ze smutkiem na twarzy, bo przecież nie bananem wyszłam z gabinetu. Chciałam iść w stronę sali Zayn'a ale coś mnie zatrzymało. Nie coś, raczej ktoś. Ten ktosiek to moja mama. Skąd ona się tu wzięła? Co ja mam jakiś GPS przypięty do spinki do włosów?! Ej, nie teraz! Ja muszę być przy nim, a ona mi nie pozwoli!
-Ale... co ty tu robisz?!-wydarłam się zapłakana.
-Też się cieszę, że Cię widzę. A teraz do samochodu! Oszalałaś chyba! Wiesz co się mogło stać?! Policja Cię szuka! Mogłaś mi przecież zwyczajnie powiedzieć!-ehee. No oczywiście, i tak normalnie by mnie zrozumiała, przecież to mama!
-Mogłam Ci powiedzieć?! Słyszysz co mówisz? Nie pozwoliłabyś mi! Nie musiałam się pytać, znałam odpowiedź. A teraz wybacz, mam ważne sprawy.- i już chciałam się skierować w stronę chłopców, którzy się przyglądali nam z zainteresowaniem, jednak nie pozwoliła mi moja rodzicielka:
-Masz ważniejsze sprawy?! Dziecko, co ty pleciesz! Ty go nie znasz! Twoje zdrowie jest teraz ważne! Musisz zażywać leki!
-Guzik mnie to obchodzi! Ja się stąd nie ruszam, rozumiesz?!
-Przekonamy się.- i złapała mnie agresywnie za rękę ciągnąc w stronę wyjścia. Czułam się bezsilna, ale nie mogłam tak wyjść bez pożegnania.
-Mamo! Chociaż pozwól mi go zobaczyć.- mama kiwnęła głową i powiedziała zimnym głosem:
-5 minut.
Biegłam najszybciej jak mogłam. Spojrzałam wściekłym głosem na chłopaków, musieli mnie wydać. Wpadłam do sali i od razu skierowałam się do delikatnej postaci.
-Zayn, przepraszam, że Cię zostawiam... Ja tu wrócę, obiecuję... kocham Cię.- na te słowa pocałowałam najdelikatniej jak mogłam jego blado różowe usta. Obróciłam się i zobaczyłam mamę, która z trudem powstrzymywała łzy.
W drodze do mojego szpitala, w samochodzie wysłuchałam się długiej wyprawki jaka ja to jestem nieodpowiedzialna, i takie tam. Miałam to głęboko. Myślami błądziłam o tym co powiedział mi lekarz. Zastanawiałam się kiedy mnie do niego wypuszczą, czy w ogóle mnie wypuszczą. Muszą.
Dotarłam do mojej sali i walnęłam się na łóżko. Schowałam głowę w poduszkę i zaczęłam gorzko płakać. Nie wyobrażałam sobie świata bez niego. Życie musiałam sobie wyobrazić, ale nie wybaczyłabym sobie gdyby...
-Nie masz mi nic do powiedzenia?- tak.. to zła mama, która ma złą, niedobrą córkę.
-Mamuś, przepraszam ale ta sytuacja mnie do tego zmusiła... Nie wiedziałam co robić. On jest przeze mnie w szpitalu!- odgarnęłam włosy ręką, na której miałam pierścionek.
-Katy? Czy ja o czymś nie wiem?
-No tak, jesteś troszeczkę zacofana...-próbowałam się uśmiechnąć, ale krajobraz Zayn'a leżącego w szpitalu w takim stanie nie pozwalał mi.
-To od niego?- kiwnęłam potwierdzająco głową.
-Kochanie! Mogłaś się do mnie zwrócić o pomoc, razem coś byśmy wymyśliły.- mama pogłaskała mnie po głowie, a z jej ręką wyszła kolejna garść włosów.

-----------------------------------------------
Jak tam się podoba? Dużo pytań czy Zayn z tego wyjdzie... no nie mogę Wam jeszcze powiedzieć. Dowiecie się w swoim czasie! Komentujemy! Proszę Was bardzo!

niedziela, 23 września 2012

Rozdział 16

     Leżałam i nie wiedziałam co robić. Jak mu pomóc. Chciałam zobaczyć jego oczka, które potrafiły w najgorszej sytuacji mnie rozbawić. Dzięki nim umiałam pokazać uśmiech na mojej twarzy. Moim marzeniem było, żeby się obudził. On musi otworzyć oczy. Jak otworzy to  ja zniknę z jego życia i nie dojdzie już do czegoś takiego. To tylko moja wina, namieszałam mu w życiu... Do końca życia sobie tego nie wybaczę. Jak trzeba będzie to oddam mu swoje życie, swój narząd... Tak mu się odwdzięczę.
Zapomniałam, że mogę mu sprawiać ból. Szybko podniosłam się i otarłam łzy, których nie mogłam powstrzymać od wypływania z oczu. No ale, nie mogłam się przecież uśmiechać. No bo z czego? Z czego tu się cieszyć? Wiem, że on by wolał kiedy bym się uśmiechała, ale... nawet dla niego tego nie zrobię. Czułabym się z tym źle.
W pewnym momencie, kiedy siedziałam wpatrując się w Zayna i modląc się... co ja mówię?! Jakie modląc się?! Do kogo?! Chyba do mojego królika. Na pewno nie do Boga. Jego nie ma. Jestem osobą niewierzącą i nie wstydzę, a tym bardziej nie boję się do tego przyznać. No to inaczej. W pewnym momencie, kiedy siedziałam wpatrując się z nadzieją na Zayna do sali wpadło 4 zmachanych chłopców.
-Co z nim?! Lepiej? Mów, a jak z tobą?- wykrzyczeli razem. Wpatrywałam się w nim chyba za długo, nie wiec czemu...
-Katy? Hallo? Źle się czujesz?-podszedł do mnie Harry ze swoim wyrazistym głosikiem.
-Nie... wszystko jest w porządku.. przynajmniej ze mną...- i z płaczem wtuliłam się w ramię Harrego. Nie miałam już siły, potrzebowałam wsparcia. Gładził mnie delikatnie po plecach. Bardzo tego potrzebowałam.  Oderwałam się od niego, otarłam łzy i powiedziałam:
-Lekarze twierdzą, że nie ma poprawy... Stoi w miejscu, ale ja uważam inaczej.
-Czyli...?- Niall był głodny, chciał najeść się wiadomościami o Zaynie.
-Czyli nie idzie do góry, ale nie wraca do nas, jak na razie. Niall ogarnij się.-nie rozumiałam czemu tak zareagował agresywnie Liam. O co mu chodziło? Niall może nie wiedział... chciał się dowiedzieć czegoś więcej.
Wszyscy podeszli do Zayna i uroczo go przywitali. Siedzieli obok niego i rozmawiali z nim tak jakby nigdy nic.. nie wiedziałam, że tak można. Ja bym nie umiała. Ledwo umiałam na niego spojrzeć. Kuło mnie w sercu.
Moje zamyślenia, w którym temat się nie zmieniał przerwał krzyk maszyny podłączonej do Zayna. Przeraziłam się. Nie wiedziałam co to oznacza. Czułam, że to nie wróży nic dobrego. Chłopcy zaczęli krzyczeć, biegać po pokoju, co nic nie pomagało Zaynowi. Postanowiłam zareagować, bo wiedziałam, że liczy się każda sekunda. Wybiegłam z pokoju i zaczęłam krzyczeć:
-POMOCY! BŁAGAM POMÓŻCIE! SZYBKO!- darłam się na szukając pomocy u pielęgniarek.
-Szybko! Tutaj! Pomóżcie mu!- wbiegłam za pielęgniarkami, przybiegli lekarze.
Zaczęli nas wypraszać, wywalać. Chłopcy się posłuchali.. Ja nie. Nie chciałam go zostawiać. Potrzebował mnie, ja jego. Chciałam przy nim być. Musiałam przy nim być.
-Musi pani wyjść. Niech pani wyjdzie!-krzyczała w moją stronę pielęgniarka, za nią lekarze.
-Nigdzie nie idę! Zostaję z nim! Nie wyjdę!
-Niech Pani to zrobi dla jego dobra! Tak będzie lepiej...- na te słowa zmiękłam i wyszłam. Zdenerwowana usiadłam na krześle, schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam krzyczeć, płakać. Poczułam rękę na plecach, głaskała mnie. Agresywnie zareagowałam. Podskoczyłam i wykrzyczałam:
-Nie dotykajcie mnie!- uciekłam pod okno pokoju, było zasłonięte. Chodziłam niespokojnie po korytarzu, myśląc co to będzie. Jeżeli on z tego nie wyjdzie, nie chciałam dopuścić do siebie takich myśli ale musiałam. Więc jeśli nie... to, to będzie koniec świata, koniec świata dla mnie.
Po długim okresie czasu, nie wiem ile... Godziny na pewno. Powoli zaczęły otwierać się drzwi...
------------------------
No jest. Jest 16. Podoba mi się ta liczba. <3 Ładna jest no nie?
Okey, piszcie jak Wam się podoba.
Wiem, długo musicie czekać na kolejne rozdziały, ale mam zawalone tygodnie, wybaczcie!
Kolejny = 8 komentarzy!!!


czwartek, 20 września 2012

15 rozdział

    Nie rozumiałam co mówił do mnie tamten facet. No ale to przecież źle! On mówił o stanie Zayna, a ja nie umiałam go słuchać. Zastanawiałam się, dlaczego go to spotkało. Dlaczego cierpiał przeze mnie... Przecież nic złego nie zrobił. Jest dobrym, opiekuńczym, kochanym człowiekiem. Nie powinien cierpieć. Ja mogę, bo ja to ja. Ja nie jestem grzeczna i dobra. Mam swoje wady, których nie umiem pokonać. Ale to wszystko to jakiś horror. Wcześniej już moje życie było tą kategorią filmu, ale po co wsadzono do tego Zayna? Obyło by się bez takiego bohatera. To nie jest potrzebne! To znaczy... Wiedziałam, że on jest MI potrzebny... ale... Nie chciałam, żeby cierpiał. Nie zasłużył na to.. chyba już to mówiłam. Lecz nie wierzyłam w to co się dzieję. Za dużo tego... To jakaś  kara dla mnie? Nie plątajcie jego w to!
Próbowałam skupić się na tym co mówił ten Pan "Doktor". Nie umiałam na niego spojrzeć. Byłam w takim szoku, po zobaczeniu Zayna... że... nie liczyło się dla mnie nic. Wiedziałam jak mam postąpić. Ale o tym to już później.
Doktor nawijał jak szalony. A do mnie można mówić... Ja i tak nic nie wiem. Jednym uchem wpadało, a drugim wylatywało. Ja się pytam, po co komu dwoje uszu?! No po co?! Gdybym miała jedno to bym wszystko wiedziała... No chyba, że jeszcze przez nos... Ach nie ważne. W końcu oprzytomniałam.
-Przepraszam, czy mógłby pan powtórzyć wszystko od początku? Jaa...- już chciałam tłumaczyć, że biorę sterydy i to przez nie nic nie wiem i nic nie pamiętam, ale przecież by się domyślił! Zaraz zacząłby się pytać... aż w końcu zadzwoniłby do mojej mamy.
-Co ty?
-Nie nic. Ja po prostu jestem w szoku...- zaczęłam płakać.
-Dobrze, spokojnie. Nie płacz. Postaramy się, żeby wyzdrowiał jak najszybciej.- że co? Postaramy się?
-Chwileczkę... Ja chyba źle zrozumiałam? Jakie postaramy?! Zayn ma być zdrowy! Ma stać na nogach!
-Kochanie... Poczekaj, nie denerwuj się tak.- kochanie? Co to? Lekarz zboczeniec? Noch, dałam mu już dokończyć, niech mnie oświeci:
- Nie będę Cię okłamywał, że z Zaynem jest wszystko w porządku... bo nie jest. Widzę, że jesteś kimś ważnym dla niego... Tak w ogóle to nie za wcześnie? Ile ty dziecko masz lat?- a co on mój tatusiek? Niech nie zmienia tematu, kurde...
-Nie ważne. Nie to jest ważne! Niech pan mówi kiedy on wyjdzie do domu!- co ja mówię... jaki dom.. przecież tu jest.. można powiedzieć stan krytyczny?
-Ale... My się chyba nie zrozumieliśmy... Zayn jest w śpiączce. Czekamy aż się wybudzi. Musi odpocząć. Może być tak, że nigdy się nie obudzi...- na te słowa... Zatkało mnie. Jak to nigdy? Jak?! To wszystko moja wina! Wsadziłam pięść do buzi, żeby nie ryczeć na cały oddział.
-Czy ja mogę do niego wejść?
-Tak proszę. Jak już Pani sobie z nim wszystko obgada, proszę do mnie zajrzeć. Niech Pani będzie dobrej myśli.
Weszłam do sali... Łzy kolejno ściekały po moich policzkach. Nie miał ich kto wytrzeć. Zawsze on to robił. Podeszłam do łóżka. Nie wiedziałam jak to zrobić, bo przecież to on zawsze podchodził do mnie z uśmiechem... Ja nie umiałam się uśmiechnąć. To wszystko było takie straszne... Usiadłam na krześle stojącym obok łóżka. Delikatnie chwyciłam dłoń chłopaka, którego z trudem poznawałam. Jak to możliwe... No jak?! To wszystko moja wina! Gdybym się nie pojawiła w jego życiu, to zapewne szalał by teraz z chłopakami i nie tylko! To nie miało tak wyglądać. Miało się poukładać inaczej! On nie zasługuje na takie cierpienia!. Ciągle płakałam... Ale... Nie o mnie teraz będę wam opowiadać.
Weszła pielęgniarka. Zmieniła mu kroplówkę i zaczęła zwilżać mu usta.
-Ja to zrobię.- powiedziałam chyba za mało stanowczo.
-Ale...
- JA TO ZROBIĘ!
-Dobrze... Tylko delikatnie.- przecież mu krzywdy nie zrobię! Co ja wariatka?! No tak.. mój strój...
Pielęgniarka wyszła, widocznie bała się, że jej jeszcze krzywdę zrobię.
Delikatnie zwilżałam mu usta. Nawet w takim stanie wyglądały pięknie... Miałam ochotę je pocałować, za co skarciłam się w usta.
-Zayn...- ledwo powiedziałam przez zaciśnięte gardło od płaczu...
-Zayn, proszę obudź się! Nie zostawiaj mnie! Nie odchodź...- cisza, nawet nie drgnął...
-Zayn! Kochanie proszę...- z płaczu delikatnie położyłam się mu na brzuchu... przecież  nie wyobrażałam sobie życia beż niego... Płakałam, tylko tyle mogłam okazać ze swych uczuć. Na nic innego nie było mnie stać.
-----------------------
No i jak? Tak wiem, smutny. Chyba jak każdy w sumie... No ale poczekajcie jeszcze troszkę.
Kolejny rozdział-6 komentarzy.
@maniaopach

poniedziałek, 17 września 2012

14 Rozdział

      Myślałam, że to żart... To nie mogła być prawda. Nie teraz! Nie teraz, kiedy wszystko się miało układać. Zaczęłam się do niego przekonywać. Zaczęłam się przekonywać do naszej miłości. Moje serce, mój rozum mówił mi: Tak ty go kochasz. Masz z nim być. To jest to, czego szukasz. Tu znajdziesz wsparcie, zrozumienie, pielęgnację Twojej osoby. A teraz to?! Nie, błagam. Chcę mieć chwilę spokoju. Chcę przestać myśleć o tym, że jestem chora, że zaraz będę łysa... Chcę cieszyć się życiem... Czy ja za dużo chcę? Proszę dać mi odpowiedź! Za dużo?! Ja po prostu chcę żyć normalnie. 
Słyszałam szum w uszach, to znowu to nieprzyjemne uczucie. Ale teraz będę silna, nie dam się, nie poddam się tak łatwo! Nie zasnę, nie ujrzę ciemności. Ujrzę jego. Będę zwilżać mu usta, karmić, głaskać po policzku. Spojrzałam na chłopaków, już nie przygłupów. W końcu oni wiedzieli jak się zachować. Przyszli z tą wiadomością do mnie. Wiedzieli, że on mnie kocha i ja jego. To jest ich przyjaciel i chcą dla niego jak najlepiej. Teraz uwierzyłam, że jestem mu potrzebna.  Otrząsnęłam się.
-Gdzie on leży?! W jakim jest stanie?! Jak to się stało...? Zresztą nieważne, sama się dowiem.-mówiłam drżącym głosem. Cała się trzęsłam. Wyciągnęłam z szafki pudełko zaręczynowe, otworzyłam. Poczułam rumieńce, bo wiedziałam, że patrzyli na nie i w normalnej sytuacji by mi gratulowali... Nie w tej...
-W Londynie w szpitalu... Dla dorosłych.. Jest w śpiączce... -ledwo powiedział Harry przez płacz, wtulał się w Veronikę. Dopiero teraz ją zauważyłam... Byli razem.. Teraz byłam pewna. -Jak to dowiesz się sama? Co masz na myśli?! Ej, ty chyba nie chcesz...-Harry zrobił wielkie oczy. Tak, jego myśli miały rację.
-Taak, chcę. Nie mogę dowiadywać się od was i przez telefon informacji o nim. Mi nic nie jest. A chyba wiecie, że nie wytrzymam tutaj! Tylko mam prośbę...-mówiłam zakładając piękny pierścionek, lecz to nie na nim mi zależało. Wierzyłam jednak, że jak go założę to jakimś cudem on się obudzi żeby zobaczyć go na mojej ręce. 
-Zrobimy wszystko. Jednak nie wiem czy ja zgodzę się na to żebyś stąd uciekła...- Louis szeptał pod koniec. Dziękowałam mu za to w myślach.
-Nie powstrzymacie mnie... Musicie tu siedzieć i mnie kryć, że niby jestem w łazience... Ja tam jadę.- Pakowałam potrzebne rzeczy do torby.
-Okey, mamy mówić, że masz sraczkę, nie ma sprawy.- zaśmiał się Naill i dostał z pięści od Liama, że to nie pora na żarty.
-Ale jak chcesz to zrobić z tym?- Spojrzał na pompę Louis. No tak... Przeciwbólowy na brzuch... Myśl Katy myśl dla niego... Wyrwałam kroplówkę i powiedziałam:
-I po sprawie. Ja lecę. Nie wykrwawię się spokojnie, coś po drodze wymyślę.- Założyłam kurtkę i wyszłam, mówiąc spojrzeniem w stronę chłopców i dziewczynę: Dziękuję, naprawdę.
-Niema za co. Bądź ostrożna.- Troskliwy Liam...
Wyjrzałam zza drzwi. Droga wolna. Szczęście było mi bliskie. Miałam je na wyciągnięcie ręki. Co ja mówię?! Mój chłopak... Nie wiem czy mogę go tak nazwać, ale wiedziałam, że chcę z nim być. No więc Zayn był w szpitalu... To nie jest szczęście, to jest NIEszczęście. Skrycie weszłam do zabiegówki. Wiedziałam gdzie co jest, więc nie miałam problemu ze znalezieniem koreczków do wenflonu, który miałam założony na łokciu. Wzięłam je i schowałam do torby. To było zbyt ryzykowne, żeby właśnie w tym miejscu się tym zajmować.
Już miałam wychodzić, niestety zatrzymała mnie pielęgniarka:
-O! A ty już odłączona? Czego tutaj szukasz?-uśmiechnięta Pani Pielęgniarka zapytała zabawnym głosem.
-Jaa... Tak już jestem odłączona... Ja z ciekawości przyszłam się zważyć.- Przełknęłam z trudem ślinę. Ręce od kłamstwa zaczęły mi się pocić. Schowałam zakrwawioną rękę za moje ciało. Może mi się uda, oby.
-To leć do pokoju i bądź grzeczna!-zaśmiała się. Chyba nic nie podejrzewała, no nie?! Wyszłam, skierowałam się do wyjścia. O tak. Wolność. Zdziwienie pojawiło się wtedy, kiedy nie umiałam zejść po schodach... Moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Były jak z galarety! O co chodzi? No dobra, prawie spadłam, ale to nic... Nie ja teraz jestem ważna.
Wyszłam poza teren szpitala. Zaopiekowałam się moim wenflonem. Dobra, teraz muszę jakoś z jednego szpitala dostać się do drugiego. Wiem, że to jest gdzieś niedaleko. Nie mam za dużo pieniędzy i wątpię, żeby w tej właśnie chwili był jakiś autobus.
Wędrowałam chodnikiem przed siebie. Ludzie krzywo się na mnie patrzyli. Może to dlatego, bo widzieli nastolatkę w zakrwawionej piżamie i kapciach, no normalnie wariatka. Wytłumaczyłam to sobie, że jakby Ci ludzie znali moją historię, to od razu zmienili by nastawienie do mnie i swoją minę.
Umęczona dotarłam do szpitala. Serce mi waliło naprawdę szybko, pewnie ze zmęczenia. Bałam się, że zasłabnę, ale muszę być silna-dla niego. Postanowiłam, że windą dojadę do oddziału mojego marzenia. Chciałam go żywa ujrzeć, a nie z góry. Stałam przed wejściem na oddział. Bałam się, bo byłam w takim stroju. Nie bałam się krytyki, wyśmiania, opinii. Bałam się, że ktoś się domyśli.
Otworzono mi drzwi. Co dziwne drzwi same się otworzyły. Może to tak jak u nas, pielęgniarki w dyżurce mają domofon, którym mogą otworzyć. Mówiąc o nas... miałam na myśli mój szpital, dokładniej? Mój oddział.
Szukałam go po salach... Podbiegła do mnie pielęgniarka:
-Nic Pani nie jest?! Pomóc Pani?!
-Nic mi nie jest... To moje ubranie codzienne.- krzywo się na mnie spojrzała... no cóż. Ja pewnie tak samo bym zareagowała na taką odpowiedź. W końcu dzisiaj nie Halloween...
Biegłam po korytarzu, szukając w oknach jego skromnej twarzy. Bałam się wyobrazić sobie jak może wyglądać. Przekonywałam się w duchu, że nic mu nie jest... Lekkie rysy i tyle. Ale wiem, że jest w śpiączce.. To jest dobijające.
Zatrzymałam się przy sali numer 11. To był do dzisiaj mój szczęśliwy numerek. Spojrzałam przez okienko. Zobaczyłam leżącego człowieka... Zastanawiałam się czy to na pewno on? Niee, to na pewno on. Ale wyglądał okropnie... Zabandażowana głowa, siniaki, podbite oczy... Czy ja dobrze widzę? Z rozmyśleń obudził mnie męski głos:
-A Pani z rodziny? Ja jestem Doktorem zajmującym się tym chłopakiem...-spojrzałam na niego niepewnie... Powoli wyciągałam rękę z pierścionkiem w jego stronę... 

---------
I jak kochani? Dużo komentarzy proszę. ;3 Podpisujcie się i piszcie swoje nazwy na tt. 
@MagdalenaOpach

czwartek, 13 września 2012

Rozdział 13

   O Boże... Sama nie wiedziałam co czuję... To co było w moim sercu było straszne... Poczułam szczęście, ale i smutek. Wiedziałam, że nie mogę być z nim. Nie mogę niszczyć mu życia. Wiedziałam też, że jedna moja decyzja i mogę wprowadzić do mojego życia szczęście. Kocham go i chcę z nim być. Jednak nie mogę być taką egoistką! Moje życie jest za trudne... Nasza miłość i bycie ze sobą byłoby za trudne... Nie mogłam na to pozwolić. Tylko byłam zła, że dałam mu nadzieję. Nadzieję, że coś z tego będzie... Powiedziałam to: kocham Cię. Nie przemyślałam tego. Powiedziałam to co czułam i czuję. Teraz jestem na siebie zła... Jedno mnie martwiło co zastąpi to szczęście jakie Zayn wypełnia moje serce? Nie wiem. Sama myśl, że go stracę, nie zobaczę i skrzywdzę sprawiała, że czułam, że nie ma na świecie szczęścia, radości.
Reszta dnia jeśli chodzi o wydarzenia poszła spokojnie... Ale moje myśli nie były spokojne... Czekałam do kolejnego dnia... Czekałam na kolejne wydarzenia. Wiedziałam, że jutro zakończę moje szczęście, które trwało chwilę. Nie wyobrażałam sobie jak mam to zrobić. Jak mam powiedzieć mojemu szczęściu, że nic z tego? Że nie będziemy razem? Jak mam wydać z swoich ust dźwięk skrzywdzenia w te piękne szklące się oczka? Całą noc zastanawiałam się jak...
Musiałam usnąć na nieduży okres czasu, bo obudziła mnie mama. Byłam w okropnym humorze, bo czułam się zmęczona. Zastanawiałam się, o której usnęłam. Musiałam iść na badania.  Wróciłam i myślałam, że jeszcze pójdę spać, ale niestety jak mieć pecha to do końca. Więc wstałam, zjadłam śniadanie i oglądałam TV. Nic ciekawego nie leciało, dlatego z nudów oglądałam pierdoły.
Moim oczom ukazał się Zayn. Chłopak moich marzeń, którego nigdy nie będę mieć. Wiem to nie jest rzecz, ale taka prawda, ja na to nie pozwalam... Moje usta nie dotkną jego, ponieważ nie mają mojej zgody. Jestem okropna! Nie pozwalam być szczęśliwa! Ale dzięki temu nie jestem egoistką...
-Czy mnie oczy nie mylą, czy ktoś się tu nie wyspał?- uśmiech na twarzy i całus w policzek. Poczułam się nieprzyjemnie. Nie chciałam mu tego mówić... Nie wiedziałam jak... No bo jak? Jak?!
-Taak... Ciężka noc.- spojrzałam na mamę mówiąc wzrokiem, że powinna wyjść. Szybko zareagowała i pod pretekstem zrobienia sobie kawy w szpitalnej kuchni wyszła.
-Dobrze, teraz nic nie mów. Ja mam dużo słów dla Ciebie.-zdziwiło mnie to... bo to ja powinnam mu coś powiedzieć. Ale jeszcze bardziej zdziwiło mnie to, że on zaczął śpiewać. Nie wiem jaką piosenkę... Nie znam się na ich muzyce. Ale śpiewał tak pięknie. Wzruszyłam się. Tak zimna Katy wzruszyła się. Nagle gdy skończył, wyjął z kieszeni pudełeczko koloru czerwonego takie jak na pierścionek zaręczynowy. Otworzył i powiedział:
-Zostawiam Cię ze swoimi przemyśleniami... Jeżeli mnie kochasz to noś ten pierścionek na znak naszej miłości. Nie próbuj mi wmówić, że nie będziesz ze mną tylko dlatego, że jesteś chora i twoje życie wygląda jak wygląda. Ja się nie poddam tylko z tego powodu...- i wyszedł.
Pudełeczko zamknęłam, pierścionka nie założyłam.. Schowałam do szafki, aby ukryć przed mamą. Co ja miałam zrobić? To nie miało tak wyglądać! Ja nie chcę niszczyć mu życia! Moje jest zniszczone ale on nie zasługuje na takie! Nie mogę na to pozwolić!

*Zayn*
Byłem u niej. Zobaczyłem jej twarz. Jest taka piękna. Wiedziałem, że za niedługo będzie łysa, ale mi to nie przeszkadza! Kocham ją taka jaka jest i jaka będzie. Nic nie zmieni mojej miłości do  niej. Ona jest jedyna w swoim rodzaju. Wsiadłem do samochodu i zacząłem jechać w stronę domu. Ciemność...

*Katy*
Dzień jak każdy. Nie, nie jak każdy! Przed oczami miałam gazety, a na gazetach mnóstwo wypisanych komentarzy o mnie jak to zniszczyłam Zaynowi życie... Na twitterze fanki wypisują do mnie jak mogłam mu to zrobić... Nie, ja tego psychicznie bym nie wytrzymała, co dopiero on!
Nagle do pokoju wbiegli jacyś smutni, zszokowani chłopcy. Zdziwiło mnie to, że nie było wśród nich Zayna.
-Hej chłopcy! Co tam? Gdzie Zayn?
-Katy... Zayn... Miał wypadek...
-----------
No i jak? Szczęśliwa 13 ;D Zapraszam do komentowania! Kolejny rozdział pojawi się jak będzie duużo komentarzy!

poniedziałek, 10 września 2012

Rozdział 12

   Gdy go zobaczyłam... podskoczyłam na łóżku, ale z uśmiechem na twarzy. Niestety szybko moja mina zamieniła się w poważną, bo przypomniałam sobie co się stało. Gdy podskoczyłam, Zayn to najwyraźniej poczuł, ponieważ się obudził. Od razu zaczął próbować się tłumaczyć:
-Katy posłuchaj...-Ja nie dałam mu dokończyć.
-Zayn... Nie. Ja wszystko wiem...
-Naprawdę?
-Tak. Ty masz swoje życie, a ja swoje. Niech tak zostanie. Nie będę zatruwać Ci życia.
-Ale to nie tak! Katy... Jesteś moim życiem! 
-Pfff.- Byłam zła.-Tak, szkoda, że znalazłeś sobie drugie życie... Chcesz grać na dwa fronty? Beze mnie chłopczyku!- A co? Miałam pozwolić na coś takiego? Niech znajdzie inną idiotkę do takiej zabawy!
-Słońce to nie tak!
-Po pierwsze nie mów do mnie słońce. Po drugie... A jak? Proszę! Czekam! Ale od razu mówię... dużo czasu nie masz...- Ten smutek w jego oczach... To poczucie winy.. Ach! I dobrze! Niech wie co zrobił!
-Katy, już Ci tłumaczę. Ale nie wiem jak, żebyś mi uwierzyła...
-No powiem Ci, że łatwo nie będziesz miał! Nie myśl sobie!
-Nie denerwuj się. Nie wolno Ci. Nigdy nie pozwoliłbym komuś Ci skrzywdzić, co dopiero ja! Jesteś sensem mego życia, całym moim światem!- w tym momencie złapał mnie za rękę i wpatrywał się paczałkami w moje i kontynuował:
-Ta dziewczyna to Veronika. Moja kuzynka i nikt więcej! Nie toleruję kazirodztwa! Ona jest z Harrym, miał przyjść z nią udowodniliby Ci, że są razem, chyba wiesz jak buzi buzi...- zaczął unosić energicznie brwi, ale kiedy zobaczył moją minę chyba się przestraszył, ponieważ spoważniał. Ale kontynuował:
-Jesteś tylko ty nikt więcej! Katy... Ja Cię kocham, chcę z Tobą być. Opiekować się Tobą, rozpieszczać i kochać.
-Zayn..
-Tak?
-Lepiej będzie jak sobie pójdziesz. Chcę pobyć sama ze swoimi myślami...
-Dobrze. A jesteś w stanie odprowadzić mnie do drzwi oddziałowych?- zrobił minkę szczeniaczka. Myśli, że wszystko już okey?
-Tak, dobrze chodźmy...
Szliśmy powoli. Próbował złapać mnie za rękę, jednak się wyrwałam... Nie ufałam mu... Nie umiałam. Czułam jeszcze ból, jeszcze nie został zaspokojony... Doszliśmy do drzwi, otworzyłam je na oścież. Jedyny plus tych drzwi to to, że jak się je zamknie to nikt na oddział nie wejdzie. Zayn wyszedł i odwrócił się. Nachylił się nade mną i chciał pocałować mnie w usta, ale w ostatniej chwili odwróciłam głowę i pocałował mnie w policzek. Poczułam obrzydzenie... Co dziwne pustka w moim sercu została zapełniona. Zobaczyłam zawiedzenie na jego twarzy. Był za drzwiami więc odważyłam się powiedzieć...:
-Zayn. Nie mogę być z Tobą, bo wiem, że to byłoby za trudne dla Ciebie i Twojego życia...- i zamknęłam drzwi.
-Nie zapominaj, że Cię kocham. A z miłością przezwyciężymy każdy mur. - powiedział i położył na szybę dłoń. Położyłam swoją na jego... Poczułam łzę. A szlag by trafił te łzy! Ile ich jest w tych oczach!? Pustynia by się tam przydała!
-Nigdy nie zapomnę. Ja... Ciebie też... Nie zapominaj..
-Nie odważę się...-na te słowa uciekłam do pokoju...
--------
Hallo laski i faceci o ile jacyś są ;D Jak się podoba rozdział? W następnym postaram się chłopaków wsadzić. Kocham, kocham Was! @MagdalenaOpach

sobota, 8 września 2012

Rozdział 11

         Nie wierzyłam w to co się dzieję.. Ja już chyba nie zasługuję na szczęście, na chwilę radości. Nie dane mi to... Zastanawiam się, czy się nie poddam.. Nie mam już siły. Nie mam wsparcia, bo ode mnie uciekło. Trzymałam pasmo moich długich włosów. Do oczu napłynęły mi kolejne łzy i szybko ujrzały ten paskudny świat. Dlaczego to się dzieję? Nigdy się to nie skończy, nigdy! Już zawsze będzie porcja bólu, smutku i zaskoczenie, tego negatywnego. Chcę żyć jak dawniej, jak każda nastolatka! Powinnam leniwie, wcześnie rano wstawać do szkoły, a nie rano ale do zabiegówki na badania. Tyle ludzi modli się do Boga, tak w niego wierzy... Dziękuje Mu za życie... Ale czy on jest taki sprawiedliwy? Moja odpowiedź brzmi: NIE! Gdzie On jest kiedy malutkie dzieci umierają w cierpieniach? Pytam się gdzie?! One nie mają prawa tak cierpieć! Wracając do zaskakującej sprawy... Moje włosy.. Ja zdawałam sobie sprawę z tego, że one wypadną, że będę łysa... Ale, że niby tak szybko? Wpatrywałam się w to grube pasmo, cały czas płacząc. Zadawałam sobie jedno pytanie: Czy to jest moja wina? Może to jest jakaś kara? Zrobiłam komuś krzywdę? Pytałam Boga, co takiego mu zrobiłam. Niestety, nie otrzymałam odpowiedzi.
Zapłakana, pełna bólu zasnęłam ze zmęczenia. Śnił mi się Zayn... Całował się z Veroniką na moich oczach... Widziałam, że ona robi to specjalnie. Ten sen to był jakiś koszmar, męczarnia. Obudziłam się mokra. Dostałam chyba gorączki, było mi niedobrze. Wstałam i skierowałam się do łazienki myśląc o moim koszmarze... To naprawdę nigdy się nie skończy. Dane mi jest cierpieć. Muszę spróbować to docenić. 
W łazience pierwsze co zrobiłam to zatrzymałam się głową nad kibelkiem i chyba zdajecie sobie sprawę co zrobiłam, prawda? No, dzień zaczyna się ciekawie... Poleciałam na miotle pochwalić się mamie co zrobiłam. Niestety pochwał nie dostałam jedyne co to rozkaz, że mam się iść ubrać, jedziemy do szpitala. Tak, nabyłam się w domu, no nie? Już mi się normalnie znudziło! Z sarkazmem oczywiście. Pożegnałam rodzinkę i prawie odwodniona pojechałam do szpitala. Tata musiał mnie zanieść, bo nie byłam w stanie iść na nogach.  Cud, że tata udźwignął takiego grubasa jak ja. Nikt nie twierdził, że jestem gruba.. Ale ja przez sterydy mam okropny apetyt... Dlatego przytyłam i uważam, że jestem gruba. Wiele razy rodzice "żartowali" na temat mojego jedzenia... To mnie bolało. Rozumiem dużo jem, ale to nie znaczy, że trzeba się ze mnie śmiać. Rodzice uważali, że to śmiechy z radości.. Mnie to i tak bolało! Na górze skorzystałam z wózka.
Kiedy tylko zostaliśmy zauważeni, od razu otrzymaliśmy pomoc. Dostałam kroplówki na odwodnienie i leki przeciwwymiotne. Na dokładkę dostałam potwornych boleści brzucha, na to dostałam leki przeciwbólowe. Niewiarygodne ile oni cisną tego świństwa do żył. Myślałam o tym, jak będę wyglądała bez włosów. Nie umiałam sobie tego wyobrazić... Postanowiłam, że znajdę jakieś dobre strony. Pierwsza: Będę miała kolekcję chusteczek. Kolorowych! Druga: Koniec z niechęcią do mycia włosów, suszenia, czesania. Trzecia... Hmm... Nie znalazłam, ale przynajmniej dwie są. Po silnych lekach, zasnęłam.

*Paczłkami Zayna*
Nie wiedziałem co robić. W sumie wiedziałem, ale nie wiedziałem jak to zrobić. Co powiedzieć Katy, żeby mnie zrozumiała... Nie wyobrażałem sobie życia bez niej... Kocham ją. Chcę się nią zajmować, rozpieszczać, po prostu kochać. Nie wiem czy mi na to pozwoli. Ona jest trudną osobą, ale kochaną. Dzisiaj się przekonam. Tak, to dzisiaj.
Postanowiłem pojechać do niej do domu. Nie miałem pojęcia gdzie mieszka. To był problem, który zabrał mi dużo czasu.  Zdobyłem numer do tej całej Emily, czy jak jej tam. Przedstawiłem się i poprosiłem o pomoc. Najpierw myślałem, że ogłuchnę tak była podniecone że Zayn Malik prosi ją o pomoc, a potem szybko wytłumaczyła mi co i jak. Pojechałem najszybciej jak mogłem pod dom Katy. No przyznam, że mieszka ładnie. Podoba mi się ta miejscowość. A takiej chcę mieszkać z Katy. Dobiegłem pod drzwi domu. Niestety, nie zastałem jej... Okazało się, że pojechała do szpitala prawie odwodniona. Słyszałem tylko to słowo: odwodniona. Przeraziłem się. Serce waliło mi jak szalone... Ze łzami w oczach, najszybciej pojechałem do jej szpitala. Wbiegłem co dwa schody na górę. Zacząłem szukać jej po salach. Znalazłem ją. Leżała skulona na łóżku. Blada spała. Poczułem łzę na policzku.

*Katy*
Obudziłam się. Zaspana przeciągnęłam się na łóżku i zorientowałam się, że ból ustąpił. Zobaczyłam jego. siedzącego na krześle przy moim łóżku, smacznie spał...

--------------------
Wieem, za dużo się tu nie dzieję i nie wiele się wyjaśniło. Myślę, że to dlatego bo powoli będę kończyła tego bloga. Mam nadzieję, że pojawi się kolejny mojego autorstwa.
Jak Wam się podoba? Piszcie w komentarzach. Anonimki się podpisują!

czwartek, 6 września 2012

Rozdział 10

   Stałam jak ta głupia. Zatkało mnie. Śmiali się i świetnie bawili. Łzy spływały coraz szybciej, a serce biło jak szalone. Bolał mnie ten widok. Ona była piękna. Wysoka, szczupła, modnie ubrana. Długie czarne włosy i czekoladowe duże oczy. Cud, ideał dziewczyny. Byle jakiej takiej jak ja by sobie nie wybrał. Zresztą, on mógł nas zmieniać jak skarpetki. Ze mnie wycisnął emocje jak z ręcznika i rzucił do prania. Szybko o mnie zapomniał.  To najbardziej się odczuwało. Nie jestem śmieciem, którego łatwo wykorzystać... Nie pozwolę na takie traktowanie. Jak mówiłam nie tym razem. Tylko ja już  na to pozwoliłam... Jednego nie rozumiałam. Co mnie do niego tak ciągnęło? Stałam i wpatrywałam się w nich. Taka piękna, słodka para. Patrzyłam na jego rękę, która była zajęta ręką tej dziewczyny. Z ich rozmowy wynikało, że ma na imię Veronika. Ręka Zayna była zarezerwowana dla mnie! Ona była moja! Co ja plotę. To nie moja własność...
Miałam ochotę poczuć dotyk jego ciepłej dłoni. Chciałam, aby musnął mój policzek swoimi gorącymi ustami. W sercu było mi zimno, dlatego bo nie ocieplał go on swoimi ciepłymi słowami. To wszystko się tak dzieję, gdyż nie ma go przy mnie. Bawił się z tą dziewczyną, z Veroniką. A idź ty zgiń człowieku! Po co się pojawiłaś w jego życiu! Zastanawiałam się czy nie podejść i nie zapytać się: Hej, jak się bawisz? Mam nadzieję, że tak samo wspaniale jak zabawiłeś się moimi uczuciami! Nie odważyłabym się. Stałam i zastanawiałam się co mam robić...  Może ja ubzdurałam sobie to wszystko? A jak tak miało być? Takie miał plany? Tylko po co by to robił? Z nudów gwiazdeczka wybrała sobie mnie do ranienia? Jest taki sam jak inni... WIELKA GWIOZDA.Myśli, że może mieć wszystko. To nie fair. Chcę podejść i przywalić mu w tą jego śliczną buźkę.
Właśnie kupowali bilety. Ja nie umiałam się ruszyć. Stałam i płakałam, a ludzie na mnie krzywo patrzyli. Emily skakała w koło mnie. Nie umiała mi pomóc. W końcu zakapowała o co chodzi, kiedy zobaczyła Malika. Kolejna porcja łez. Stałam na pewno krócej niż to opowiadam jakieś 5 minut, kiedy w końcu kupili bilety. Zayn położył rękę na ramieniu tej całej Veroniki i obrócili się zmierzając do wyjścia z kolejki. Niestety, zauważył mnie. Veronika chciała iść dalej ale słodziak się zatrzymał na mój widok. Patrzył mi głęboko w oczy.  Widać, że pod nosem wypowiedział moje imię nie dowierzając, że to naprawdę ja. No bo tak, ja jestem ciężko chora. Sama nie sądziłam, że wyjdę ze szpitala. Na to Veronika looknęła na mnie i mi pomachała jak taka słodka idiotka... Surowo ją oceniam, ale dziwicie mi się? A tak w ogóle to po kiego ona do mnie wołała?! Przecież mnie nie zna! Skąd w ogóle... Nie ogarniam! Mniejsza o to. Wracajmy to ważnych spraw... Zayn stał i paczał się tymi swoimi pięknymi paczałkami. Ja nie wiedziałam co robię. Zaciągnęłam się nosem, tak aby katar nie zobaczył naszego dla wielu ludzi pięknego świata. Ja w nim nie widziałam nic zachwycającego, lecz to pewnie dlatego bo oskarżałam go o zrujnowanie mi życia. Widziałam, że cicho pod nosem mówi przepraszam widząc moje łzy. Nie ukrywałam ich. Ja przecząco pokiwałam głową cofając się tyłem patrzyłam się głęboko mu w oczy, żeby zobaczył, że cierpię. Uciekłam. Biegłam najszybciej jak potrafiłam. Słyszałam za sobą Emily, o której całkiem zapomniałam.
Wbiegłam do pierwszego lepszego autobusu. Za mną Emily. Widziałam Zayna biegającego i najwidoczniej szukającego mnie. Oczywiście goniła go Veronika. Zakryłam buzię, aby nie wybuchnąć płaczem.Moja kochana przyjaciółka przytuliła mnie. Płakałam jej w ramię. Tyle mogłam zrobić. Kupiłyśmy bilety i kiedy trochę się uspokoiłam to opowiedziałam jej o moich "uczuciach". Kiedy autobus zatrzymał się na jakimś przystanku przygotowałam się do wysiadki.
-Tutaj wysiadamy?-zapytała zdziwiona Emily.
-Nie, ja tutaj wysiadam. Muszę pobyć sama.
-Zgadamy się na fejsie?-Była zmartwiona, to widać.
-Dam znać.-odpowiedziałam już z chodnika odchodząc sama nie wiedząc gdzie.
Chodziłam w samotności myśląc o tym co spotkało mnie w kinie. Przypomniałam sobie słowa z poranka: Myślę, że to będzie udany dzień. Myliłam się. Nic nie jest dzisiaj udane! Zgłodniałam, więc postanowiłam, że wpadnę do Maca. Najlepsze rozwiązanie. Zamówiłam sobie: MacWrapa. średnie frytki, średnią fantę i ciasteczko owocowe. Zasiadłam do stolika i zajadałam się w towarzystwie z moimi myślami. Przynajmniej nie byłam taka samotna. Zjadłam wszystko oprócz ciasteczka. Spakowałam je do torby, będzie na później. Powędrowałam na przystanek. Czekałam na autobus. Miał być za 10 minut, co za szczęście. Spoczęłam na przystanku, włożyłam słuchawki do uszu i co dziwne zaczęłam słuchaćtej bandy przygłupów. W telefoniku mym miałam jedno ich piosenkę. What's makes coś tam... Czy jakoś tak. No powiem, że ładne. Spoko. Doczekałam się autobusu i pojechałam do domu.

*Oczami Zayna*
 Wybrałem się z Veroniką do kina. Było mega przyjemnie, jak zawsze. Staliśmy w kolejce i przypominaliśmy sobie czasy z piaskownicy. Kupiliśmy bilety i wtedy się zaczęło... Obracając się zobaczyłem moją królewnę. Co Katy tu robiła? Wypuścili ją? Już jest zdrowa? Eee. Chyba za wcześnie. Na pewno za wcześnie. Ej! Dlaczego ona płacze? Idiota! Veronika i ja wyglądamy jak.. para! Chciałem iść wszystko wytłumaczyć, ale za późno. Uciekła. Szukałem jej, ale się rozpłynęła. Jak jej teraz wytłumaczę, że Veronika nie jest ze mną tylko to moja kuzynka?! Ona ma chłopaka... Jest z Hazzą! Kurde czemu go tu nie ma!

*Katy*
Zatrzasnęłam się w pokoju. Walnęłam się na łóżko, wzięłam poduszkę i jak to zwykle wymoczyłam ją moimi łzami. Usiadłam na łóżku i kolana podciągnęłam pod brodę. Zaczęłam nerwowo bawić się włosami... OMG! Z moją ręką wyszła garść włosów!!!
------------------
Ten rozdział dedykuję mojej przyjaciółce!
Weronika dziękuję za to, że  jesteś, że ze mną wytrzymujesz i wgl za wszystko!
Jak rozdział?? Komentujemy laski! I chłopaki bo różnie to bywa xd Pamiętajcie, że Was kocham! Anonimki podpisujemy się!!!

wtorek, 4 września 2012

Rozdział 9

                Pogodziłam się z bolesnym faktem, że go już nie zobaczę. Nie mogłam o nim myśleć, bo złość doprowadzała mnie do płaczu. Ostatnio zauważyłam, że za dużo cierpię. Za dużo jest płaczu i ciągłej rozpaczy. Nie po to jestem, żeby całe życie płakać. Nikt nie ma prawa wbijać noża w moje serce. Nie drugi raz. Dopiero się zagoiło. Nie pozwolę na to, nie tym razem. Nie mogę być taka głupia. Skoro postanowiłam, że o nim zapomnę to zapomnę i już. Kwiaty wyrzuciłam, a misie... oddałam do świetlicy, oprócz jednego. Domyślacie się pewnie którego, no nie? Zayna. Nie potrafiłam go tam zostawić. Tylko to mi zostało po nim. Zamknęłam ten koszmarny rozdział i zaczęłam nowy. W tym się będzie myślę działo, ale mam nadzieję, że mniej niż w poprzednim.
Mijały kolejne dni kiedy w końcu dotarła do mnie dobra wiadomość. Chyba pierwsza w okresie długich tygodni. Wychodzę do domu, na przepustkę. Do wybawienia się mam tydzień, tylko tydzień, oczywiście jak wszystko będzie ok. Cieszyłam się jak małe dziecko. W końcu domu nie widziałam będzie dobijało do dwóch miesięcy. Zapomniałam już jak on wygląda! Wiem, że jest piękny. W szybkim czasie, wraz z mamą spakowałyśmy wszystkie swoje rzeczy do dwóch toreb. Poczekałyśmy na wypis, niestety trzeba było czekać do 12, bo nie mogą wypisać go wcześniej. Wszystko przedłużyło się do 14. Poganiałam mamę, bo miałam wielką ochotę wyjść już z tego debilnego miejsca. Było przeklęte. Ratowało mi życie, ale nienawidziłam go. Bałam się, że przez to będę musiała się stąd wyprowadzić. Kochałam Londyn, ale za dużo wspomnień, tych złych wspomnień.
Poczułam ciepłe promyki słońca, które przebijały się przez białe chmury. Był piękny dzień lata. Wsiadłam do auta i zaczęłam smarować się kremem z filtrem-50. Muszę chronić skórę, żeby nie wyskoczyły mi plamy, które mogą nie zniknąć. Na głowie oczywiście mam czarny kapelusz, nie chcę dostać udaru. Zastanawiałam się, jak spędzę te dni. Miałam mnóstwo planów. Nie wspominałam Wam chyba, że między mną a Emily jest już wszystko w porządku. Planujemy wypad do kina. Jak ja dawno nie byłam! Oj dużo muszę nadrobić!
Nasz dom nie znajdował się w Centrum Londynu. Mieszkaliśmy w spokojnej dzielnicy. Dużo zieleni, kwiatów, niedaleko las. Wjechaliśmy na plac. Dom był ogromny, chyba dopiero teraz to zauważyłam. Wielkie okno, porównywalne do kształtu trójkąta rzucało się w oczy. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że to okno należy do mojego pokoju. Kolor domu to piękny odcień żółci. Ściany tarasu należącego do pokoju rodziców na pierwszym piętrze, były obłożone kamieniem. Mój pokój znajdował się na drugim piętrze. Weszłam do środka. Poczułam zapach rosołu. Tak, to mój dom. Było tu dużo miejsca. Ogromny salon, w którym stoi mój fortepian, Rzuciłam się na niego i zaczęłam grać piękną melodię. Jadalnia z wielkim stołem na sześć osób. Kuchnia w kolorach kremowych i bordowych. Schody z marmuru zaprowadziły mnie na górę. Zaraz po lewej stronie były drzwi otwarte szeroko na oścież. To był mój pokój. Moje wielkie łóżko, zajmujące pół pokoju, piękne meble otwierana tak jakby na dotyk. Trzeba było nacisnąć a one same się otwierały. I oczywiście zniewalający widok. To lubiłam tu najbardziej. Kocham to miejsce. Jest takie moje. Mogę rozmyślać tu w samotności o wszystkim, nikt mi nie przeszkadza.
Wieczorem oglądałam z rodzicami filmy zajadając się pizzą. To był męczący dzień. Postanowiłam, że sprawię sobie tą przyjemność i wezmę kąpiel w ogromnej wannie z hydromasażem rodziców, ponieważ w łazience na górze jest prysznic. Napełniłam wannę gorącą wodą, wlałam płyn o zapachu malinowym i włączyłam jacuzzi. W momencie zrobiła się gigantyczna piana, którą się bawiłam. Po kąpieli napiłam się ciepłej herbatki i położyłam się do mojego łóżeczka. Odpłynęłam.
Wypoczęta obudziłam się rankiem. Podniosłam się i wyjrzałam przez okno. Od razu wiedziałam, że to będzie udany dzień, pewnie dlatego, że ujrzałam  sarenkę skaczącą po polanie, a za nią mniejsza. Uśmiechnęłam się i poszłam na śniadanie. Mama przyrządziła moją ulubioną jajecznicę z szynką i cebulką. Kiedy zjadłam poszłam się ubrać. Zadzwoniłam do Emily i umówiłam się, że pójdziemy do kina. Seans miałyśmy o 15, ale postanowiłyśmy, że przed komedią poszalejemy na zakupach więc wyszłyśmy wcześniej. Do kina autobusem jechało się jakieś 20 minut. Wpadłyśmy do ogromnego centrum handlowego i od razu wpadły nam w oko ciuchy na wystawach.
-Emily! Patrz jaka sukienka!- krzyczałam.
-Ohoho. Co powiesz jak wystroisz się w nią na dzisiejszą imprezę?-to była kusząca propozycja.
-Ymm... No ale przecież ja nie mogę!- nici z planów. Nawet drinka się nie napiję. Durna choroba.
-No tak. Ale! To nie znaczy, że nie możemy się świetnie bawić, no nie?! Spokojnie zrobimy sobie imprezę we dwie.-Emily była kochana. Dziwiłam się, że nie chce iść tam sama.
Łaziłyśmy tak jeszcze godzinę po jakiś sklepach, a toreb nam przybywało. Kupiłam sobie świetne buty i wiele innych ciekawych rzeczy. Kiedy spojrzałyśmy na zegarek okazało się, że zaraz przegapimy naszą komedię. Zaczęłyśmy zmierzać ku kasie, aby kupić bilety. Stanęłyśmy w ogromnej kolejce i śmiałyśmy się same nie wiedząc z czego. Ja jednak przestałam się śmiać. Po moim policzku zaczęła lecieć łza.
-Katy? Co się dzieje? Źle się czujesz?
Zobaczyłam jego. Stał w kolejce z jakąś dziewczyną za rękę. Pocałowała go w policzek.
----------------------------------------------
Jest 9 rozdział. Jak Wam się podoba? Proszę głosujcie na mnie: http://stories--about-1d.blogspot.com/ mój numerek to 3.
A jak Wam się podoba nowy szablon? Abbie dziękuję.
Jak chcecie być informowani o nowych rozdziałaś piszcie swoje nazwy na tt. :)

poniedziałek, 3 września 2012

Dla Abbie ♥

Heej.
Chciałam bardzo, bardzo podziękować pewnej osobie za to, że dzięki niej ten blog w końcu jest blogiem. Zadbałaś o niego, dzięki Tobie jest zajebisty! Dziękuję Ci za to wszystko z całego serca! Chcę aby każdy wiedział kto jest tą osobą-Abbie, kochanie dziękuję. Jej tt: @AwwwwwZayn Zapraszam na jej genialnego bloga: http://do-not-exist.blogspot.com/ Naprawdę jest co czytać! Jeszcze raz Abbie dziękuję. Kocham Cię! <3
@MagdalenaOpach

niedziela, 2 września 2012

Rozdział 8

Tak. Ja to normalnie jestem genialna! Nie mogłam skierować się w przeciwną stronę, tylko właśnie na jego spodnie?! Pff.. Brawo dla mnie! Biedny Zayn. Stara się, męczy ze mną i musi jeszcze znosić coś takiego.. Rany, jak mi wstyd. Czułam się okropnie. No dobra, zatrzymałam się na tym, że zwymiotowałam na NIEGO. Jego spodnie... Nie, nie będę Wam o tym opowiadać. Wierzcie mi, takich szczegółów raczej nie chcecie poznawać. Zostawię to dla siebie. Skręcałam się z bólu, bólu brzucha. Nie wiem co się tam działo, ale ból był niesamowicie nieogarnięty. Co miałam robić? Zaczęłam krzyczeć. Zayn biedny nie wiedział co się dzieję. No przecież to gwiazda, a ma rzygi czyjejś, byle jakiej dziewczyny na jego MOŻE ulubionych spodniach. No, ale ku mojemu zdziwieniu, on zaczął biegać w tą i w tam tą stronę, szukał pewnie pielęgniarki, albo pralni... W końcu przyleciał do mnie z zimnym, mokrym ręcznikiem i zaczął zwilżać moje rozpalone czoło.
-Spokojnie, kochanie. Zaraz ktoś przyjdzie, ale proszę nie zostawiaj mnie!-co... co on powiedział? Nie, na pewno mi się przesłyszało. Niemożliwe, ja mu spodnie obrzygałam.
Płakałam, z bólu płakałam. Widziałam lekarzy.. pielęgniarki, a za oknem smutną, zmartwioną twarz Malika. Tylko ja pewnie źle widzę... On może się modli o moją.. Ach, nieważne. Urwał mi się film.
 *Jakiś okres czasu później*
Otworzyłam oczy. O Boże! Dziękuję Ci. Ja żyję! Naprawdę myślałam, że koniec ze mną. Ale. To nie koniec dobrych wiadomości- jego niema. No tak, gwiazda się wkurzyła. Tylko dlaczego ja wcale nie jestem w pełni szczęśliwa, że go niema przy mnie? Co to ma oznaczać? Czemu mnie jakoś tak w sercu boli myśl, że go nie zobaczę? Jeszcze niedawno marzyłam o tym, żeby mnie zostawił, żeby odszedł. Teraz kiedy odszedł... niee. Ja nie chcę, żeby wracał. Lepiej niech on wraca do przygłupów. W tym momencie spojrzałam na wielkie misie, przypomniałam sobie ten ich teatrzyk. Zaśmiałam się, ale szybko spoważniałam bo do pokoju wbiegła mama, która przez okno zobaczyła, że przebudziła się jej córka. Nie miałam zamiaru jej mówić o tym co czuję do tamtego chłopaka, może dlatego bo sama nie wiedziałam jak to nazwać. Chciałam jak najszybciej o tamtych chwilach zapomnieć. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że to może być nie łatwe, chyba że to ja to utrudniałam... jednak wytłumaczyłam sobie to zaraz, że niby jak? Skoro on dopiero odszedł?
-Skarbie! Nareszcie. Wyspałaś się? Spałaś jakieś 4 godziny.. Ale spokojnie, dostałaś bardzo silny lek przeciwbólowy, po którym się śpi...- mama gadała i gadała.. ja nie słuchałam... Byłam wpatrzona w bukiet róż, który powoli usychał, przez to że brakowało wody w wazonie. Wstałam i zmierzałam ku kwiatom.
-Katy! Katy połóż się! Nie możesz jeszcze wstawać! Katy!- mama złapała mnie, ale ja wyrwałam się. Podeszłam do kwiatów i zaczęłam się nimi opiekować. Starannie je wyciągnęłam, wzięłam wazon i skierowałam się do łazienki. Mama dziwnie się temu przyglądała, ale na szczęście pozwoliła mi dokończyć czynność. Kwiaty w wazonie postawiłam bliżej siebie, na stoliczku obok łóżka. Podeszłam do misi. Pogłaskałam każdego i jednego, który na koszulce miał napisane: 'Zayn" wzięłam blisko siebie na łóżko. Mama oczywiście chyba wiedziała o co chodzi, bo stała z rękami skrzyżowanymi na biuście, przyglądała mi się z diabelskim uśmiechem i chrząknęła. Ja jednak miałam to gdzieś, spojrzałam jej głęboko w oczy i wzruszyłam ramionami na znak, że to nie to co sobie wyobraża. Tak, wiem co sobie pomyślała: 'Yhy.. Ta jasne, już ty mnie nie okłamiesz." No dobra! Tęsknię za nim... Za tym, że miałam osobę, która była tu tylko  dla mnie... Denerwowało mnie to, bardzo. Nie chciałam o nim myśleć, ale serce nie pozwalało mi zapomnieć. To było silniejsze ode mnie.... To wszystko nie tak miało wyglądać.
Kolejne godziny mijały fatalnie... Każda minuta dłużyła się na ogromną skalę. Sekunda jak zawsze wydawała mi się szybka, teraz... była długa. Wiedziałam dlaczego tak jest. To tylko moja wina. Czekałam. Jak ta głupia, czekałam na niego. Myślałam, że się pojawi. Wmawiałam sobie, że przyjdzie chociaż powiedzieć, że jest tutaj ostatni raz. Chciałam ostatni raz spojrzeć w jak dla mnie aż miodowe oczy, które potrafiły zahipnotyzować moją głowę. Za dużo chciałam, bo on się nie pojawił.
---------------
Jest. 8 Rozdział. Jak Wam się podoba? Tak jak przewidywaliście.. Zayn... Taak. No wypierze się te spodnie. Hahaha. Proszę o duużo komentarzy!


sobota, 1 września 2012

Ogłoszenie!

                                   Uwaga!
 Zgłosiłam swojego bloga na konkurs. Jak każdemu zależy mi na wygranej. ;) Jeżeli ten blog Ci się podoba i masz serduszko to za głosuj na mnie :) Mój numerek to 3. stories--about-1d.blogspot.com Proszę i z góry dziękuję! 
@MagdalenaOpach