czwartek, 27 grudnia 2012

30 Rozdział

   Dni i miesiące mijały, leczenie chemioterapią dobiegało końcowi. Powoli wybudzałam się z koszmaru, który towarzyszył mi naprawdę długo.
Pozostało mi czekać, aż będę przygotowana do przeszczepu, tak samo jak dawca, któremu będę wdzięczna, przecież uratuje mi życie.
Rodzice szykują od tygodni walizki, które będą wypełnione rzeczami potrzebnymi nam w specjalnej klinice. Mam wyjechać na długo, czego się boję, boję się rozstania z Zaynem.
*
Kiedy do mnie przyszedł, musiałam mu powiedzieć.
-Pojadę z Tobą.-zaczął głupią gadkę. Nie mogłam na to pozwolić. On już chyba zapomniał kim jest.
-Nie wygłupiaj się. Nie jadę na rok. Najwyżej jedenaście miesięcy.-zrobił wielkie oczy, co tworzyło naprawdę śmieszny wyraz twarzy, dlatego nie hamowałam śmiechu.- Żartuję. Jeszcze nie wyjeżdżam. Będzie  dobrze.
-I tak z tobą wyjadę. Nie puszczę Cię samej.
-Do nieba też mnie samej nie puścisz?-zaśmiałam się.
-Ty sobie tak nie żartuj!
-Nie pamiętasz już kim jesteś? Masz fanów, których zaniedbujesz.-uświadomiłam sobie, że on nie żyje dla mnie, ma fanów i jest im potrzebny. Nie chcę go trzymać przy sobie na krótkiej smyczy, bo nie uda mi się to, przecież jest Zaynem Malikiem, słynnym członkiem zespołu One Direction.
-Człowiekiem płci męskiej.-zaśmiał się.

*
Zayn był ze mną do końca dnia i nie chciał wyjść. Upierał się przy swoim, a do mojego wyjazdu daleko. Ostatnie zdania mnie zadziwiły.
-Dobra, pogadamy kiedy indziej na ten temat, a teraz zostaję tu z tobą. Twoja mama sobie odpocznie, a ja będę tu z Tobą. 
-Ty masz się mną zająć? To ja szybciej wyląduję w grobie niż nam się wydaje!-zaśmiałam się. Powiedziałam żartobliwie, jednak chłopak zareagował chyba inaczej. Po chwili roześmiał się tak samo i czekał na odpowiedź na jego pytanie/zdanie oznajmujące. Sądził, że to co powiedziałam to  tylko żarty.
-No co? Nie możesz tu zostać.-powiedziałam tupiąc nogą jak małe dziecko.
-Właśnie, że mogę! Masz jakieś argumenty do tego, że nie mogę zostać?! Zresztą mów sobie co chcesz ja i tak tu zostaję!-przymrużyłam oczy i poczułam zadowolenie, że było widać jego przestraszenie.
-Moja mama i tak dzisiaj nie przyjedzie, musiała jechać zrobić badania... Ale tylko dzisiaj!-Zayn zaczął skakać z radości. Zaczęłam się śmiać, bo ten głupek jest dziwny, ale kochany... do czasu. Sami zobaczcie. 
-Zjesz coś?-zaczął męczyć.
-Nie.
-Napijesz się?
-Nie.
-Może pójść do sklepu coś Ci kupić?
-Nie.
-Wygodnie leżysz?
-Taa.
-Przynieść Ci coś z lodówki?
-Nie! Przestań męczyć męczy kicho! 
-Bo?-poruszył brwiami w górę i w dół.
-Bo jak nie, to poznasz złą stronę Katy!- zrobił wielkie oczy przerażenia, zamknął jadaczkę i poszedł zapalić papierosa. 
Leżałam na łóżku, wlepiając paczadełka w ekran telewizora i przeskakując z kanału na kanał w poszukiwaniu zaciekawiającego filmu lub serialu. Czynność przerwała mi pielęgniarka.
-Skarbie muszę Ci zrobić zastrzyk.
-Dlaczego?!-powiedziałam z wielkim przerażeniem widząc znienawidzoną igłę.
-Masz spadki. Poczujesz ukłucie. 
*
Dzień jak dzień zakończył się tak samo, jednak nie do końca. Zakończył się ze smutną wiadomością.
Do pokoju weszła moja cudowna lekarka.
-Katy jest mama?
-Nie, dzisiaj jej nie ma. Musiała iść na badania.
-Rozumiem to przyjdę jutro.
-Jak coś się stało to niech mi pani powie.
-Katy nie chcę Ci psuć humoru.
-Już mam popsuty! Nie będę spać w nocy!
-No dobrze... Twój dawca, pani się wycofała...
-Co to za popapraniec?!
~*~
Rozdział dedykuję moim czytelnikom, którzy wiernie to badziewie czytają, 
i pozostawiają komentarze. Kocham Was. :*
<3
Hello. Spokojnie, to nie ostatni rozdział. Cieszę się, że jesteście przywiązani do tego opowiadania. Nie sądziłam, że moje wypociny się komuś spodobają. To, że kończę to opowiadanie, nie znaczy, że kończę z pisaniem. Mam już parę pomysłów na nowe blogi i mam nadzieję, że zajrzycie. c: 
Bardzo Was proszę, abyście pozostawiali po sobie komentarze, wtedy wiem, że to czytacie. c: 
DOBILIŚCIE JUŻ DO: PONAD 7 TYSIĘCY. ;*
Tak się cieszę! :) 
Do napisania, kotynieńka! 
Mania. :3

wtorek, 25 grudnia 2012

Rozdział 29

-... a ja Ci przyniosłem lusterko, żebyś widziała jaka jesteś piękna.- mówiąc to widziałam jego śmiałe łzy, które wędrowały po jego policzkach, sprawiając, że były lekko mokre.- Ja wiem, że przeżyjesz Katy. Jesteś za dobra, żeby mnie zostawić samego. Wiem, że będziesz tu ze mną.- mówiąc ostatnie słowo jego głos się załamał, a jego twarz wyrażała ogromny smutek i strach. Mówił, ale myślał inaczej.- Będzie dobrze Katy, musi być, bo nie ma innej opcji.- przytulił mnie najmocniej jak umiał, przez co traciłam dojście do powietrza. Był blisko przy mnie tak, jakby to miał być jego ostatni raz.
Do pokoju wpadł tata, zdziwiło mnie to, że mamy nie było.
-Witaj Zayn.-przywitał się, na co Zayn zareagował tak samo i kulturalnie uścisną dłoń mojego ojca.
-Co mówił lekarz i gdzie jest mama?-zapytałam, bo byłam ciekawa, co mi powiedzą, przecież kłamstwa są zabawne, gdy znasz prawdę.
-Wszystko jest w miarę dobrze, a mama poszła do sklepiku.
-Kłamiesz.-mój tata zareagował zdziwioną miną. Był zaskoczony, że wiem to czego chcieli uniknąć.-wszystko słyszałam. Nie ukryjecie przede mną tego, że mogę umrzeć i że jest ze mną na tyle źle, przez co trzeba szukać dawcy. Gdybyś mi to powiedział normalnie, może by to tak nie bolało. Przyswoiłabym do siebie myśl, że trzeba walczyć, zrozumiałabym jaka jest prawda, ale ty albo wy, uważacie, że jestem niedojrzała, na tyle abym zrozumiała. I myślicie, że mnie znacie? Właśnie widzę.-moją twarz ogarnął smutek.-Kłamstwo boli bardziej, tato. Przynajmniej mnie.
-Przepraszam córciu, ale... nie wiedziałam co powiedzieć... -w tym momencie wpadła mama, która nie ukrywała płaczu.
-Wszystko będzie dobrze Katy.-powiedziała mama, na co się zaśmiałam.
-Płaczesz ze szczęścia, czy dlatego bo mój stan uległ ogromnej zmianie?- mama zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia.- No popatrz jak się złożyło! "Prawda zawsze wyjdzie na jaw"- to nie twoje słowa? Zawsze tak powtarzałaś, a teraz ja Ci muszę o nich przypominać, jakie to śmieszne.
-Katy skończ, wystarczy. Chciałam Ci to powiedzieć, ale delikatnie na tyle, żebyś się do tego przyswoiła.- mama złapała mnie za rękę.- Chciałam dobrze...-mamie przerwał tata:
-Ale to nie nasza wina, że podsłuchiwałaś!-powiedział z wymuszonym uśmiechem.
-Tato! Teraz nie zwalaj na mnie! Jak się idzie na osobność to się drzwi za sobą zamyka.
-Na kogoś trzeba zwalić.

Następne minuty kręciły się wokół dziecka, o ile to można nazwać już dzieckiem. Cieszę się, że nasza rodzina się powiększy, a może się nie powiększy tylko wyjdzie na jedno? Może maluch przyjdzie na świat, a ja odejdę? Nie chcę o tym myśleć. Mama zawsze powtarza, że trzeba myśleć pozytywnie, a nie przyciągać złe myśli.
Zayn był przy mnie bardzo długo, trzymał mnie za rękę na tyle mocno, że po chwili, krzyknęłam z bólu, a on obudził się z transu.
-Może pójdziesz się położysz.. do domu? Myślę, że jesteś zmęczony.-powiedziałam stanowczo.
-Nie, nie zostawię Cię tu samej, nie mogę.
-Zayn, nawet jakby nie umieram dzisiaj! Zresztą w ogóle nie umieram! Rodzice poszli do sklepiku nie będę sama. Marsz do domu!
-Wiem, że nic Ci się nie dzieje, ale chcę być przy tobie, bo w domu i tak będę myśleć o Tobie i będę tęsknić-wyjdzie na gorsze.
-Powiedziałam coś.- wskazałam rękami na drzwi, ale po chwili zmieniałam na ruch pokazujący: "tylko się pożegnaj ze mną".
-Ale jesteś uparta!
-A przy tym kochana i słodka.- mówiłam z miną zadowolenia.
-No dobra, ale wpadnę do Ciebie jeszcze dzisiaj i zupa, marchewki i reszta ma być zjedzona!
-Okej, ale nie wiem jak sobie poradzę z jedzeniem widelcem.-zaśmialiśmy się. Dał mi całusa i skierował się do wyjścia, jednak coś go zatrzymało. Zayn był tak zamyślony, że nie otworzył drzwi i... walnął czołem i nosem w szybę. Najpierw się przestraszyłam, ale później wybuchłam śmiechem, widząc, że wszystko w porządku.
-------------------------------------------------------------
Dzień doberek. Jak święta? Wigilia? U mnie dobrze. Zastanawiam się, czy to nie przedostatni rozdział. Już zmierzam do końca. Czekam na komentarze. Do napisania. Mania.

piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział 28

                                            Przeszkoda, którą nie tak łatwo przeskoczyć- to ja. 
To co usłyszałam mnie ucieszyło. Szczerze się cieszyłam, ale i smuciłam. To dziecko potrzebuje miłości, rodziców i spokojnej, normalnej rodziny. Ja nie powinnam do niej należeć. Wokół mnie kręcą się same złe rzeczy. Każda sytuacja mnie pożera w całości, sycąc się moją bezsilnością.
*
Leżałam na boku, wlepiając swoje oczy w rodziców i myśląc co powinnam powiedzieć. Nie umiałam nic wydusić i na szczęście wyratował mnie lekarz. Zwrócił się do moich rodziców:
-Mogę państwa na chwilkę prosić?
-Oczywiście.-wstali i wyszli przed salę. Rozumiałam, że nie chcieli abym uczestniczyła w tej rozmowie, żebym jej nie słyszała.  Nie udało im się to, bo nawet nie zamknęli drzwi, więc doskonale ich słyszałam.
„Chciałem z państwem porozmawiać oczywiście o Katy. Nie mam dobrych wiadomości. Przez przerwę w leczeniu jej stan zdrowia się pogorszył. Badania, które zrobiliśmy dzisiaj to potwierdziły. Myśleliśmy, że leczenie pójdzie zgrabnie i łatwo, jednak tak nie będzie i mówię to z przykrością. Tą chorobę da się wyleczyć, jednak w takim stanie nie zawsze to wychodzi, będziemy się starać. Od razu mówię, że będziemy potrzebować dawcy do przeszczepu. Państwa córka będzie musiała przyjmować mocniejsze leki.”
Usłyszałam płacz mamy, a po chwili oddalający się głos taty i coraz cichszy szloch mojej rodzicielki. Poszli rozmawiać z lekarzem dokładniej. Usiadłam na łóżku i czułam łzy na policzkach. Po pokoju rozległ się głos Zayna.:
-Cześć skarbie, jak się czuuu...-nie dokończył widząc mój stan. Odłożył szybko siatki pełne smakoszy i podbiegł do mnie.-Co się stało?-wypowiedział zdenerwowanym głosem.
-Mój stan się pogorszył Zayn. Muszę przyjmować mocniejsze leki. Będę potrzebowała dawcy.. do przeszczepu.
-Katy, najważniejsze, że jest dla Ciebie ratunek. Nie to, że mocne leki, przez które wypadną Ci włoski, które przez przerwę zaczęły Ci odrastać, tworząc uroczy meszek. To nie jest ważne. Najważniejsze jest zdrowie, abym mógł się Tobą cieszyć. Chcę pokazać Ci świat, objąć Cię, pocałować. Będę czekał, aż wyzdrowiejesz i będziesz spokojnie oddychać. Dawca się znajdzie, uwierz mi. Wierzysz mi?-mówił patrząc mi w oczy i gładząc mój zapłakany policzek. Uśmiechnął się w moją stronę.-Wiem, że mi wierzysz.-pocałował moje usta. Wstał i skierował się do reklamówek pełnych smakołyków i zaczął je wyciągać.-No popatrz tylko jakie Ci tu pyszności przyniosłem. Marchewki są od Louisa, od Liama zupę pomidorową, którą sam zrobił, ale kazał Ci zjeść ją widelcem albo nożem, od Harrego masz czekoladowego kota, od Nialla masz nadgryzionego pączka, a ode mnie...-przerwałam mu:
-Zayn?
-Tak?
-Ja mogę nie przeżyć.-nie powiedział nic, zamknął się w sobie. Widziałam w jego oczach łzy, które były takie prawdziwe. On naprawdę mnie k o c h a . Teraz w to wierzę, ale nie cieszę się z tego, bo jego miłość może w każdej chwili umrzeć.
-------------------------------------------
Przepraszam, że taki krótki, ale postaram się szybko dodać kolejny, żeby to nadrobić. :)

sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział 27


        Nad ranem słońce szybko wdarło się do mojego okna, a prędzej promienie słońca przebiły się przez moje okno, które było na tyle duże i skomplikowane, że nie dało się założyć żaluzji, co bardzo utrudniało spanie. Niechętnie otworzyłam jedno oko spoglądając na budzik i widząc przedstawione wskazówki zegara na poszczególnych kreskach, przeraziłam się, otwierając kolejne i ostatnie oko.  Położyłam się na plecach, martwo spoglądając w sufit. Leżałam próbując przypomnieć sobie, co wydarzyło się wczoraj. Kolejny raz odczułam złość, a jednocześnie smutek, z powodu utraty bardzo bliskiej mi osoby, jednocześnie patrząc głębiej była mi obca. Tylko dlaczego dalej czuję coś do niego? Dlaczego kiedy podarował mi pierścionek, pierwsza odpowiedź padła: "nie.", ale kolejnym razem, kiedy wylądował w szpitalu, moja odpowiedź od razu była zmieniona? Potrafiłam wędrować poważnie chora, osłabiona i w piżamie, tylko dlatego, aby zapytać się co się stało i jak się czuję. Narażałam swoje życie nie tylko z powody mojej ciężkiej choroby, osłabienia i słabych wyników, ale też zagrożeniem była moja mama, u której cudem wyszłam cała.  Nie znam tego człowieka płci męskiej na tyle dobrze, aby stanąć z nim przed ołtarzem i składając sobie przysięgę małżeńską, ponieważ mogłoby się okazać, że to nie ta osoba, ale wiem, że jest to chłopak o imieniu Zayn i wiem, że zrobiłby dla mnie wszystko. Kiedy mój szanowny były mnie porwał, to właśnie Zayn, próbował mnie szukać, co nie wyszło tak jak chciał, ale mnie bądź co bądź, odnalazł. Wiem też, że przy nim czuję się bezpieczna, chcę mi się żyć i walczyć z moją przeszkodą, którą mogę nazwać po prostu: "Świat". Przewróciłam się na drugi bok, aby ułożyć się wygodnie, tyłem do słońca, które ogrzewało mi plecy i próbując zasnąć, jednak moje przemyślenia zajęły więcej czasu niż przewidywałam i kiedy zamykałam oczy od razu się otworzyły, słysząc alarm budzika. Na dawne urodziny dostałam śliczny budzik w kształcie kotka. Dostałam go od babci, która niestety odeszła z tego świata. Zawsze była uśmiechnięta i wesoła, bardzo ją kochałam. Każdą wolną chwilę mogłam spędzać z babcią. Mimo swojego wieku, była pełna siły i energii. Dla mnie potrafiła zrobić wszystko. Ale każda bajka ma swój początek i koniec, raz jest kolorowy, a drugi raz jest czarny. Babcię zaatakowała choroba. Najgorsza wiadomość to to, że miała to samo co ja teraz. Nie znaleziono dla niej dawcy, nie zdążyli. Długo nie mogłam się pogodzić z faktem, że nie mogę do niej przyjść, poplotkować i zjeść jej pyszny obiad. Brakuję mi jej, a fakt, że może stać się ze mną tak samo jest dobijający. W prawdzie podobno, "ze mną nie jest tak, jak z babcią", ale może mnie oszukują? Może chcą, żebym żyła w nieświadomości? Wracając do budzika, to kiedy otworzyłam pięknie zapakowane pudełko, skoczyłam babci na szyję i ją uściskałam, jednak ona śmiała się bardzo głośno, tzw. "niepohamowanym śmiechem". Nie wiedziałam o co jej chodziło, jednak dowiedziałam się kolejnego dnia, rankiem, kiedy budzik zadzwonił. Obudziło mnie słodkie "Miau", na co szeroko się uśmiechnęłam, ale kolejne miauczenia, nie były takie fajne. Kotek miauczał coraz głośniej, co dochodziło do darcia słowa "MIAU!!!", co powodowało, budzenie całego domu.  Tego dnia, leżałam w pokoju śmiejąc się z prezentu, wiedziałam już dlaczego babcia się tak śmiała.
Wyłączyłam szybko budzik, aby nie doszło do nieprzyjemnej sytuacji. Usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się, czując jak moje kości wydają dźwięki strzelania.  Wczoraj musiały mi ostro łzy podróżować po moich policzkach, ponieważ są posklejane od łez, jeśli wiecie o co mi chodzi. Doszłam do ogromnego okna, z którego było widać niesamowity widok na łąki. Słońce pięknie zapowiadało pogodę, z czego zrozumiałam, że jest ciepło, dlatego patrząc w dal w jeden punkt, czyli zapatrzenie się, otwierałam okno. Moje ciało obleciał wiatr, który bez problemu wygrywał ze słońcem. Stałam tak dalej patrząc tylko w ten punkt, kiedy z transu wyrwała mnie moja mama.
-Czyś ty oszalała?! Chcesz jeszcze więcej nam problemów narobić?! Zamykaj to okno, bo zimno jest, ubieraj się i schodź na dół!- nieprzyjemnie warknęła ubrana już mama i wyszła, nie dając mi dojść do słowa. Wiedziałam, że jest zła, ale nie sądziłam, że aż tak, żeby powiedzieć takie słowa. Po głowie chodziły mi ostatnie słowa drugiego zdania: "więcej nam problemów narobić".  Definicją słowa "problem" jestem ja, doskonały przykład.
Wyszłam z pokoju i powędrowałam do łazienki. Gdy zauważyłam swoją postać w chusteczce w lustrze, zdziwiłam się, że z tej brzydoty nie pękło. Wychodząc z łazienki, wstąpiłam do pokoju, aby spakować swoje rzeczy.  Po wykonaniu tej czynności skierowałam się w stronę schodów, prowadzących w dół, ciągnąc za sobą torbę i torebkę. Zeszłam na dół, wchodząc od razu do jadalni. Kulturalnie się przywitałam, ale nie uzyskałam z żadnej strony łaskawej odpowiedzi. Kiedy mama wypiła z tatą kawę, odezwała się:
-Ubieraj się, musimy jechać.- kolejny szorstki i nieprzyjemny głos od samego rana. Idealny poranek.
Ubrałam się i wyszłam przed dom, czekając na mamę. Kiedy wyszła, nawet na mnie nie spojrzała, tylko od razu skierowała się w stronę samochodu, a ja za nią. W samochodzie zastanawiałam się jak mam rozpocząć tą trudną rozmowę. Im dalej byłyśmy od domu, tym bardziej nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-Mamo...
-Mhm...
-Przepraszam Cię za wczorajszą sytuację, nie chciałam żeby tak wyszło.
-Dobra, ale następnym razem uważaj co mówisz.
-Ty też.-powiedziałam pewnie, ale ze smutkiem w głosie.
-Słucham?
-Przepraszam, że jestem potworem. Problemem, który tylko przeszkadza w waszym życiu. Przepraszam, że jestem niechciana i niekochana. Jak chcesz skoczę przez okno lub rzucę się pod tira, żebyście nie mieli mnie na głowie. Niestety wyparować nie umiem, ale kiedy po pełnie samobójstwo, będziecie sobie wmawiać, że to tylko nieszczęsny wypadek, albo nie będziecie sobie wmawiać tylko się cieszyć. Jeśli to ma wam ułatwić życie to proszę bardzo. - mówiłam nie patrząc mojej rodzicielce w oczy, tylko w stronę okna, starając się mówić obojętnym głosem, a stłumić łzy i płaczliwy głos. Nie wiem, czy wychodziło mi, ale się starałam.
-Katy? O czym ty dziecko mówisz?! Przecież my Cię kochamy, robimy dla Ciebie wszystko, ratujemy Cię! Jak możesz tak mówić? Jeśli odebrałaś to w taki sposób to przepraszam.
-Okay, ale następnym razem uważaj co mówisz.
Dojechałyśmy pod szpital i powędrowałyśmy na oddział. Zrobili mi badania, więc spokojnie mogłam zjeść pyszne śniadanko, które mama zrobiła mi do szpitala. Wyznaczyli mi salę, w której okresowo miałam zamieszkać. Byłam na sali sama, a to lepiej. Telewizor tylko dla Ciebie, łazienka też i co najważniejsze nie krępujesz się.  Rozpakowywałam się w czym pomagała mi mama, jednak w pewnym momencie, poleciała do łazienki i zamknęła się na klucz. Słyszałam odgłosy wymiotów.
-Mamo wszystko w porządku?
-Tak, musiałam zjeść coś nieświeżego.- powiedziała wychodząc z łazienki.-Będę się zbierała, poradzisz sobie? Jedzenie masz, a my z tatą wpadniemy za niedługo. Chemię masz od jutra.
-Pewnie, jedź i się połóż.- powiedziałam, całując w policzek moją mamę.
Kiedy wyszła, automatycznie poczułam się samotna-minus bycia samej w pokoju. Ułożyłam się na boku, myśląc, że zasnę, jednak kolejny raz mi coś przerwało i tym razem to był ktoś. Słysząc pukanie do przesuwanych drzwi, spojrzałam w szybkę i ujrzałam w niej Zayna. Ucieszyłam się, bo zaczynałam tęsknić. Zaprosiłam go do środka gestem ręki, co doskonale zrozumiał i wszedł z czerwonymi różami.
-Katy, tak tęskniłem, przepraszam. Nie musisz ze mną być na papierze, po prostu bądź przy mnie i... "Tylko mnie kochaj". - podszedł do mnie i złożył pocałunek na moich ustach.
Wszystko szło w dobrym kierunku. Pogodziłam się z mamą i Zaynem, a to był jakiś cud. Bałam sie, że go stracę i nigdy już  nie zobaczę. Na szczęście nie stało się tak, więc mam się z czego cieszyć. Dzisiejszy dzień mijał mi bardzo szybko. Mulat posiedział u mnie i zachowywał się jak mój kelner lub służący, z czego nie byłam zadowolona, bo wystarczało mi, że był moim, własnym chłopakiem. Pożegnał się ze mną słodkim całusem, ponieważ musiał iść na próbę z resztą orangutanów, więc zostałam ja i mój uśmiech przypominający banana.  Niestety zniknął, gdy do pokoju weszli zmartwieni i zaniepokojeni rodzice, równocześnie uśmiechnięci. -Hej skarbie.-powiedzieli razem.
-Cześć, co macie takie miny?
Mama spojrzała na tatę mówiąc:
-Ty jej powiedź.
-Katy, chcieliśmy Ci powiedzieć, że twoja mama jest w ciąży i nasza rodzina się powiększy.
Poczułam się jakby ktoś, zabrał mi spod ciała łóżko, a najgorsze to to, że nie spadałam na podłogę tylko daleko w czarną otchłań, z której nigdy się nie wydostanę.
"Teraz to już w ogóle będę utrapieniem. Przeszkodą do normalnego, szczęśliwego życia. Do spokojnej rodziny."-myślałam.
----------------------------------------------------------
Heejo. Tak długo nie dodawałam rozdziałów, za co bardzo Was przepraszam! Ten myślę, że jest długi, ale to wy go oceńcie. :) Moim usprawiedliwieniem może być:
-brak czasu,
-brak weny,
-brak internetu w całym domu! o.O
Wybaczycie? Piszemy komentarze, odnośnie rozdziału i mojego pytania.
Do napisania! Mania. <3

środa, 21 listopada 2012

Rozdział 26

    Stałam sparaliżowana, a przez moją głowę przechodziła treść SMS'a. Czyli jestem chodzącym zarazkiem? Nie wyzdrowieję? Nie będę tą samą Katy? Przecież to nierealne! Niemożliwe! Taką chorobą nie da się zarazić! Nie mogłam uwierzyć, że lata przyjaźni z Emily, zakończyła się w taki sposób. Miałam inne zdanie o niej. Myślałam inaczej i myliłam się. Mogła chociaż przystopować i nie ranić.
-Co się stało?- Zayn podszedł do mnie niespokojnym krokiem i złapał za ręce, widząc moje łzy.
-Nic.
-Chyba uważasz mnie za idiotę, jeśli myślisz, że uwierzę. Płakałabyś bez powodu?-zaśmiałam się na jego słowa i otarłam łzy.
-Bo... chodzi o to... juto jadę do szpitala. Muszę zacząć wszystko od początku. -nie wiem czemu go okłamałam. W sumie nie okłamałam, tylko nie powiedziałam o wszystkim. Boję się powrotu do szpitala. Leki, które dostaję to trucizna. Jedno wyleczy, ale drugie niszczy.
-Spokojnie. Przecież będę przy Tobie.
-Zayn. Ty nic nie rozumiesz! Tu nie chodzi o to, że nie chcę tam jechać, czy o to, że boję się samotności, bo wiem, że będziesz przy mnie. Ja boję się przechodzić tego na nowo! Źle to wszystko przechodzę! Źle toleruję leki! Te wymioty, bóle ciała, mnóstwo leków... Nie chcę tego wszystkiego!
-Ale wiesz, że musisz prawda? Obiecuję Ci, że to wszystko się skończy i za niedługo będziemy przed ołtarzem. Ty w pięknej, długiej, białej sukni, a ja w czarnym garniturze. Chyba, że będziesz chciała inaczej.
-Ale...-przystopowałam, bo bałam się mu to powiedzieć.- Ja nie mogę za Ciebie wyjść. Przepraszam.
-Dlaczego? Przecież się zgodziłaś...
-To była pochopna decyzja. Nie znam Cię. Jestem za młoda. Nawet nie wiem czy mnie kochasz... Ale nie znaczy to, że ja Cię nie kocham.- zastanawiałam się, czy podejmuję dobrą decyzję, czy na pewno wiem co robię. Dzisiaj tego nie jestem pewna, ale przekona mnie o tym przyszłość.
-Przecież Cię kocham!-widziałam zdenerwowanie w jego oczach i głosie.
-Wiesz, czasem słowo "kocham" nic nie znaczy. To za mało by udowodnić swoją miłość. Ludzie przekonują się do siebie kilka lat, żeby wziąć ślub, nie kilka miesięcy.
-To jak Ci to mam udowodnić?- prawie krzyczał. Miałam wrażenie, że zaraz mnie uderzy, albo po prostu ucieknie. I nie myliłam się.
-To co mam zrobić?
-Nie wiem. Może jakoś to udowodnij?- bez słowa wyszedł. Uciekł. To miała być odpowiedź, że postąpiłam dobrze? Tylko dlaczego ta odpowiedź musiała być bolesna?
Wzięłam zimny prysznic. Wychodząc spod prysznica, poślizgnęłam się i upadłam. Na szczęście nic takiego mi się nie stało. Nabiłam sobie guza i się skaleczyłam. Poszłam na dół zaopatrzyć ranę. Niestety natknęłam się na mamę.
-Co Ci się stało? Zayn Ci to zrobił?!
-Co?! Nie, poślizgnęłam się.
-Twoje wcześniejsze wytłumaczenia były takie same!
-Mamo daj mi spokój!
-Dobra, to powiedź mi tylko jedno. Czemu wyszedł tak zdenerwowany?
-Bo zapomniał wyjąć ciasta z piekarnika!
-Katy!
-Mogę już iść?!
-Nie!
-Oh! Mamo, jestem zmęczona!
-To powiedź mi prawdę! Chyba mogę ją znać! To Twój przyszły mąż!
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo za niego nie wyjdę!- i pobiegłam na górę. Położyłam się na łóżku i wpatrywałam się w ścianę. Widziałam twarz zdenerwowanego Zayn'a. "Powinien zrozumieć."- myślałam.
Usłyszałam otwierające się drzwi.
-Kimkolwiek jesteś, proszę wyjdź, chcę zostać sama.
Poczułam sylwetkę przytulającą się do mnie, wiedziałam, że to mama.
-Katy, porozmawiajmy.
-Nie mamy o czym.
-Zrobił Ci coś?
-Nie.
-Jeśli tak, to mu nie daruję.-podniosłam się i popatrzyłam na mamę, która patrzyła na mnie z troską.
-Ty w ogóle się nie liczysz z moim zdaniem! Nie słuchasz mnie! Nic mi nie zrobił! Powiedziałam mu, że nie chcę ślubu, bo nie znamy się na tyle dobrze. Zadowolona jesteś? A teraz wyjdź, jestem zmęczona.
-Mogłabyś mnie bardziej szanować, ja się po prostu martwię.- i wyszła.
Czułam, że postąpiłam źle. Mama nic mi nie zrobiła. Jak powiedziała, martwi się o mnie. Powinnam się cieszyć, nie każdy ma taką osobę. Miałam wyrzuty sumienia. Z głową pełną myśli i złości na siebie i swojego chłopaka, zasnęłam.

piątek, 9 listopada 2012

25 Rozdział

-Nie ! ! ! -krzyczałam, ale czy to mi coś teraz da? Czy mój krzyk i zwijanie z bólu psychicznego coś zmieni? Czy cofnę czas? Dużo pytań mogłam zadawać, lecz żadnej odpowiedzi nie mogłam znaleźć.
 
     Kim ja jestem? Kim jestem, że świat się tak skoncentrował na mnie? Co zrobiłam? Co zrobiłam, że w zamian otrzymałam tyle bólu?  Naprawdę, jestem aż tak złym człowiekiem? Dlatego coś, ktoś odbiera mi wszystko do czego dążyłam? Czy kiedykolwiek dowiem się co to szczęście? Uwierzcie mi zapomniałam już, jakie to uczucie. Co mam zrobić, by przeprosić? Przeproszę, nawet nie znając przyczyny. Przeproszę, żeby siebie uratować. Żeby jego uratować. Żeby nas uratować...

Pojawiła się policja. No i co z tego? Co z tego, że jestem "uratowana" jak mogę go stracić? Słysząc strzał, zamknęłam oczy. Moje serce rozsypało się na milion kawałków. Jeśli on Alex strzelił w jego serce,  nie będzie sensu składania mojego serca do pierwotnego kształtu, czy wyglądu. Mam dość swojego życia. Czasami wydaję mi się, że dobre wyjście to skok z mostu, ale jestem za strachliwa, żeby to zrobić. Świat pokazał mi już dużo, mógłby przystopować. Chcę zasnąć i obudzić się jak już będzie po wszystkim... Nie sądzę jednak, żeby tak się dało. Wszystko mogłoby być prostsze, gdyby życie tego nie utrudniało. To wszystko jest chore, boję się, że i ja powoli się taka staję.
Nie mogę mieć życia jak każda normalna nastolatka? Jak każda dziewczyna, narzekająca na swój wygląd? Czy moje życie nie może się zmienić? Nie można tego cofnąć?
Szybko otworzyłam oczy, by zobaczyć jaka sytuacja miała miejsce. Bałam się, okropnie się bałam, że ujrzę coś, o czym bałabym się pomyśleć. Czułam, że ktoś rozwiązuje mi ręce i nogi. Postanowiłam, że szybko otworzę oczy, może nie stało się nic tak złego...
Gdy tylko poczułam luz w częściach ciała, które były związane i w połowie pozbawione ruchu, szybko wstałam i poszukiwałam mojego ukochanego. Nigdzie go nie było. Rozpłakałam się, bo poczułam, że moje serce zostanie w takim stanie do jakiego zostało doprowadzone.
Obróciłam się w stronę policjanta, który pomógł mi się wydostać z tych okropnie mocnych, sprawiających ból węzłach.  Chciałam coś powiedzieć, ale zabronił mi pocałunek. Zabroniły mi usta spoczywające na moich, doskonale wiedziałam do kogo należały. Odwzajemniłam pocałunek, nie myśląc o niczym. Niczego bardziej nie potrzebowałam, jak poczuć jego smak, zapach. Kiedy powoli brakowało nam powietrza, oderwaliśmy się od siebie. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam delikatnie uśmiechniętą twarz Zayn'a.  Wtuliłam się w niego, starając zapomnieć o tym co się stało. Zaciągnęłam się zapachem jego boskich perfum. Po tak długiej rozłące, nie miałam ochoty się od niego odrywać, jednak musiałam.
-Katy! Boże kochanie!- słysząc głos mojej mamy, pobiegłam się do niej przytulić. Kiedy Alex mnie przetrzymywał bez dostępu do świata, zaczynałam powoli wierzyć, że nie spotkam się już z rodziną, przyjaciółmi. Przywitałam się też z tatą, który prawie mnie udusił.
Kiedy pogotowie skończyło opiekować się moimi i Zayn'a ranami, podszedł do mnie chwycił za obie ręce i najdelikatniej jak umiał pocałował. Po chwili zadał mi pytanie:
-Myślisz, że mogę do Ciebie wpaść kiedy się trochę ogarnę?- spytał, a ja porozglądałam się w około zauważając, że jest już ciemno.
-Pod warunkiem, że zostaniesz na noc.-pocałowałam go w policzek i skierowałam się w stronę mamy, która nawoływała mnie ręką, starając się dać mi do zrozumienia, że już jedziemy do domu.
Weszłam do wanny wypełnioną gorącą wodą i piękną, białą pianą. Zaczęłam się odprężać, zamykając oczy. Jednak ja oczywiście nie umiem długo wytrzymać. Usiadłam po turecku i zaczęłam się bawić pianą jak małe dziecko. Budowałam zamki, pałace i inne budowle. Po chwili jednak wybudziłam się z transu małolaty i walnęłam się z otartej dłoni w czoło.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Kto tam?
-To ja, mama.-przykryłam się pianą i pozwoliłam mamie wejść do środka. Tak, wstydziłam się.  Może i nie miałam czego, przecież mama jest taka sama. Jednak zawsze miałam kompleksy, które nie zniknęły do dzisiaj.
-Coś się stało?-zaczęłam rozmowę. Byłam przekonana, że nie będziemy rozmawiać o tym co się stało, chciałam zapomnieć i nie myliłam się. Temat był inny, ale równie okropny.
-Kochanie... Miałam Ci mówić jutro... ale i tak musimy wcześnie wstać...
-O co chodzi?
-Jutro jedziemy do szpitala, na leczenie. Musimy zacząć wszystko od nowa.- w momencie kiedy usłyszałam "wszystko od nowa" miałam ochotę popłakać się niczym małe dziecko, jednak ja wolałam zamknąć w sobie emocje, miałam dość ubolewania nade mną. Ale nie byłam tak twarda, żeby nie posmutnieć, przecież nie była to wiadomość, z której mogłabym skakać z radości.
-Wszystko w porządku skarbie?-kiwnęłam tylko głową na "tak" i wymusiłam uśmiech w jej stronę.. Kiedy nasze oczy się spotkały, szybko spojrzałam w dół, aby nie zauważyła, że kłamię.  Mama odwzajemniła uśmiech i udała się w stronę wyjścia. Zatrzymała się i odwróciła mówiąc:
-Zayn dzisiaj przyjdzie, prawda? Zostanie na noc, tak?
-Skąd wiedziałaś?
-Słyszałam waszą rozmowę.-  posłała mi buziaczka i wyszła.
Ogarnęłam się i wyszłam do pokoju. Tak się cieszyłam, że w końcu w nim jestem. Brakowało mi tej prywatności. Zauważyłam mój telefon na biurku. Podeszłam i zobaczyłam nową wiadomość.
        Chciałam się pożegnać, bo nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Jeszcze się czegoś zarażę. Emily.
 Poczułam jak łza zdrady  moczy mój policzek. Ale jak? Przecież tak się o mnie "martwiła". Czyli to wszystko było sztuczne? A może ona specjalnie przyprowadziła Alex'a?
I w tym momencie do pokoju wszedł Zayn.
-----------------------
Hejoł. Dodałam kolejny rozdział, mając nadzieję, że nie macie do mnie pretensji, że długo? Starałam się szybko. : )
1.Podobał Wam się rozdział?
2.Wolicie krótsze czy dłuższe rozdziały?
3.Jeśli chcecie być informowani piszcie swój kontakt. :)
4. Po lewej stronie macie ankietę. Bardzo bym was prosiła o szczere zagłosowanie. :)
5. Po lewej stronie macie obserwowanych. Dodajcie się jeśli macie na to ochotę :)
Do następnego. <3 Mania.

środa, 7 listopada 2012

24 Rozdział

   Boję się . Ja po prostu się boję . Strach zawładnął moim ciałem . Zwyciężył , wygrał . Czego się boję ...? Życia . Przecież dzisiaj mogę być , śmiać się , płakać , albo cieszyć się dniem , a jutro mogę nie oddychać . Jesteśmy jak tam bańka na wodzie , cicha , delikatna , cieniutka i spokojna . Wystarczy jeden ruch nasz , kogoś albo czegoś ... i pyk ! Nie ma nas. Teraz wiecie czego się boję .? Jeśli nie będę przyjmować leków, to ... Niewiele mi zostało.
To co zobaczyłam, to był cios poniżej pasa . Wiedziałam, że on mnie kocha i nienawidzi naraz , ale nie wiedziałam , że aż tak . Chciałam obudzić się już z tego koszmaru , nie mogłam przyzwyczaić się do rzeczywistości . To jakiś horror. Gram w grę i nie mogę przejść levelu. Nie mogę wyjść z labiryntu . Powoli przyzwyczajałam się do bólu , smutku , lęku ... Miałam piękne życie , którego nie umiałam docenić . No bo " Trzeba coś stracić , żeby to docenić . " Prawda ? Teraz za późno .
Zaczęłam się czołgać , w stronę znanej mi osoby , bardzo znanej . Miałam związane ręce i nogi , dlatego nie było mi łatwo się poruszać. Abym nie mogła wydobyć z siebie jakichkolwiek dźwięków , usta zaklejone miałam taśmą klejącą. Widziałam , że Malik musiał być nieprzytomny. Przestraszyłam się jeszcze bardziej. Płakałam jeszcze mocniej . Doczołgałam się do niego i próbowałam go poruszać. Czułam , że oddycha . Jedyne co dzisiaj mnie uszczęśliwiło . Kiedy otworzył oczy , widziałam w nich iskierki , które chyba były spowodowane moim widokiem . Przytuliłam się do niego . On także był związany i nie mógł nic powiedzieć , przez taśmę klejącą . Widziałam , że cierpiał . Miał podbite oczy , zakrwawiony nos , ręce w krwi , nie wiedziałam dlaczego akurat ręce , ale wiedziałam , że to sprawka ... Alexa . Zastanawiałam się dlaczego tacy ludzie żyją , a małe dzieci w szpitalach walczą o życie . Rodzice nie mają pieniędzy na ich leczenie , i odchodzą nie poznając tego durnego świata . A może to i lepiej ?
Miałam ochotę wziąć pistolet w rękę i strzelić w Alexa, tak żeby kula nie trafiła w serce. Żebym mogła patrzeć jak on cierpi. Jak krwawi i topi się w swojej kałuży krwi. Chciałam zobaczyć jak ból rozprzestrzenia się po jego ciele wewnątrz i na zewnątrz. Na widok jego cierpiącej miny , śmiałabym się mu w twarz . Naplułabym na niego i kopnęła w brzuch . Może zrozumiałby , że każdy człowiek ma uczucia i odczuwa ból . Potem poczekałabym na to , aż wykrwawi się na tyle , że jego serce odmówi współpracy. Aż wybije jego godzina i wybiją jego minuty oraz sekundy . Poczekam , aż zamknie swoje oczy i już nigdy ich nie otworzy . Na koniec sprawdziłabym  i poczułabym ulgę . W końcu przestałabym się bać , a życie stałoby się piękniejsze . Tak nigdy się nie stanie , ponieważ ja nie odważę się chwycić za spust i strzelić nawet do najokropniejszej osoby na świecie . Jestem tchórzem , ale na to nic nie poradzę . Nawet kiedy on pójdzie do więzienia to i tak będę się bała , bo kiedyś stamtąd wyjdzie . Wątpię , żeby dostała na tym niesprawiedliwym świecie dożywocie .
Usłyszałam , że otwierają się drzwi . Słyszałam kroki w naszą stronę .
-Lepiej się od niego odsuń , bo jak nie to go zabiję . -wytresował mnie jak psa , który boi się , że jak nie wykona tego co mu się każę , to dostanie klapsa . Odsunęłam się na komendę i czekałam co dalej wymyśli . Podszedł do mnie i energicznym , agresywnym ruchem oderwał ode mnie taśmę . Otworzyłam buzię z bólu krzycząc bez głosu . Skuliłam się z bólu . Zayn ruszył w moją stronę .
-Nie ruszaj się ! Chyba , że życie Ci nie miłe ... - Zayn zatrzymał się bo widział przeczące kiwnięcie mojej głowy , kiedy ból ustąpił .
-Zostaw go ... Proszę ! Zostaw go , a weź sobie mnie ! On nic Ci nie zrobił ! Zabij mnie , rób sobie ze mną co chcesz , ale jego wypuść ! Proszę ...- mówiłam dławiąc się własnymi łzami.
-Oh jakie to słodkie ... Naprawdę , przestańcie bo się popłaczę !
Alex wyszedł , ale nie na długo , ponieważ wrócił i nie sam ... W ręce trzymał pistolet ... Wycelował w stronę Malika ...
-NIE !!! BŁAGAM , NIE RÓB TEGO ! PROSZĘ ! Zabij mnie nie jego ! Uszanuj to , że go kocham ! Uszanuj moje zdanie ! Jego wypuść wolno , żywego , a ja obiecuję , że z tobą będę ! Pozwolę Ci na wszystko!
- Na wszy...
Nie dokończył , bo ktoś szybkim ruchem otworzył drzwi .
-STÓJ POLICJA !
Niestety ... nie cieszyłam się policją ... Alex się przestraszył i ... Strzelił ...
-----------------------------------------------
No i tak , mamy kolejny rozdział . Dziękuję za komentarze . Przynajmniej wiem , że ktoś to w ogóle czyta . 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ :*
A jak Wam się podobał 24 ?
Mania

wtorek, 23 października 2012

23 Rozdział

     Spacerowałam zwilżoną od deszczu ulicą, a wiatr chłodził moje gołe ramiona. Czułam we włosach wiatr, co kochałam. Stanęłam opierając się o barierkę pewnej ulicy, z której był piękny widok na krajobraz Londynu. Moje ulubione miejsce, odwiedzałam za każdym razem, kiedy miałam jakieś ważniejsze przemyślenia. Jednak lubiłam przychodzić tutaj też tylko po to, aby oderwać się od świata codziennego i odpocząć. Odpocząć od codziennych, życiowych czynności, które nawet kiedy nie były męczące, to musiałam  od nich odpocząć. Bo przecież każdemu człowiekowi należy się odpoczynek?
Przez ciało przeszły mnie dreszcze, zrozumiałam, że było mi zimno. Moje ciało ogrzało inne ciepło bijące od drugiej osoby. Doskonale wiedziałam kto to. Uśmiechnęłam się pod nosem. Szczęście opętało mój umysł. Zapomniałam o myślach, nad którymi powoli się gubiłam i myślałam już tylko o nim. On był najważniejszy, on to przecież moje serce. Może to tylko dla Was puste słowa, mnie po prostu nie stać na coś głębszego. I tak najważniejsze to to, aby słowa były szczere. Jedne osoby umieją je bardziej rozwinąć, ubarwić inne nie. Ja należę do tych innych.
Poczułam, że ciało, którego pragnęłam oderwało się ode mnie, co bardzo mi się nie spodobało. Ogrzewało mnie w tak cudowny sposób, że pragnęłam tego jeszcze więcej. Mimo, że nie czułam jego ciała, czułam jego oddech, dlatego wiedziałam, że jest przy mnie. Okazało się, że oderwał się ode mnie tylko po to aby okryć mnie swoją kurtką. To było romantyczne. Odwróciłam się w jego stronę, tak aby utonąć w jego czekoladowym morzu tęczówek. I tak się też stało, było to nieuniknione. Uśmiechnęłam się, na co on zareagował dotykiem swoich ust moich. Odpowiedziałam na pocałunek pozytywnie, zgadzając się. Odwzajemniłam go. Kiedy zakończyliśmy tą bardzo przyjemną czynność, zaczął mnie przytulać....

-Katy...! Obudź się! Katy...? Spioszku ty mój!-najgorsza rzecz na świecie. Otworzyłam zropiałe oczy, przetarłam je próbując pozbyć się "śpioszków".
-Spałaś tak smacznie, że mam wielką nadzieję, że śniłaś o mnie...?-poruszał brwiami typ, na którego nie mogę patrzeć. To wszystko to sen, sen z którego mnie obudził. Mogłam w nim zostać, śnić dalej i chociaż nie byłaby to prawda, byłabym tam szczęśliwa.
-Pf. Marzenie.- odpowiedziałam  zimnym tonem, z lekka jeszcze zaspanym.
-Wstawaj i się wykąp, a ja w tym czasie przyszykuję Ci coś do jedzenia. Tutaj masz czysty ręcznik. Chodź zaprowadzę Cię do łazienki.- on mówił serio? Że niby tak to wszystko ma wyglądać? Będzie mnie karmił i pilnował na każdym kroku?! Mimo wszystko zgodziłam się. Mój stan zewnętrzny był w stanie tragicznym, nawet letnia woda mogłaby zamaskować to co się dzieję z moim ciałem . Zaprowadził mnie do łazienki i tam zostawił samą. Zamknęłam się w niej i powoli zaczęłam rozbierać. Zrzucałam z siebie brudne ubrania pozostawiając je porozwalane po kątach. Wzrokiem błądziłam szukając ucieczki z tego miejsca jednak nie znalazłam ratunku. Stałam naga przed lustrem, zastanawiając się jak z tym sobie daję radę...? Powinnam teraz płakać z bezsilności, jednak ja nie mam siły nawet na płacz. Powoli brakuje mi siły na oddychanie, ale nie poddam się. Nie mogę dać mu tej satysfakcji. Przyglądałam się dziewczynie w lustrze. Czułam do niej wstręt i obrzydzenie, tak jak zapowiadał to tamten osobnik. Nie chciałam tego, ale nie umiałam inaczej się do tego nastawić. Weszłam pod prysznic, myśląc, że chociaż trochę zmyję brud z ciała. Nie chodziło mi o brud, powstający na wskutek długiego nie mycia się. Chodzi mi tutaj o brud w tym drugim znaczeniu, o wstręt. Jednak nie tak łatwo się go pozbyć, doskonale sobie zdawałam z tego sprawę, bo już coś takiego przeżyłam. Przechodzę to na nowo.
Przypomniała mi się sytuacja, w której zastałam mamę płaczącą w ramię taty. Przez płacz mówiła "Przecież ma tylko jakieś 17 lat, a tyle już przeżyła" Ta sytuacja miała miejsce, kiedy miałam problemy z Alex'em. Wracałam do domu posiniaczona i zamknięta w sobie. Nie odzywałam się do nikogo. Chciałam, ale nie mogłam. Teraz zgadzam się z tym co powiedziała mama, ale też nie. Ona widzi w tym tylko negatywną stronę, ja tą ale i też pozytywną. To prawda jestem młoda, a tyle już mam za sobą smutnych i pewnie wesołych sytuacji, ale życie pokazało mi drygą stronę świata. Teraz wiem, że wyrosnę na kogoś. Będę kimś, ponieważ wiem jakie może być życie. Będę z pewnością dawała lepszy przykład swoim dzieciom, przynajmniej będę się starała. Rodzice nie będą musieli martwić się, że wyrosnę na puszczalską dziewuchę, która pali, ćpa i pije. Nie toleruję tych przyzwyczajeń wielu nastolatków. Nie umiałabym na każdej imprezie iść do łóżka z pierwszym lepszym chłopakiem. Nie umiałabym upić się tak, aby na następny dzień nie pamiętać co robiłam dzień wcześniej. Narkotyki, próbowałam ale wyszłam z tego. Tak, próbowałam ale to było w czasach Alex'a. I nie zamierzam do tego wracać.
Wydostałam się spod prysznica i okryłam się ręcznikiem. Podeszłam do umywalki i zaczęłam obmywać twarz, ponieważ rozmył mi się makijaż. Wyglądałam gorzej niż czarownica, lecz nie zależało mi na tym. Powoli zaczęłam się ubierać, w ciuchy które miałam chwilę wcześniej. Słyszałam dobijania się Alex'a do drzwi. Postanowiłam, że dłużej nie będę zwlekać i wyjdę.
Złapał mnie za rękę, tak abym przypadkiem nie próbowała uciekać. Prowadził do pokoju, w którym od początku byłam uwięziona. Tam czekało na mnie śniadanie, a może kolacja? Nie wiem, nie zwróciłam uwagi, która może być godzina. Ze smakiem zjadłam kanapki jakie dla mnie przyszykował, byłam bardzo głodna- to przez sterydy. Powoduję piekielne napady głodu oraz zatrzymanie wody w organizmie przez co się tyje.
Najedzona bez żadnego wyrazu twarzy oparłam się o ścianę. Widziałam, że on po coś sięga. Widziałam chusteczkę, z którą zmierzał do mojej buzi. Zaczęłam się wyrywać, bez żadnego rezultatu. Związał mi ręce, po czym wyciągnął strzykawkę. Moje oczy się powiększyły z przestraszenia, bałam się. Chciałam się wyrwać, jednak on był silniejszy. Wbił strzykawkę do ręki. Poczułam okropny ból, po którym zasnęłam.
*Okres czasu później*
 Do mózgu dochodziły po kolei kolejne myśli, co oznaczało, że się budziłam. Próbowałam otworzyć oczy, co udało mi się za pierwszym lub drugim razem. Rozglądałam się po pokoju. To co zobaczyłam to cios poniżej pasa. Nie wiedziałam, że mógłby być zdolny do czegoś takiego. Czułam, że dostałam sił na kolejne łzy. Nie brakowało ich na moich policzkach. Miałam powód do płaczu- ujrzałam pobitego Malika.
-------------------------------------
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, nie podoba mi się. Ale opinię pozostawiam Wam. Pragnę zwrócić uwagę na to, że to chyba pierwszy tak długi rozdział. :)
W komentarzach piszcie co Wam się podoba a co nie, postaram się to zmienić.
Czekam na Wasze opinie z wielką niecierpliwością.
Kocham Was <3
@maniaopach

środa, 17 października 2012

22 Rozdział

     Złapałam się za podrażniony od ciosu, bolący i szczypiący policzek. Długo nie trzeba było czekać, aż spłynie po nim przeźroczysta ciesz zwana łzą. Nie umiałam nie okazywać bezsilności, po prostu nie umiałam. Wygrał. Znowu ma panowanie nad moim światem. Zamknęłam oczy, aby na niego nie patrzeć. Zjechałam tyłem po ścianie, w pewnym momencie usiadłam dalej opierając się plecami do ściany. Płakałam, chociaż zdawałam sobie sprawę z tego, że nie wiele mi to da. Byłam przyzwyczajona do tych emocji. Mam jakiś trudny poziom, level, którego nie umiem przejść. Teraz on. Nienawidzę go... Jak mogłam się z nim zadawać? On nie zawsze taki był. Umie być inny, ale twierdzi, że ja go skrzywdziłam i swojej winy w tym nie widział, a szkoda.
-Obiecuję Ci, że postaram się aby Twoje życie stało się piekłem! Będziesz wstydziła się swojego ciała, swojej osoby. W końcu pożałujesz, że mnie zostawiłaś równocześnie wydając. Dopilnuję tego.- skończył swoje groźby, po czym ukucnął blisko mnie i w obleśny sposób dotknął swoimi ustami moich. Po zakończeniu tej czynności odchylił się ode mnie, jednak dla mnie i tak zakłócał moją prywatność. Zmuszał mnie swoim wzrokiem do tego, żebym patrzyła mu w oczy. Upierałam się, na co on zareagował złością. Chwycił moją twarz w jedną dłoń i skierował w stronę jego twarzy tak, abym patrzyła tylko na nie. Nie chciałam tego. On nie brał pod uwagę tego, czy ja chcę czy nie. Czy mi się to podoba, czy nie. Nie było tu słowa o moim zdaniu, ono się nie liczyło. Nie mogłam wytrzymać... trudno powstrzymać mi się od łez, strachu i przypominaniu bólu jaki mi zadał. Wystarczy, że go widzę, a przed oczami mam wszystkie najgorsze sceny, w których jestem bita do krwi. On twierdzi, że mnie kocha. Niech zajrzy do cioci wikipedii co znaczy miłość. Jedyny pomysł jaki przyszedł mi do głowy, kiedy byliśmy w takiej bliskości...? Odważyłam się napluć mu prosto w twarz. Wyrwałam się, popchnęłam go tak, że się przewrócił, a korzystając z sytuacji chciałam uciec.
*Oczami Zayn'a*
    Najgorsza wiadomość, jaka mogła spotkać mnie w moim życiu właśnie do mnie docierała, bardzo powoli.  Mój skarb, moje serce, moje życie w rękach tego typa. Byłem pewny, że cierpi. Byłem pewny, że to on. Widziałem jak patrzy na Katy, jak patrzy na mnie. Pakowałem swoje rzeczy. Od dowiedzenia się tej okrutnej wiadomości, nie odezwałem się ani razu. Mój wzrok był pusty, mina bez emocji. Rozmyślałem mój plan... jednak nie mogłem mieć spokoju, chłopcy się martwili. Nie dziwiłem się, ale daliby mi spokój.
-Zayn?- zaczął troskliwym głosem Harry. Nie odpowiedziałem, w głowie miałem inne dialogi. Dialogi na temat "JAK URATOWAĆ MOJĄ PRZYSZŁĄ ŻONĘ" Jeszcze będziemy szczęśliwi.
-Zayn?!- powtórzył głosem zniecierpliwionym z nutką agresji.
-Czego chcesz?! Nie widzisz, że jestem zajęty?!
-Co chcesz zrobić?-reszta chłopaków przytaknęła w stylu "no właśnie..?"
-Nic Wam do tego.. to moja sprawa, nie wtrącajcie się.
-Przestań zgrywać twardziela!- jak to Liam, mądruś.
-A co mam robić?! Zadajecie głupie pytania! Będę jej szukać i znajdę! Dajcie mi spokój, nie mam czasu!
-Policja się tym zajmie.- Louis, niby jesteś najstarszy, a  i tak zachowujesz się jak dziecko...
-Śmieszny jesteś. Mam liczyć na pomoc policji? A co ona zdziała?! Jakby chodziło o Eleanor, siedziałbyś z założonymi rękami i czekałbyś aż zadzwoni zacna policja?! Nim oni ruszą swoje odwłoki, ona...-nie dokończyłem, nie chciałem myśleć co on może jej robić.
-Zresztą... już mnie nie zatrzymujcie. Muszę jechać Szkoda czasu. Nie chcę słyszeć pytań w stylu: "Możemy z tobą?" od razu mówię: NIE.- i wyszedłem. Wsiadłem do samochodu i zmierzałem w stronę domu Katy.
*Katy*
   Złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął tak mocno, że upadłam na podłogę. W tym momencie wstał, wytarł zwilżone części twarzy podszedł do mnie... i zaczął mówić:
-Tak się chcesz bawić? Jakąś bardziej spokojną Cię pamiętam. Radzę Ci się uspokoić, bo pożałuje twoja rodzinka, rozumiesz?!
Po długich zastanowieniach co mam robić, kiedy już miał wychodzić i zostawić mnie samą, zatrzymałam go:
-Dlaczego mi to robisz?- mówiłam załamującym się głosem, ciągnąc katar nosem.
-Dlaczego? Żebyś poczuła jak się czułem, żebyś zrozumiała to, że Cię kocham i to, że my jesteśmy stworzeni dla siebie.
-Nie ma nas! A skoro tak mnie kochasz, to pozwól mi odejść. Żyj własnym życiem! - zareagował śmiechem.
-Alex, ja muszę zażywać leki! Jestem chora! Nie rozumiesz tego?!
-Przy najgorszym, jak umrzesz... to się zabiję i i tak będziemy razem. - pogłaskał mnie po policzku, a kiedy zobaczył moją kwaśną minę, bez słowa wyszedł.
    Zostałam sama, tego potrzebowałam. Widziałam siniaki na rękach, zastanawiałam się kiedy zadał mi tyle bólu. Jak spałam? On jest chory, chory psychicznie. Nie wierzyłam w to co robiłam, ale.. uklęknęłam na kolanach, złożyłam ręce i zaczęłam się modlić. Pod koniec modlitwy dodałam:
-Jeżeli naprawdę jesteś tam na górze... to proszę nie krzywdź mnie tak! Ja nikogo nie skrzywdziłam, a to, że w Ciebie nie wierzę chyba Ci nie przeszkadza, prawda? Każdy ma prawo wybory swojej religii. Ja swojej nie mam. Mówię Ci to prosto z mostu, bo i tak pewnie znasz moje myśli. Moje życie pokazało mi, że Ciebie nie ma... Chciałabym, żebyś pozwolił mi wybierać, a jeśli tak bardzo Ci przeszkadzam to mnie stąd zabierz. Nie pozwól tak złej osobie jak ja, żyć na Twoim "idealnym" świecie. Amen.- położyłam się kuląc na podłodze i zasnęłam.
*Zayn*
-Obiecuję, że ją znajdę. Przywiozę ją całą i zdrową.- mówiłem wychodząc z jej domu. Mama Katy, próbowała się do mnie uśmiechać, jednak i tak nie potrafiła zamaskować swojego krytycznego stanu. Kiedy usłyszała moje ostatnie słowa, przestraszyła się. Podbiegła do mnie i mnie zatrzymała.
-Zayn, dziecko nie rób nic na własną rękę!
-Nie pozwolę, aby ktoś ją krzywdził. Za niedługo będzie nasz ślub. Dopilnuję aby wszystkie rany zdążyły się zagoić.
Szedłem na parking. Było bardzo późno. Chłodny wiatr, wiał mi po uszach. Marzyłem o chwili, w której wraz z Katy, będziemy spacerować trzymając się za rękę. Czułem, że za niedługo ją zobaczę. Nagle poczułem ostry ból, ktoś mnie kopnął. Przewróciłem się. Usłyszałem śmiech. Przyłożył mi coś do buzi, po czym prędko zasnąłem.
------------------------------------------------------
Nie nudzi Wam się ten blog? Wydaję mi się, że czytacie bo musicie. Za niedługo będzie koniec tej historii, chyba że wpadnę jeszcze na jakieś pomysły. Piszcie, czy wam się nudzi, czy może niee? No i oczywiście nazwy tt! @maniaopach

środa, 10 października 2012

21 Rozdział

    To już robiło się śmieszne. Z mojego życia byłaby dobra książka, czy film. Za co on by mi to robił?! Za to, że już go nie kocham? Nie zasługuje na te uczucia! Nie zasługuje! Po tym co zrobił? Pff.. Nie chcę do tego wracać. To jest ból silniejszy od bólu po chemii. Ból, który rozrywa mi serce. Zapomniałam, a on wrócił. Znowu chce je rozerwać, a ja na pewno nie pozwolę, nigdy! To co zrobił.. to... Czułam jak łza opada na moją bluzkę, ale najpierw przebyła niedługą drogę po policzku. Wróciły wspomnienia, kiedy go zobaczyłam... Historia z nim jest długa, nie wiem czy warto tracić na nią czas. Powiem może tyle... zranił mnie, przez co długo nie mogłam się pozbierać. Nie chcę wracać do szczegółów. Przez niego, do dzisiaj boję się Zayn'a. Boję się bliskości. Brzydzę się facetów.
  Chciałam się podnieść, ale nie miałam sił... Bałam się bo osobnik, który był przeze mnie znienawidzony.... zmierzał ku mnie. Czułam dreszcze, a jeszcze większe obrzydzenie. Nie mogłam na niego patrzeć. Wspomnienia były silniejsze ode mnie.... nie umiałam być silna, twarda. Podszedł do mnie i mnie podniósł, tak, że siedziałam.
-NIE DOTYKAJ MNIE!- Czułam jego smród, niedawno był moim ulubionym zapachem. Nienawidzę tamtego czasu. Przeklinam dzień, w którym go poznałam.
-Spokojnie, nie bądź taka nerwowa... Umówimy się i stąd wyjdziesz. Musisz iść ze mną na układ...- ten głos... był inny, nie wiem czy pijany, naćpany czy jaki. To nie był już mój Alex. Nie poznawajcie go... bo wstydzę się przyznać, że to mój były!
-O czym ty mówisz?! Jakie układy?! Na nic się nie zgodzę!- z nerwów odważyłam się wstać i odejść od jego bliskości.
Poczułam kroki, z nerwów przymknęłam oczy i przygryzłam wargę. Błagałam, dalej nie wiedziałam kogo, żeby nie podchodził do mnie... i tak nic to nie dało. Poczułam jego oddech. Zatruwał mi powietrze.
-Nie uciekniesz tak łatwo przede mną...- szepnął mi do ucha swoim zmienionym na zadziorny głos.
-Będę starała się uciec najdalej od ciebie!- bałam się, ale nie mogłam tego okazać. Znałam go, zawsze on miał wyższość, nigdy nie liczyło się moje zdanie.
Wtedy poczułam jego rękę na moim ramieniu, trzymał mnie tak mocno, że aż zasyczałam. Zrzuciłam ją ręką.
-Czujesz ten ból? Jest taki sam jaki ja odczuwałem kiedy mnie zostawiłaś!
-Nie bez powodu uciekłam!
-Teraz nie będziesz miała dokąd uciec! Rozumiesz?! Albo nauczysz się jak masz żyć, albo będziesz tak żyła!
-To jest moje życie, ja będę o nim decydowała!
-Ale teraz to jest moja gra, i będziesz grała na moich warunkach, tak jak kiedyś pamiętasz...?.- po wypowiedzeniu ostatnich słów agresywnie wpił się w moje usta zmuszając mnie do pocałunku. Sprawiał mi tym ból. Przyparł mnie do ściany myśląc, że dojdzie do dalszych scen, jednak ja go odepchnęłam.
-Zasłużyłeś sobie na to, co otrzymałeś ode mnie! To przez ciebie uciekłam. Przypomnij sobie jak to było! Nie mam zamiaru przechodzić tego jeszcze raz! Nie pozwolę sobie na takie traktowanie! Zrozum, że dla mnie jesteś nikim! Nikim! Dla mnie nigdy cie nie było, nie ma cie, i nigdy cie nie będzie w moim sercu! To była pomyłka, której do dzisiaj żałuję! Poznałam chłopaka, którego się boję! Boję się jego bliskości! I to tylko twoja wina!Ja tu nie zawiniłam! Zniszczyłeś mnie i moje życie! Zgniotłeś jak stary, zużyty papier i wyrzuciłeś. Tylko przy wyrzucaniu musiałam ci pomóc. Bo raniłeś mnie, jakbym miała za co tak cierpieć! Każdego razu się to powtarzało! Sama musiałam się wyrzucić. Zniszczyłeś mi psychikę, nienawidzę cie za to...!
Nasz związek był piękny, magiczny. Ja kochałam go, on mnie. To był mój pierwszy związek. Z nim przeżyłam mój pierwszy raz. Wtedy także było pięknie. Dostawałam od niego prezenty, buziaczki i inne romantyczne pomysły. Dostawałam miłość. Niestety zazdrość go zmieniła... Sprawdzał mnie na każdym kroku. Z początku myślałam, że to normalne. Lecz kiedy nie mówiłam mu wszystkiego, bardzo się złościł, aż za bardzo. Początek był okey, w porównaniu do późniejszych czasów. Zwykła kłótnia, raz mniejsza, raz większa... Tylko potem...? Potem to zamieniło się w ciosy. Kolejny uderzenia... Moje ciało wypełnione siniakami. Każdego popołudnia, dostawałam dawkę, porcję bolesnego bicia. Bałam się, ponieważ mnie straszył. Zastraszenia związane były z moją rodziną. Nie mogłam na to pozwolić. Dlatego zgadzałam się na wszystko co mówił, robił i kazał. Można powiedzieć, że gwałcił mnie, a jak mu się nie podobało to mnie bił. Wyzywał mnie i poniżał. W końcu mama to zauważyła... i powiedziałyśmy STOP. Trafił do więzienia, ale wyszedł po 6 miesiącach. Zastanawiacie się, dlaczego moja mama i rodzina jako tako go toleruje? Bo... nie wiedzą, że to on. Myślą, że to kolega, z którym się pokłóciłam. Jakoś to ukryłam, sama nie wiem czemu... Kiedy zapomniałam, jakoś się pozbierałam... on powrócił. I tak powróciły wspomnienia... Ten okres długo wyrzucałam z mojego świata... i teraz, w jednej chwili.... w jednej chwili wszystko pojawiło się na nowo.
-TY SZMATO!- to by były ostatnie słowa, które słyszałam. Uderzył mnie otwartą dłonią w policzek...
-----------------------------------------------------
No i tak.. Pisane na szybko. Z towarzystwem fb i tt. ;d Coraz mniej komentarzy... ;c Zależy mi na waszej opini.... czy mam w ogóle pisać to badziewiee? @maniaopach <-- follow me!!!

niedziela, 7 października 2012

20 Rozdział

   Poczułam, że upadam. Nie wiedziałam co się dzieję. Wyglądało mi to na wypadek. Nie byłam w stanie otworzyć oczu, może inaczej bałam się. Bałam się, że ujrzę krew i Bóg, którego nie ma wie co jeszcze. Kiedy upadałam uderzyłam głową o chodnik lub kamień, wiem że to było twarde i to coś raczej rozcięło mi głowę. Nie byłam tego pewna, ale cały ból skupiał się na głowie, reszta to dodatek.
   Usłyszałam czyjeś kroki, ktoś zmierzał ku mnie. Wiedziałam już wtedy, że zaraz zjawi się pogotowie. Wszystko będzie dobrze. Mam taką nadzieję. Ten ktoś kucnął do mnie, poczułam jego oddech to mężczyzna. W końcu to faceci jeżdżą jak ofiary losu. Złapał mnie ze SPOKOJEM co był dziwne za rękę by sprawdzić puls.
-Cholera!-to był znajomy, przyjemny głos, którego niestety nie mogłam rozpoznać. O co mu chodziło? Przecież żyję?! Znajomy głos wziął mnie na ręce i gdzieś niósł. Wydawało mi się, że do auta, lecz czy nie łatwiej by było zadzwonić po pogotowie? Kolejna rzecz, która mnie zdziwiła, to to, że nie siedziałam na siedzeniu tylko tak jakby na tyle mini ciężarówki, chyba wiecie o jakie auto mi chodzi? Ta osoba położyła mnie na podłodze i co jeszcze bardziej okropne, założyła mi worek na głowę... Następnie związała mi ręce nogi i zamknęła drzwi.
*Oczami Zayn'a*
  Dzisiaj był dzień wypisu. Dziwiło mnie to, że z tego wyszedłem bez żadnych powikłań. Było ze mną źle, ale  chciałem już zapomnieć. Byłem zły na siebie, jak się zachowałem, w stosunku do Katy. Zraniłem ją. Okazała swój ból jaki jej zadałem tym, że nie pojawiła się już ani razu u mnie. Minęło już kilka długich dni kiedy nie widziałem jej pięknej buźki. Powiem szczerze, wyglądała pięknie w tej chustce, pięknie.
   Pakowałem swoje rzeczy chłopcy mi pomagali. Wszedł Harry, który martwił się o Katy. Bał się, że sobie z tym nie poradziła. Bałem się, że ona mu się podoba odkąd Veronika z nim zerwała. Tak zerwała z nim, nie bez przyczyny. Zdradził ją z Emily. Powiedział, że ona mu wybaczy, jak tylko ja wyjdę ze szpitala. Nie wiem co JA mam z nimi wspólnego, ale wytłumaczył mi, że do niej pojedzie z jakąś niespodzianką i ona mu ulegnie.  Pakowałem więc wszystkie swoje ciuchy i mnóstwo rzeczy, które się uzbierały przez te dni, kiedy nagle moją czynność przerwał dzwonek telefonu Harry'ego. Z jego miny wynikało, że nie był to dobry telefon. Ja jednak wytłumaczyłam sobie, że to właśnie Veronika i, powiedziała mu jasno: KONIEC, dlatego wróciłem do pakowania. Harry się zadał kilka pytań typu: JAK TO, ALE, KIEDY. Zaśmiałem się pod nosem. Rozłączył się i Vera mu chyba tak dowaliła, że aż usiadł z wrażenia. Zapytałem:
-No co tak Hazza? Już nie uważasz, że Ci tak łatwo ulegnie?-chłopaki wybuchli śmiechem.
-Co?? Nie... Katy... Porwali ją.
Myślałem, że to żart. Nie mogła to być prawda. Jakiś koszmar. Dziewczyna nigdy nie będzie miała spokoju. Nigdy?
-Jak to?! Kiedy?! Jak to się stało?-chłopcy wyprzedzili mnie i zadawali różne dociekliwe pytania. Ja się nie odzywałem, nie umiałem. Poczułem ogromny ciężar, to było nieczyste sumienie.
*Oczami Katy*
Do mojego mózgu doszły myśli, czyli się wybudzałam. Otworzyłam oczy. Nie wierzyłam w to co widziałam. Byłam zamknięta w jakiejś brudnej piwnicy, sama byłam brudna. Miałam podrażnione, czerwone moje delikatne dłonie. Czułam ból. Byłam zakrwawiona. Cała posiniaczona, cała obolała. Usłyszałam dźwięk otwierania drzwi. Nie wierzyłam, bo w drzwiach ujrzałam jego... Alex-mój były.
-------------------------------
20. I JAK I JAK I JAK? JAKIEŚ MAŁE ZASKOCZONKO? MAM NADZIEJĘ. PROSZĘ O KOMENTARZE... BO...
CZYTASZ=KOMENTUJESZ SKARBIE ;**
@maniaopach -piszcie do mnie, follow me, i piszcie nazwy to Was follow'ne i będę Was informować. Do next'a! ;***

piątek, 5 października 2012

19 Rozdział

    On mnie nie pamiętał. Nie znał mnie, mojej osoby. Obudził się i nie wiedział kim jestem. Spojrzał i zadał pytanie: Kim jesteś? Oznacza to jedno. Jestem dla niego obcą osobą. Co mam robić? Nie wiem. Nie mam pojęcia, już nie mam siły. Wszystko dopada mnie i pożera. Zjada moje nerwy i siły. Moją psychikę. Zabolało mnie to co usłyszałam, jak większość wiadomości w moim życiu. Tylko te słowa to za duże uderzenie. Czuję, że to nie jest już na moje siły. Powtarzam się, ale ja potrzebuję pomocy. Potrzebuję odpoczynku. Myślałam, że... nie wiem co myślałam, sądziłam, że gorzej już nie może być, myślałam, że będzie już tylko lepiej. Myliłam się.
-Jak to, kim jestem? To ja! Nie pamiętasz mnie?-powiedziałam z łzami w oczach.
-Przykro mi, ale ja Cię nie znam.-powiedział zadowolonym głosem. Zraniło mnie to. Wiedziałam, że to nie jego wina, ale...  Zasłoniłam dłonią buzię, bo wybuchłam głośnym płaczem. Chciałam wybiec, niestety chłopcy zatarasowali mi wyjście z sali.
-Ej, co jest? Co się stało? Halo?- przejęty Harry zareagował pierwszy. Złapał mnie za ramię i zatrzymał. Ja się wyrwałam i wolnym, ale szybkim krokiem zaczęłam kierować się do wyjścia ze szpitala. Znowu zostałam zatrzymana, tym razem Liam:
-Poczekaj! Zayn się przecież obudził!
-Obudził się i mnie nie poznał! Muszę iść.-w towarzystwie płaczu wybiegłam ze szpitala i nie wiedziałam gdzie się podziać.
*Oczami Harry'ego*
Postanowiliśmy, że zdecydowanie za dużo daliśmy czasu Katy dla Zayn'a. Wchodząc do sali zastałem z chłopakami Katy w okropnym stanie wybiegającą. Widziałem, że chłopcy mają spóźniony zapłon, dlatego zareagowałem.
-Ej? Co jest? Co się stało? Hallo?- Katy była zapłakana. Nie wiedziałem o co chodzi, przecież Zayn się obudził, zauważyliśmy. Okazało się, że n i k o g o nie pamięta. Katy wybiegła ze szpitala, ja uznałem, że lepiej będzie jak zostanie sama. Musi sobie sama z tym poradzić, w tej sytuacji samotność.
-Zayn! Stary? Nie pamiętasz nas?-Louis odezwał się pierwszy. Ja stałem i cieszyłem się jak dziecko, że się obudził. Nie obchodziło mnie to, że nic nie pamięta. Naprawimy to.
-Niall, Zayn, Harry, Liam! Nareszcie! Myślałem, że koniec ze mną. Nie wiem czy myślałem... O czym ty mówisz Louis? Jak to nie pamiętam? Już chcę stąd wyjść.- Eee? Zatkało mnie. Jednak zacząłem skakać z radości! To było piękne. Spełniły się moje sny, marzenia. Marzenia się spełniają.
-Ale... to ty wszystko pamiętasz? A Katy...?- mówiłem i nie wierzyłem, ale cieszyłem się.
-Katy! Gdzie ona jest?! Co z nią?
-Ale jak to? Przed chwilą tu była!- Liam był zdenerwowany.
-To była Katy...? Ale... Jak to?- teraz zrozumiałem... Katy nie miała włosów...
*Oczami Katy*
Nogi mi się plątały. Nie wiedziałam co myśleć, co robić. Wszystko mi się zawaliło. Nie było sensu mojego życia. Szłam środkiem ulicy, przez głowę przeszła mi myśl... gdzie jest Emily? W sumie, ona da radę. Poczułam, że upadłam. Piekielny ból sparaliżował moje ciało.
--------------------------------------------
19. Jak to już daleko zaszło. Jak się Wam podoba? Proszę o komentarze! Do następnego!
@maniaopach

INFORMACJA

   Zapraszam wszystkich na mojego drugiego bloga! Jeden mi nie wystarczy! ;d www.bez-niego-nie-ma-mnie.blogspot.com

poniedziałek, 1 października 2012

Rozdział 18

        Kolejna garść włosów, która bez walki wychodzi z czyjąś ręką,. Moje włosy poddają się i odchodzą ode mnie. Zostawiają mnie z tym samą. Żałowałam krytycznych słów na temat moich włosów. Teraz były dla mnie piękne, najpiękniejsze na świecie. Zaraz nie będzie ich wcale. Wiedziałam przecież, że wypadną wszystkie. Silne leki osłabiają, a nawet niszczą cebulki włosów przez co nie mają się na czym trzymać moje gęste, ciężkie włosy. Najbardziej bolesnym faktem z tego wszystkiego było to, że te włosy są wszędzie. Więcej ich jest na podłodze, niż na mojej głowie. Widziałam je w łazience, w umywalce, na łóżku, dosłownie gdzie nie spojrzałam tam były moje włosy. Ohydne było dla mnie to, jak widziałam moją długą własność myjącą wraz z brudnym mopem podłogę szpitalnego pokoju. Obrzydliwie to brzmi prawda? Aż mnie wykrzywia.
         Spojrzałam na mamę. Miała tak samo łzy w oczach jak ja. Trzymała mój kosmyk w dłoni i patrzyła mi w oczy. Przytuliła mnie chyba wybaczając za to co zrobiłam. Nie miałam zamiaru jej przepraszać. Nie było tutaj mojej winy. To nie moja wina, że moje życie tak się potoczyło i kazało mi tak zrobić. Widziałam, że muszę się pożegnać dzisiaj z moimi włosami. To będzie bardzo bolesne, nie wiem czy to wytrzymam ale trzeba. Nie mogę dłużej czekać i patrzeć jak włosy walą się po kątach! To jest straszne. Muszę zacząć o siebie dbać, bo jak dalej tak będzie... to Zayn z tego wyjdzie a ja nie.
Mama przerwała ciszę i nasz uścisk:
-Kochanie, nie wiem jak ty... ale ja uważam, że czas już zająć się Twoimi włoskami. Wiesz, że to jest nieuniknione...
-Mamuś, czytasz mi w myślach. Nie chcę już patrzeć na to.-i wzięłam garść włosów do ręki. Czyli to dzisiaj, dzisiaj pogrzeb moich włosów. Nikogo na niego nie zaproszę. Tylko ja,mama i moje włosy.
           Mama wybrała się do fryzjerki, do swojej znajomej, która obiecała jej, że pożyczy jej maszynkę do golenia włosów. Bardzo się bałam, bo za niedługo to się stanie... Myślami błądziłam jak będę wyglądała. Jak będę łysa to już na pewno nie będę się podobała Zayn'owi. W sumie to tego też chciałam. Zależało mi, żeby miał normalne życie. Ze mną go nie będzie miał.
-Jestem, kochanie... gotowa jesteś?-mama trzymała w ręce siatkę. Zgadywałam, że w niej ma to "cudo".  Zabrałam swoje szanowne cztery litery i podążałam za mamą do łazienki. Przygotowała dla mnie krzesło, które stało odwrócone do lustra tyłem. Pewnie po to, żebym siebie nie widziała, ale i tak będę musiała spojrzeć w lustro.
            Popatrzyłam ostatni raz na moje włosy w lustrze. Były takie piękne. Idealne. Usiadłam na krześle i zamknęłam oczy. Usłyszałam odgłos maszynki. Mama delikatnie dotknęła mojej skóry, próbując ogolić pasmo włosów, jednak ja przerwałam jej płaczem. W dłoniach schowałam twarz. Nie chciałam nikogo widzieć, marzyłam żeby być sama. Chciałam obudzić się z tego koszmaru. Myślałam, że to może taki długi sen, z którego nie mogę się obudzić, że najwidoczniej najadłam się na noc. Jednak ilekroć się uszczypnęłam w rękę, pozostawał tylko ból.
-Słońce jak nie czujesz się gotowa to nie będziemy tego robić!
-Niee.. Nie będę gotowa znowu patrzeć na włosy na podłodze. Rób.-płakałam, ciężkie łzy spływały po mojej twarzy wypełnionej złością do świata.
Kiedy mama zakończyła czynność, jaką wykonywała powiedziała, że wyglądam ślicznie. Ja jej nie wierzyłam, ale z wielką niepewnością spojrzałam w lustro. Wyglądałam okropnie, obrzydliwie. Odechciało mi się żyć.

 *Kilka dni później*
Pogodziłam się z myślą, że włosów nie odzyskam. Nie zgodziłam się na perukę, która niby ma wyglądać jak  prawdziwe włosy. Nie będę się wygłupiać. Dzisiaj lekarze pozwolili mi wyjść do domu. Zabronili mi chodzić do szpitala gdzie leży Zayn, gdyż wielce mogę się czegoś zarazić. Oni są chyba głupi, jak myślą, że ich posłucham. Pierwsze co zrobię to do niego pojadę.
                                        Bez niego w moim życiu za cicho, a w sercu za pusto..
Byłam już w domu. Zmęczona całą podróżą poszłam na górę do "mojego świata". Planowałam wyjście do Zayn'a kiedy nagle z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka telefonu. Dzwoniła Emily.
-Hej moja kochana siostro!-powiedziałam zadowolona.
-Ooo. Ktoś tu ma dobry humorek. Kiedy się spotkamy? Kiedy wychodzisz i jak się czujesz?
-No więc. Zaskoczę Cię. Jestem w domu, czuję się dobrze i nie wiem kiedy się spotkamy.
-O proszę! Aż taki masz grafik zawalony? A co powiesz jak do Ciebie teraz wpadnę?
-No poczekaj... moja sekretarka się do Ciebie odezwie!
-Hahah. Dobra, dobra lookaj do kalendarza!
-Planuję się wybrać do Zayn'a chcesz to chodź ze mną.
-Jaki Zayn? Zayn?! To wy...?- no tak, nie opowiadałam jej.
-Dłuuga historia. Wpadaj do mnie szybko, a potem do niego idziemy.
-Ale, że niby do szpitala? Dobra, zaraz będę.
Czyli wszyscy wiedzieli co i jak z Zayn'em. Jest osobą sławną pewnie dlatego. Kiedy Emily przyszła, opowiedziałam jej całą historię. Była zachwycona pierścionkiem i zła, że tak długo o niczym nie widziała.
-Katy! Chłopcy przyszli!-mama zawołała mnie z głosem pełnym energii. Pobiegłam zaskoczona na dół. Bałam się, ze coś nie tak z Zayn'em.
-Coś z Zayn'em?!
-Tak, nam też miło, że Cię widzimy.
-No mówcie! Stało się coś?!
-Nie. Musi się coś stać żebyśmy odwiedzili naszą małą malutką?-Louis'owi odwalało bo podszedł do mnie i złapał mnie za policzki. Poszliśmy wszyscy na górę na co Emi.. głośno zareagowała.
-O Boże, o Boże, o Boże! A!Ajajajjajjjaja! Nie no trzymajcie mnie!
-Emily, ogarnij się jak chcesz wpaść któremuś w oko.-szepnęłam jej do ucha.
Pierwszy wystartował do niej Louis i przytulił ją mocno, niestety od razu powiedział, że ma dziewczynę. Następnie Liam, który także jest zajęty. Niall powiedział ,że ma dziewczynę a raczej dziewczyny- "swoje żarełko". Jenak na końcu Harry.... tak wiedziałam, że coś z tego będzie. Dziwił mnie fakt, że nic nie mówili na temat mojej fryzury, której nie było. Nic nie powiedzieli, tylko tyle, że wyglądam pięknie.
Wybraliśmy się wszyscy do Zayn'a. Pamiętałam drogę i salę, w której leżał. Poprosiłam ich aby zaczekali chwilkę, że chcę pobyć z nim troszkę sama. Oni zrozumieli i poszli do Kawiarni bo jak zwykle Niall był głodny.
Usiadłam na krześle, obok łóżka. Złapałam go delikatnie za rękę.
-Mówiłam, że wrócę. Kocham Cię.
Poczułam, że ruszył ręką. Czułam, że się budzi. Otworzył oczy. Coś chce powiedzieć:
-Kim ty jesteś?!

czwartek, 27 września 2012

Rozdział 17

        Zacisnęłam najmocniej jak potrafiłam pięści. Pewnie ze złości i strachu. Pierwszy raz w życiu się tak chyba bałam. Kiedy dowiadywałam się o chorobie, bałam się ale ta myśl, że mam chorobę nowotworową nie przejęła mnie. Teraz uważam to za dziecinne, ale tak było i tego nie zmienię. Byłam w fazie buntu bo choroba odebrała mi życie, czego oczywiście nie chciałam. Pociły mi się ręce. Wiedziałam, że teraz będzie wyrok. Poznam wiadomość, która z pewnością odmieni moje życie. Będzie albo dobrze, albo... nie, musi być dobrze. Zayn jest silny, nie podda się tak łatwo.
Zobaczyłam wychodzącego lekarza, kierującego się w naszym kierunku. Myślałam, że eksploduję z nerwów, lecz starałam się opanować, co było dla mnie trudne. Podbiegłam do lekarza, za mną chłopcy. Bez chwili zastanowienia zadałam pytanie:
-Wszystko w porządku, prawda? Niech pan powie, że z tego wyjdzie!- mój głos drżał, bałam się.
-Opanowaliśmy sytuację. Jak na razie... można powiedzieć, że jest w porządku, ale chciałbym z panią porozmawiać na osobności.- na te słowa, chłopcy krzywo spojrzeli na osobę wypowiadającą je, a następnie na mnie. To komicznie wyglądało, aż miałam im to za złe.
-Dobrze, zaraz zgłoszę się do pana gabinetu.-zwróciłam się do lekarza, następnie do chłopaków, którzy oczekiwali przetłumaczenia lub wytłumaczenia tamtych słów:
-No spokojnie. Chce porozmawiać ze mną to porozmawia, ale i tak wy będziecie o wszystkim wiedzieć.- chyba ich uspokoiłam.
Wędrowałam korytarzem szpitalnym, zastanawiając się czego chce lekarz. Powiedział, że wszystko z Zayn'em w porządku, tak? Więc o co chodzi? Błagałam nie wiem kogo, błagałam żeby chodziło o bzdurę. Zależało mi na Zayn'ie. Na tym co z nim będzie. Bo wiedziałam, że później będzie jak dawniej. Ja i moje życie, on i swoje życie. Nie będzie nas, nawet nie wiem, czy jakiekolwiek MY miało miejsce. To już postanowione. Zatrzymałam się przed drzwiami z tabliczką lekarza Zayn'a. Bałam się wejść. Zapukałam, usłyszałam zgodę na wejście i niepewnym krokiem weszłam.
-Przyszłam tak jak mówiłam, lecz nie wiem dlaczego miałam się tu zgłaszać...-musiałam jakoś zacząć tą rozmowę.
-Tak, poprosiłem Cię tutaj... ponieważ nie mam za dobrych wieści.-zaczął lekarz bardzo poważnym głosem. Zaczęłam się bać. Przecież wszystko opanowali, o co mu chodzi?
-Jak mówiłem, wszystko opanowaliśmy. Niestety Zayn jest w tak ciężkim stanie, że.. atak jeśli mogę to tak nazwać, ten atak przeszedł z trudem. Może z niego wyjść, obudzić się i być jak zawsze. Może jednak, obudzić się i nikogo nie pamiętać. Wiem też, że drugiego takiego ataku może nie przeżyć.- te słowa były bolesne. Mam tylko 17 lat, a on wali mi wszystko prosto z mostu. Nie wiem jak ja to wytrzymam. To wszystko moja wina, to mnie bolało. Przeze mnie cierpi. Czułam łzy, jak zwykle łzy na moich policzkach. Wstałam i kierując się w stronę drzwi powiedziałam:
-Będziemy przygotowani na najgorsze, dziękuję, że mi pan powiedział.- ze smutkiem na twarzy, bo przecież nie bananem wyszłam z gabinetu. Chciałam iść w stronę sali Zayn'a ale coś mnie zatrzymało. Nie coś, raczej ktoś. Ten ktosiek to moja mama. Skąd ona się tu wzięła? Co ja mam jakiś GPS przypięty do spinki do włosów?! Ej, nie teraz! Ja muszę być przy nim, a ona mi nie pozwoli!
-Ale... co ty tu robisz?!-wydarłam się zapłakana.
-Też się cieszę, że Cię widzę. A teraz do samochodu! Oszalałaś chyba! Wiesz co się mogło stać?! Policja Cię szuka! Mogłaś mi przecież zwyczajnie powiedzieć!-ehee. No oczywiście, i tak normalnie by mnie zrozumiała, przecież to mama!
-Mogłam Ci powiedzieć?! Słyszysz co mówisz? Nie pozwoliłabyś mi! Nie musiałam się pytać, znałam odpowiedź. A teraz wybacz, mam ważne sprawy.- i już chciałam się skierować w stronę chłopców, którzy się przyglądali nam z zainteresowaniem, jednak nie pozwoliła mi moja rodzicielka:
-Masz ważniejsze sprawy?! Dziecko, co ty pleciesz! Ty go nie znasz! Twoje zdrowie jest teraz ważne! Musisz zażywać leki!
-Guzik mnie to obchodzi! Ja się stąd nie ruszam, rozumiesz?!
-Przekonamy się.- i złapała mnie agresywnie za rękę ciągnąc w stronę wyjścia. Czułam się bezsilna, ale nie mogłam tak wyjść bez pożegnania.
-Mamo! Chociaż pozwól mi go zobaczyć.- mama kiwnęła głową i powiedziała zimnym głosem:
-5 minut.
Biegłam najszybciej jak mogłam. Spojrzałam wściekłym głosem na chłopaków, musieli mnie wydać. Wpadłam do sali i od razu skierowałam się do delikatnej postaci.
-Zayn, przepraszam, że Cię zostawiam... Ja tu wrócę, obiecuję... kocham Cię.- na te słowa pocałowałam najdelikatniej jak mogłam jego blado różowe usta. Obróciłam się i zobaczyłam mamę, która z trudem powstrzymywała łzy.
W drodze do mojego szpitala, w samochodzie wysłuchałam się długiej wyprawki jaka ja to jestem nieodpowiedzialna, i takie tam. Miałam to głęboko. Myślami błądziłam o tym co powiedział mi lekarz. Zastanawiałam się kiedy mnie do niego wypuszczą, czy w ogóle mnie wypuszczą. Muszą.
Dotarłam do mojej sali i walnęłam się na łóżko. Schowałam głowę w poduszkę i zaczęłam gorzko płakać. Nie wyobrażałam sobie świata bez niego. Życie musiałam sobie wyobrazić, ale nie wybaczyłabym sobie gdyby...
-Nie masz mi nic do powiedzenia?- tak.. to zła mama, która ma złą, niedobrą córkę.
-Mamuś, przepraszam ale ta sytuacja mnie do tego zmusiła... Nie wiedziałam co robić. On jest przeze mnie w szpitalu!- odgarnęłam włosy ręką, na której miałam pierścionek.
-Katy? Czy ja o czymś nie wiem?
-No tak, jesteś troszeczkę zacofana...-próbowałam się uśmiechnąć, ale krajobraz Zayn'a leżącego w szpitalu w takim stanie nie pozwalał mi.
-To od niego?- kiwnęłam potwierdzająco głową.
-Kochanie! Mogłaś się do mnie zwrócić o pomoc, razem coś byśmy wymyśliły.- mama pogłaskała mnie po głowie, a z jej ręką wyszła kolejna garść włosów.

-----------------------------------------------
Jak tam się podoba? Dużo pytań czy Zayn z tego wyjdzie... no nie mogę Wam jeszcze powiedzieć. Dowiecie się w swoim czasie! Komentujemy! Proszę Was bardzo!

niedziela, 23 września 2012

Rozdział 16

     Leżałam i nie wiedziałam co robić. Jak mu pomóc. Chciałam zobaczyć jego oczka, które potrafiły w najgorszej sytuacji mnie rozbawić. Dzięki nim umiałam pokazać uśmiech na mojej twarzy. Moim marzeniem było, żeby się obudził. On musi otworzyć oczy. Jak otworzy to  ja zniknę z jego życia i nie dojdzie już do czegoś takiego. To tylko moja wina, namieszałam mu w życiu... Do końca życia sobie tego nie wybaczę. Jak trzeba będzie to oddam mu swoje życie, swój narząd... Tak mu się odwdzięczę.
Zapomniałam, że mogę mu sprawiać ból. Szybko podniosłam się i otarłam łzy, których nie mogłam powstrzymać od wypływania z oczu. No ale, nie mogłam się przecież uśmiechać. No bo z czego? Z czego tu się cieszyć? Wiem, że on by wolał kiedy bym się uśmiechała, ale... nawet dla niego tego nie zrobię. Czułabym się z tym źle.
W pewnym momencie, kiedy siedziałam wpatrując się w Zayna i modląc się... co ja mówię?! Jakie modląc się?! Do kogo?! Chyba do mojego królika. Na pewno nie do Boga. Jego nie ma. Jestem osobą niewierzącą i nie wstydzę, a tym bardziej nie boję się do tego przyznać. No to inaczej. W pewnym momencie, kiedy siedziałam wpatrując się z nadzieją na Zayna do sali wpadło 4 zmachanych chłopców.
-Co z nim?! Lepiej? Mów, a jak z tobą?- wykrzyczeli razem. Wpatrywałam się w nim chyba za długo, nie wiec czemu...
-Katy? Hallo? Źle się czujesz?-podszedł do mnie Harry ze swoim wyrazistym głosikiem.
-Nie... wszystko jest w porządku.. przynajmniej ze mną...- i z płaczem wtuliłam się w ramię Harrego. Nie miałam już siły, potrzebowałam wsparcia. Gładził mnie delikatnie po plecach. Bardzo tego potrzebowałam.  Oderwałam się od niego, otarłam łzy i powiedziałam:
-Lekarze twierdzą, że nie ma poprawy... Stoi w miejscu, ale ja uważam inaczej.
-Czyli...?- Niall był głodny, chciał najeść się wiadomościami o Zaynie.
-Czyli nie idzie do góry, ale nie wraca do nas, jak na razie. Niall ogarnij się.-nie rozumiałam czemu tak zareagował agresywnie Liam. O co mu chodziło? Niall może nie wiedział... chciał się dowiedzieć czegoś więcej.
Wszyscy podeszli do Zayna i uroczo go przywitali. Siedzieli obok niego i rozmawiali z nim tak jakby nigdy nic.. nie wiedziałam, że tak można. Ja bym nie umiała. Ledwo umiałam na niego spojrzeć. Kuło mnie w sercu.
Moje zamyślenia, w którym temat się nie zmieniał przerwał krzyk maszyny podłączonej do Zayna. Przeraziłam się. Nie wiedziałam co to oznacza. Czułam, że to nie wróży nic dobrego. Chłopcy zaczęli krzyczeć, biegać po pokoju, co nic nie pomagało Zaynowi. Postanowiłam zareagować, bo wiedziałam, że liczy się każda sekunda. Wybiegłam z pokoju i zaczęłam krzyczeć:
-POMOCY! BŁAGAM POMÓŻCIE! SZYBKO!- darłam się na szukając pomocy u pielęgniarek.
-Szybko! Tutaj! Pomóżcie mu!- wbiegłam za pielęgniarkami, przybiegli lekarze.
Zaczęli nas wypraszać, wywalać. Chłopcy się posłuchali.. Ja nie. Nie chciałam go zostawiać. Potrzebował mnie, ja jego. Chciałam przy nim być. Musiałam przy nim być.
-Musi pani wyjść. Niech pani wyjdzie!-krzyczała w moją stronę pielęgniarka, za nią lekarze.
-Nigdzie nie idę! Zostaję z nim! Nie wyjdę!
-Niech Pani to zrobi dla jego dobra! Tak będzie lepiej...- na te słowa zmiękłam i wyszłam. Zdenerwowana usiadłam na krześle, schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam krzyczeć, płakać. Poczułam rękę na plecach, głaskała mnie. Agresywnie zareagowałam. Podskoczyłam i wykrzyczałam:
-Nie dotykajcie mnie!- uciekłam pod okno pokoju, było zasłonięte. Chodziłam niespokojnie po korytarzu, myśląc co to będzie. Jeżeli on z tego nie wyjdzie, nie chciałam dopuścić do siebie takich myśli ale musiałam. Więc jeśli nie... to, to będzie koniec świata, koniec świata dla mnie.
Po długim okresie czasu, nie wiem ile... Godziny na pewno. Powoli zaczęły otwierać się drzwi...
------------------------
No jest. Jest 16. Podoba mi się ta liczba. <3 Ładna jest no nie?
Okey, piszcie jak Wam się podoba.
Wiem, długo musicie czekać na kolejne rozdziały, ale mam zawalone tygodnie, wybaczcie!
Kolejny = 8 komentarzy!!!


czwartek, 20 września 2012

15 rozdział

    Nie rozumiałam co mówił do mnie tamten facet. No ale to przecież źle! On mówił o stanie Zayna, a ja nie umiałam go słuchać. Zastanawiałam się, dlaczego go to spotkało. Dlaczego cierpiał przeze mnie... Przecież nic złego nie zrobił. Jest dobrym, opiekuńczym, kochanym człowiekiem. Nie powinien cierpieć. Ja mogę, bo ja to ja. Ja nie jestem grzeczna i dobra. Mam swoje wady, których nie umiem pokonać. Ale to wszystko to jakiś horror. Wcześniej już moje życie było tą kategorią filmu, ale po co wsadzono do tego Zayna? Obyło by się bez takiego bohatera. To nie jest potrzebne! To znaczy... Wiedziałam, że on jest MI potrzebny... ale... Nie chciałam, żeby cierpiał. Nie zasłużył na to.. chyba już to mówiłam. Lecz nie wierzyłam w to co się dzieję. Za dużo tego... To jakaś  kara dla mnie? Nie plątajcie jego w to!
Próbowałam skupić się na tym co mówił ten Pan "Doktor". Nie umiałam na niego spojrzeć. Byłam w takim szoku, po zobaczeniu Zayna... że... nie liczyło się dla mnie nic. Wiedziałam jak mam postąpić. Ale o tym to już później.
Doktor nawijał jak szalony. A do mnie można mówić... Ja i tak nic nie wiem. Jednym uchem wpadało, a drugim wylatywało. Ja się pytam, po co komu dwoje uszu?! No po co?! Gdybym miała jedno to bym wszystko wiedziała... No chyba, że jeszcze przez nos... Ach nie ważne. W końcu oprzytomniałam.
-Przepraszam, czy mógłby pan powtórzyć wszystko od początku? Jaa...- już chciałam tłumaczyć, że biorę sterydy i to przez nie nic nie wiem i nic nie pamiętam, ale przecież by się domyślił! Zaraz zacząłby się pytać... aż w końcu zadzwoniłby do mojej mamy.
-Co ty?
-Nie nic. Ja po prostu jestem w szoku...- zaczęłam płakać.
-Dobrze, spokojnie. Nie płacz. Postaramy się, żeby wyzdrowiał jak najszybciej.- że co? Postaramy się?
-Chwileczkę... Ja chyba źle zrozumiałam? Jakie postaramy?! Zayn ma być zdrowy! Ma stać na nogach!
-Kochanie... Poczekaj, nie denerwuj się tak.- kochanie? Co to? Lekarz zboczeniec? Noch, dałam mu już dokończyć, niech mnie oświeci:
- Nie będę Cię okłamywał, że z Zaynem jest wszystko w porządku... bo nie jest. Widzę, że jesteś kimś ważnym dla niego... Tak w ogóle to nie za wcześnie? Ile ty dziecko masz lat?- a co on mój tatusiek? Niech nie zmienia tematu, kurde...
-Nie ważne. Nie to jest ważne! Niech pan mówi kiedy on wyjdzie do domu!- co ja mówię... jaki dom.. przecież tu jest.. można powiedzieć stan krytyczny?
-Ale... My się chyba nie zrozumieliśmy... Zayn jest w śpiączce. Czekamy aż się wybudzi. Musi odpocząć. Może być tak, że nigdy się nie obudzi...- na te słowa... Zatkało mnie. Jak to nigdy? Jak?! To wszystko moja wina! Wsadziłam pięść do buzi, żeby nie ryczeć na cały oddział.
-Czy ja mogę do niego wejść?
-Tak proszę. Jak już Pani sobie z nim wszystko obgada, proszę do mnie zajrzeć. Niech Pani będzie dobrej myśli.
Weszłam do sali... Łzy kolejno ściekały po moich policzkach. Nie miał ich kto wytrzeć. Zawsze on to robił. Podeszłam do łóżka. Nie wiedziałam jak to zrobić, bo przecież to on zawsze podchodził do mnie z uśmiechem... Ja nie umiałam się uśmiechnąć. To wszystko było takie straszne... Usiadłam na krześle stojącym obok łóżka. Delikatnie chwyciłam dłoń chłopaka, którego z trudem poznawałam. Jak to możliwe... No jak?! To wszystko moja wina! Gdybym się nie pojawiła w jego życiu, to zapewne szalał by teraz z chłopakami i nie tylko! To nie miało tak wyglądać. Miało się poukładać inaczej! On nie zasługuje na takie cierpienia!. Ciągle płakałam... Ale... Nie o mnie teraz będę wam opowiadać.
Weszła pielęgniarka. Zmieniła mu kroplówkę i zaczęła zwilżać mu usta.
-Ja to zrobię.- powiedziałam chyba za mało stanowczo.
-Ale...
- JA TO ZROBIĘ!
-Dobrze... Tylko delikatnie.- przecież mu krzywdy nie zrobię! Co ja wariatka?! No tak.. mój strój...
Pielęgniarka wyszła, widocznie bała się, że jej jeszcze krzywdę zrobię.
Delikatnie zwilżałam mu usta. Nawet w takim stanie wyglądały pięknie... Miałam ochotę je pocałować, za co skarciłam się w usta.
-Zayn...- ledwo powiedziałam przez zaciśnięte gardło od płaczu...
-Zayn, proszę obudź się! Nie zostawiaj mnie! Nie odchodź...- cisza, nawet nie drgnął...
-Zayn! Kochanie proszę...- z płaczu delikatnie położyłam się mu na brzuchu... przecież  nie wyobrażałam sobie życia beż niego... Płakałam, tylko tyle mogłam okazać ze swych uczuć. Na nic innego nie było mnie stać.
-----------------------
No i jak? Tak wiem, smutny. Chyba jak każdy w sumie... No ale poczekajcie jeszcze troszkę.
Kolejny rozdział-6 komentarzy.
@maniaopach

poniedziałek, 17 września 2012

14 Rozdział

      Myślałam, że to żart... To nie mogła być prawda. Nie teraz! Nie teraz, kiedy wszystko się miało układać. Zaczęłam się do niego przekonywać. Zaczęłam się przekonywać do naszej miłości. Moje serce, mój rozum mówił mi: Tak ty go kochasz. Masz z nim być. To jest to, czego szukasz. Tu znajdziesz wsparcie, zrozumienie, pielęgnację Twojej osoby. A teraz to?! Nie, błagam. Chcę mieć chwilę spokoju. Chcę przestać myśleć o tym, że jestem chora, że zaraz będę łysa... Chcę cieszyć się życiem... Czy ja za dużo chcę? Proszę dać mi odpowiedź! Za dużo?! Ja po prostu chcę żyć normalnie. 
Słyszałam szum w uszach, to znowu to nieprzyjemne uczucie. Ale teraz będę silna, nie dam się, nie poddam się tak łatwo! Nie zasnę, nie ujrzę ciemności. Ujrzę jego. Będę zwilżać mu usta, karmić, głaskać po policzku. Spojrzałam na chłopaków, już nie przygłupów. W końcu oni wiedzieli jak się zachować. Przyszli z tą wiadomością do mnie. Wiedzieli, że on mnie kocha i ja jego. To jest ich przyjaciel i chcą dla niego jak najlepiej. Teraz uwierzyłam, że jestem mu potrzebna.  Otrząsnęłam się.
-Gdzie on leży?! W jakim jest stanie?! Jak to się stało...? Zresztą nieważne, sama się dowiem.-mówiłam drżącym głosem. Cała się trzęsłam. Wyciągnęłam z szafki pudełko zaręczynowe, otworzyłam. Poczułam rumieńce, bo wiedziałam, że patrzyli na nie i w normalnej sytuacji by mi gratulowali... Nie w tej...
-W Londynie w szpitalu... Dla dorosłych.. Jest w śpiączce... -ledwo powiedział Harry przez płacz, wtulał się w Veronikę. Dopiero teraz ją zauważyłam... Byli razem.. Teraz byłam pewna. -Jak to dowiesz się sama? Co masz na myśli?! Ej, ty chyba nie chcesz...-Harry zrobił wielkie oczy. Tak, jego myśli miały rację.
-Taak, chcę. Nie mogę dowiadywać się od was i przez telefon informacji o nim. Mi nic nie jest. A chyba wiecie, że nie wytrzymam tutaj! Tylko mam prośbę...-mówiłam zakładając piękny pierścionek, lecz to nie na nim mi zależało. Wierzyłam jednak, że jak go założę to jakimś cudem on się obudzi żeby zobaczyć go na mojej ręce. 
-Zrobimy wszystko. Jednak nie wiem czy ja zgodzę się na to żebyś stąd uciekła...- Louis szeptał pod koniec. Dziękowałam mu za to w myślach.
-Nie powstrzymacie mnie... Musicie tu siedzieć i mnie kryć, że niby jestem w łazience... Ja tam jadę.- Pakowałam potrzebne rzeczy do torby.
-Okey, mamy mówić, że masz sraczkę, nie ma sprawy.- zaśmiał się Naill i dostał z pięści od Liama, że to nie pora na żarty.
-Ale jak chcesz to zrobić z tym?- Spojrzał na pompę Louis. No tak... Przeciwbólowy na brzuch... Myśl Katy myśl dla niego... Wyrwałam kroplówkę i powiedziałam:
-I po sprawie. Ja lecę. Nie wykrwawię się spokojnie, coś po drodze wymyślę.- Założyłam kurtkę i wyszłam, mówiąc spojrzeniem w stronę chłopców i dziewczynę: Dziękuję, naprawdę.
-Niema za co. Bądź ostrożna.- Troskliwy Liam...
Wyjrzałam zza drzwi. Droga wolna. Szczęście było mi bliskie. Miałam je na wyciągnięcie ręki. Co ja mówię?! Mój chłopak... Nie wiem czy mogę go tak nazwać, ale wiedziałam, że chcę z nim być. No więc Zayn był w szpitalu... To nie jest szczęście, to jest NIEszczęście. Skrycie weszłam do zabiegówki. Wiedziałam gdzie co jest, więc nie miałam problemu ze znalezieniem koreczków do wenflonu, który miałam założony na łokciu. Wzięłam je i schowałam do torby. To było zbyt ryzykowne, żeby właśnie w tym miejscu się tym zajmować.
Już miałam wychodzić, niestety zatrzymała mnie pielęgniarka:
-O! A ty już odłączona? Czego tutaj szukasz?-uśmiechnięta Pani Pielęgniarka zapytała zabawnym głosem.
-Jaa... Tak już jestem odłączona... Ja z ciekawości przyszłam się zważyć.- Przełknęłam z trudem ślinę. Ręce od kłamstwa zaczęły mi się pocić. Schowałam zakrwawioną rękę za moje ciało. Może mi się uda, oby.
-To leć do pokoju i bądź grzeczna!-zaśmiała się. Chyba nic nie podejrzewała, no nie?! Wyszłam, skierowałam się do wyjścia. O tak. Wolność. Zdziwienie pojawiło się wtedy, kiedy nie umiałam zejść po schodach... Moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Były jak z galarety! O co chodzi? No dobra, prawie spadłam, ale to nic... Nie ja teraz jestem ważna.
Wyszłam poza teren szpitala. Zaopiekowałam się moim wenflonem. Dobra, teraz muszę jakoś z jednego szpitala dostać się do drugiego. Wiem, że to jest gdzieś niedaleko. Nie mam za dużo pieniędzy i wątpię, żeby w tej właśnie chwili był jakiś autobus.
Wędrowałam chodnikiem przed siebie. Ludzie krzywo się na mnie patrzyli. Może to dlatego, bo widzieli nastolatkę w zakrwawionej piżamie i kapciach, no normalnie wariatka. Wytłumaczyłam to sobie, że jakby Ci ludzie znali moją historię, to od razu zmienili by nastawienie do mnie i swoją minę.
Umęczona dotarłam do szpitala. Serce mi waliło naprawdę szybko, pewnie ze zmęczenia. Bałam się, że zasłabnę, ale muszę być silna-dla niego. Postanowiłam, że windą dojadę do oddziału mojego marzenia. Chciałam go żywa ujrzeć, a nie z góry. Stałam przed wejściem na oddział. Bałam się, bo byłam w takim stroju. Nie bałam się krytyki, wyśmiania, opinii. Bałam się, że ktoś się domyśli.
Otworzono mi drzwi. Co dziwne drzwi same się otworzyły. Może to tak jak u nas, pielęgniarki w dyżurce mają domofon, którym mogą otworzyć. Mówiąc o nas... miałam na myśli mój szpital, dokładniej? Mój oddział.
Szukałam go po salach... Podbiegła do mnie pielęgniarka:
-Nic Pani nie jest?! Pomóc Pani?!
-Nic mi nie jest... To moje ubranie codzienne.- krzywo się na mnie spojrzała... no cóż. Ja pewnie tak samo bym zareagowała na taką odpowiedź. W końcu dzisiaj nie Halloween...
Biegłam po korytarzu, szukając w oknach jego skromnej twarzy. Bałam się wyobrazić sobie jak może wyglądać. Przekonywałam się w duchu, że nic mu nie jest... Lekkie rysy i tyle. Ale wiem, że jest w śpiączce.. To jest dobijające.
Zatrzymałam się przy sali numer 11. To był do dzisiaj mój szczęśliwy numerek. Spojrzałam przez okienko. Zobaczyłam leżącego człowieka... Zastanawiałam się czy to na pewno on? Niee, to na pewno on. Ale wyglądał okropnie... Zabandażowana głowa, siniaki, podbite oczy... Czy ja dobrze widzę? Z rozmyśleń obudził mnie męski głos:
-A Pani z rodziny? Ja jestem Doktorem zajmującym się tym chłopakiem...-spojrzałam na niego niepewnie... Powoli wyciągałam rękę z pierścionkiem w jego stronę... 

---------
I jak kochani? Dużo komentarzy proszę. ;3 Podpisujcie się i piszcie swoje nazwy na tt. 
@MagdalenaOpach

czwartek, 13 września 2012

Rozdział 13

   O Boże... Sama nie wiedziałam co czuję... To co było w moim sercu było straszne... Poczułam szczęście, ale i smutek. Wiedziałam, że nie mogę być z nim. Nie mogę niszczyć mu życia. Wiedziałam też, że jedna moja decyzja i mogę wprowadzić do mojego życia szczęście. Kocham go i chcę z nim być. Jednak nie mogę być taką egoistką! Moje życie jest za trudne... Nasza miłość i bycie ze sobą byłoby za trudne... Nie mogłam na to pozwolić. Tylko byłam zła, że dałam mu nadzieję. Nadzieję, że coś z tego będzie... Powiedziałam to: kocham Cię. Nie przemyślałam tego. Powiedziałam to co czułam i czuję. Teraz jestem na siebie zła... Jedno mnie martwiło co zastąpi to szczęście jakie Zayn wypełnia moje serce? Nie wiem. Sama myśl, że go stracę, nie zobaczę i skrzywdzę sprawiała, że czułam, że nie ma na świecie szczęścia, radości.
Reszta dnia jeśli chodzi o wydarzenia poszła spokojnie... Ale moje myśli nie były spokojne... Czekałam do kolejnego dnia... Czekałam na kolejne wydarzenia. Wiedziałam, że jutro zakończę moje szczęście, które trwało chwilę. Nie wyobrażałam sobie jak mam to zrobić. Jak mam powiedzieć mojemu szczęściu, że nic z tego? Że nie będziemy razem? Jak mam wydać z swoich ust dźwięk skrzywdzenia w te piękne szklące się oczka? Całą noc zastanawiałam się jak...
Musiałam usnąć na nieduży okres czasu, bo obudziła mnie mama. Byłam w okropnym humorze, bo czułam się zmęczona. Zastanawiałam się, o której usnęłam. Musiałam iść na badania.  Wróciłam i myślałam, że jeszcze pójdę spać, ale niestety jak mieć pecha to do końca. Więc wstałam, zjadłam śniadanie i oglądałam TV. Nic ciekawego nie leciało, dlatego z nudów oglądałam pierdoły.
Moim oczom ukazał się Zayn. Chłopak moich marzeń, którego nigdy nie będę mieć. Wiem to nie jest rzecz, ale taka prawda, ja na to nie pozwalam... Moje usta nie dotkną jego, ponieważ nie mają mojej zgody. Jestem okropna! Nie pozwalam być szczęśliwa! Ale dzięki temu nie jestem egoistką...
-Czy mnie oczy nie mylą, czy ktoś się tu nie wyspał?- uśmiech na twarzy i całus w policzek. Poczułam się nieprzyjemnie. Nie chciałam mu tego mówić... Nie wiedziałam jak... No bo jak? Jak?!
-Taak... Ciężka noc.- spojrzałam na mamę mówiąc wzrokiem, że powinna wyjść. Szybko zareagowała i pod pretekstem zrobienia sobie kawy w szpitalnej kuchni wyszła.
-Dobrze, teraz nic nie mów. Ja mam dużo słów dla Ciebie.-zdziwiło mnie to... bo to ja powinnam mu coś powiedzieć. Ale jeszcze bardziej zdziwiło mnie to, że on zaczął śpiewać. Nie wiem jaką piosenkę... Nie znam się na ich muzyce. Ale śpiewał tak pięknie. Wzruszyłam się. Tak zimna Katy wzruszyła się. Nagle gdy skończył, wyjął z kieszeni pudełeczko koloru czerwonego takie jak na pierścionek zaręczynowy. Otworzył i powiedział:
-Zostawiam Cię ze swoimi przemyśleniami... Jeżeli mnie kochasz to noś ten pierścionek na znak naszej miłości. Nie próbuj mi wmówić, że nie będziesz ze mną tylko dlatego, że jesteś chora i twoje życie wygląda jak wygląda. Ja się nie poddam tylko z tego powodu...- i wyszedł.
Pudełeczko zamknęłam, pierścionka nie założyłam.. Schowałam do szafki, aby ukryć przed mamą. Co ja miałam zrobić? To nie miało tak wyglądać! Ja nie chcę niszczyć mu życia! Moje jest zniszczone ale on nie zasługuje na takie! Nie mogę na to pozwolić!

*Zayn*
Byłem u niej. Zobaczyłem jej twarz. Jest taka piękna. Wiedziałem, że za niedługo będzie łysa, ale mi to nie przeszkadza! Kocham ją taka jaka jest i jaka będzie. Nic nie zmieni mojej miłości do  niej. Ona jest jedyna w swoim rodzaju. Wsiadłem do samochodu i zacząłem jechać w stronę domu. Ciemność...

*Katy*
Dzień jak każdy. Nie, nie jak każdy! Przed oczami miałam gazety, a na gazetach mnóstwo wypisanych komentarzy o mnie jak to zniszczyłam Zaynowi życie... Na twitterze fanki wypisują do mnie jak mogłam mu to zrobić... Nie, ja tego psychicznie bym nie wytrzymała, co dopiero on!
Nagle do pokoju wbiegli jacyś smutni, zszokowani chłopcy. Zdziwiło mnie to, że nie było wśród nich Zayna.
-Hej chłopcy! Co tam? Gdzie Zayn?
-Katy... Zayn... Miał wypadek...
-----------
No i jak? Szczęśliwa 13 ;D Zapraszam do komentowania! Kolejny rozdział pojawi się jak będzie duużo komentarzy!

poniedziałek, 10 września 2012

Rozdział 12

   Gdy go zobaczyłam... podskoczyłam na łóżku, ale z uśmiechem na twarzy. Niestety szybko moja mina zamieniła się w poważną, bo przypomniałam sobie co się stało. Gdy podskoczyłam, Zayn to najwyraźniej poczuł, ponieważ się obudził. Od razu zaczął próbować się tłumaczyć:
-Katy posłuchaj...-Ja nie dałam mu dokończyć.
-Zayn... Nie. Ja wszystko wiem...
-Naprawdę?
-Tak. Ty masz swoje życie, a ja swoje. Niech tak zostanie. Nie będę zatruwać Ci życia.
-Ale to nie tak! Katy... Jesteś moim życiem! 
-Pfff.- Byłam zła.-Tak, szkoda, że znalazłeś sobie drugie życie... Chcesz grać na dwa fronty? Beze mnie chłopczyku!- A co? Miałam pozwolić na coś takiego? Niech znajdzie inną idiotkę do takiej zabawy!
-Słońce to nie tak!
-Po pierwsze nie mów do mnie słońce. Po drugie... A jak? Proszę! Czekam! Ale od razu mówię... dużo czasu nie masz...- Ten smutek w jego oczach... To poczucie winy.. Ach! I dobrze! Niech wie co zrobił!
-Katy, już Ci tłumaczę. Ale nie wiem jak, żebyś mi uwierzyła...
-No powiem Ci, że łatwo nie będziesz miał! Nie myśl sobie!
-Nie denerwuj się. Nie wolno Ci. Nigdy nie pozwoliłbym komuś Ci skrzywdzić, co dopiero ja! Jesteś sensem mego życia, całym moim światem!- w tym momencie złapał mnie za rękę i wpatrywał się paczałkami w moje i kontynuował:
-Ta dziewczyna to Veronika. Moja kuzynka i nikt więcej! Nie toleruję kazirodztwa! Ona jest z Harrym, miał przyjść z nią udowodniliby Ci, że są razem, chyba wiesz jak buzi buzi...- zaczął unosić energicznie brwi, ale kiedy zobaczył moją minę chyba się przestraszył, ponieważ spoważniał. Ale kontynuował:
-Jesteś tylko ty nikt więcej! Katy... Ja Cię kocham, chcę z Tobą być. Opiekować się Tobą, rozpieszczać i kochać.
-Zayn..
-Tak?
-Lepiej będzie jak sobie pójdziesz. Chcę pobyć sama ze swoimi myślami...
-Dobrze. A jesteś w stanie odprowadzić mnie do drzwi oddziałowych?- zrobił minkę szczeniaczka. Myśli, że wszystko już okey?
-Tak, dobrze chodźmy...
Szliśmy powoli. Próbował złapać mnie za rękę, jednak się wyrwałam... Nie ufałam mu... Nie umiałam. Czułam jeszcze ból, jeszcze nie został zaspokojony... Doszliśmy do drzwi, otworzyłam je na oścież. Jedyny plus tych drzwi to to, że jak się je zamknie to nikt na oddział nie wejdzie. Zayn wyszedł i odwrócił się. Nachylił się nade mną i chciał pocałować mnie w usta, ale w ostatniej chwili odwróciłam głowę i pocałował mnie w policzek. Poczułam obrzydzenie... Co dziwne pustka w moim sercu została zapełniona. Zobaczyłam zawiedzenie na jego twarzy. Był za drzwiami więc odważyłam się powiedzieć...:
-Zayn. Nie mogę być z Tobą, bo wiem, że to byłoby za trudne dla Ciebie i Twojego życia...- i zamknęłam drzwi.
-Nie zapominaj, że Cię kocham. A z miłością przezwyciężymy każdy mur. - powiedział i położył na szybę dłoń. Położyłam swoją na jego... Poczułam łzę. A szlag by trafił te łzy! Ile ich jest w tych oczach!? Pustynia by się tam przydała!
-Nigdy nie zapomnę. Ja... Ciebie też... Nie zapominaj..
-Nie odważę się...-na te słowa uciekłam do pokoju...
--------
Hallo laski i faceci o ile jacyś są ;D Jak się podoba rozdział? W następnym postaram się chłopaków wsadzić. Kocham, kocham Was! @MagdalenaOpach