czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 7

    Leżałam na łóżku i nie wiedziałam co się dzieję. Tego za wiele jest. W mojej głowie jest chaos. Tutaj to leczenie... Tu jeszcze on... MOJE ŻYCIE JEST BEZ SENSU! Nienawidzę go! No może przesadziłam... Moje życie można porównać do KIJA! Kij ma dwa końce, tak jak moje życie. Jeden koniec jest idealny.. Mam piękny dom i kochającą rodzinkę, niestety drugi koniec jest poszarpany przez moją chorobę. Wracając do całego Zayna.. Ach... Jak on mógł? Przecież mnie nie zna, a pocałował mnie w policzek? Ja nie wiem... Jak kota widzę to go nie całuję... No nie jestem kotem, ale taki przykład podaję. Słodki jest. Powiem szczerze. No ale.. Chwileczkę. On mówił, że tu jutro zajrzy? A z jakiej to okazji? Zapraszałam? Po co tu przyjdzie? Mam nadzieję, że sam... Przez to wszystko zapomniałam, że dzisiaj minął pierwszy dzień leczenia... To był męczący dzień. Kupe leków dostałam. Co chwila coś. Boli mnie brzuch i buzia... Buzia podobno od leków. Brzuch.. od "sterydów". Podobno przytyję! Tego mi brakowało.. Ehe. Kiedy to wszystko się skończy? Przecież to dopiero początek.. Nie wiem. Jestem zmęczona idę spać...

*Kolejny dzień- Dzień drugi leczenia*

    Otworzyłam oczy i pierwsze co zrobiłam to poszukałam mamy. Ona nie chcę zostawiać mnie samej, więc nocuje ze mną w szpitalu. Tak, cała mama. Szykowała mi już śniadanko. Co ja bym bez niej zrobiła? Poczułam zapach herbatki. Wstałam i wtuliłam się w mamę. Stała tyłem, lekko się przestraszyła, ale zajarzyła szybko, że to ja i oddała się uściskowi. Poszłam się ogarnąć. Zjadłam sprawnie śniadanie, zaraz potem drugie-leki. Wizyta lekarza... Nic nowego.  Zdrzemnęłam się.

*Godzinę później*
Gdy się obudziłam i gdy się obudziłam tak, że naprawdę się obudziłam za okienkiem do mojej sali stał.. ON. Uśmiechnął się i zapukał. Nie czekając na pozwolenie wpadł do środka i pocałował mnie w policzek. Zatkało mnie, to był dla mnie atak.
-Ej, a ty to tak do każdego nieznajomego z buziakami od razu?- powiedziałam chyba dla niego żartobliwie bo on z uśmiechem odpowiedział:
-Taki już jestem.. Jak się czujesz? Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy...
-Chwila... Jacy MY?- ZDZIWIENIE.
-A no tak. Chłopaaki!
No mogłam się tego spodziewać.. To pokoju wpadło czterech ogromnych misiów. Nie! Przepraszam pięciu. Jeden przygłup z trudem trzymał dwa misie..Więc ich przywitanie wyglądało komicznie, a mianowicie wyrzucili misie do góry, te zrobiły salta w powietrzu i upadły na ziemię. Następnie wpatrywali się w moją osobę przez chwilkę i w dziwnych pozycjach zaczęli krzyczeć:
-NO HEJ SKARBECZKU!  Jak się młodziutka czujesz?- ja wpatrywałam się w nich z uśmiechem. Zdziwiło mnie to ich przywitanie. Zayn to zauważył spojrzał na mnie i widział na mojej twarzy zadowolenie ale i niechęć. Może dlatego, bo miałam minimalne zaufanie to niego. Chciałam go bliżej poznać. Cała ta banda wpatrywała się we mnie jakbym to ja nie wiem... była.. no nie wiem kim, ale w końcu postanowiłam przerwać tą niezręczną, aż śmieszną ciszę:
-Tak, heej. Dzisiaj jest okey tylko nie spodziewałam się takiego tłoku.-Gdy to powiedziałam Zayn spojrzał mi głęboko w oczy jakby chciał powiedzieć: Spokojnie, zaraz zostaniemy sami.. Tylko ty i ja. Złapał chłopków w grupę co oznaczało chyba wyproszenie, bo wygonił ich za drzwi. Sam zatrzymał się na chwilkę, odwrócił się i chciał coś powiedzieć, ale ja byłam pierwsza:
-Tak, wiem. Wrócisz tu do mnie. Nawet jak nie chciałeś to wróć, z chęcią Cię bliżej poznam.- posłałam mu szeroki uśmiech na co on głośno odetchnął mam nadzieję, że z ulgą i wyszedł. Po kilku minutach zjawił się z bukietem róż i moją ulubioną bombonierką. 
-Jakie to romantyczne.. Katy! Nie  znasz go. Tzn. znasz go, ale go nie lubisz. Przecież on to gwiazdeczka, która może mieć każdą. Nie rób sobie nadziei.- pomyślałam i pojawił się smutek na mojej twarzy. Zayn szybko zareagował i z paniką zapytał:
-Nie, nie, nie! Błagam! Nie mów, że róży nienawidzisz!- zaczęłam się śmiać. A on stanął wmurowany, chyba się bidulka pogubiła w tej sytuacji.
-Spokojnie. Róże kocham. Masz szczęście bo najbardziej podobają mi się czerwone.
-No to dlaczego jesteś smutna? Przyszedłem tu specjalnie, żeby zobaczyć Twój piękny uśmiech, który śni mi się po nocach. A co do tego przedstawienia to przepraszam.. Ale chłopcy nie mają talentu Tłumaczyłem im, nawet instrukcję im napisałem jak mają Cię przywitać, ale oni to gorzej niż świnie wychować.- Taa. Ja w takie bajeczki nie wierzę, ale on mówił to jakoś tak szczerze... zrobiło mi się cieplutko. Hahaha. świnie wychować? Zaśmiałam się aż w myślach. 
-Wciąż zastanawiam się dlaczego tutaj do mnie przychodzisz? Nie znasz mnie..
-Hej? Ja Cię nie znam? Wysłuchałem całą  historię o Tobie.
-To nic nie znaczy.
-Dobrze. To ja Ci powiem co dla mnie znaczysz. Gdy pierwszy raz Cię zobaczyłem, ujrzałem anioła. Twoje piękne włosy, spojrzenie, uśmiech. To pozostało w mej pamięci, w moim sercu. Nie umiałem przestać o Tobie myśleć. Ciągle tęskniłem za Twoim uśmiechem, ciepłym spojrzeniem. Brakowało mi tego.- To nie prawda.  On może mieć każdą dziewczynę, każdą. Ja zaraz stanę się potworem. Będę łysa, sucha i gruba. Zero atrakcyjności. Jestem chora na białaczkę. Tutaj nie ma nic co podobało by się chłopakowi takiemu jak on...
Złapał mnie za rękę, wpatrywał się głęboko w moje oczy. Nie wiedziałam co zrobić. Dziwnie się czułam. Zaczęło mi się kręcić w głowie.. Nie! To znowu to uczucie! Ja nie chcę. Nie w tym momencie! Stało się. Zwymiotowałam.
----------
Jeest. Kolejny rozdział. Proszę komentować! Stać mnie tylko na taką długość. 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=JA DZIĘKUJĘ! ;*
tt:    @MagdalenaOpach

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozdział 6

    Zrobiło się groźnie.. Kręciło mi się w głowie. Było mi meega niedobrze... W sumie nie wiedziałam co robić... Poczułam jak cała zawartość z mojego brzuszka cofa się i zmierza ku mojej buzi... Zwymiotowałam. Widziałam pielęgniarki skaczące nade mną. Mama biegała w kółko. Widać, że wszyscy pytali się mnie jak się czuję, ale ja ledwo widziałam, że im się buzie otwierały, nic nie słyszałam. Czułam się okropnie, myślałam, że UMIERAM! Widziałam, że przyjechał wózek inwalidzki, no nie sam.. Przywiozła go pielęgniarka. Z ich pomocą przewlokłam się na niego. Przewiozły mnie do mojego pokoju i nie wiem jak ale znalazłam się cudem na moim łóżku. Widziałam zapłakaną mamę, znowu przeze mnie cierpi.. martwi się. Poczułam coś na palcu.. A to ten ekranik podłączony do palca.. Nie wiem jak to robi ale pokazuje jak bije mi serduszko. Podłączyli mi coś do wenflonu... Jednak ja nie byłam w stanie spojrzeć co. Zasnęłam...

*Kilka godzin później*

     Otworzyłam oczy. JEEEST! To tylko sen! Ale zaraz... To coś mam dalej do palca przyczepione. I co to jest?! Co to mi kapie no ręki? Czemu to jest w sreberku?! Co jest?!  Widziałam zapłakaną mamę siedzącą koło mnie na krześle. O niee... Znowu widzę ją w TAKIM stanie... znowu przeze mnie.. Uświadomiłam sobie, że to nie był sen, tylko OKROPNA prawda.. Mama się ocknęła. Standardowe pytanie: Jak się czujesz? Jej głos drżał. Była bardzo zdenerwowana. Ja jak ta głupia rozglądałam się po sali. Spojrzałam na krzesło, a siedział tam jakiś chłopak... Spojrzałam na mamę.. I teraz się obudziłam. Jeszcze raz na chłopaka, na mamę, chłopak, mama... Wydusiłam:
-Mamo... Kto to jest? Co się stało? Opowiedz mi! Co się tu wydarzyło?!
-Zareagowałaś nie za dobrze na chemię... Wymioty.. Ciśnienie..  Już wszystko opanowane. Chemia Ci już kapie. Ostatnia na dziś. A ten chłopak... Ładny, no nie?- nie wierzyłam w to co mówiła mama.
-Mamo! Kto to jest?
-No jakiś Zayn... Nie wiem dokładnie. Ale jak Cię zobaczył to kazał opowiedzieć całą historię o tobie! Bardzo się przestraszył. Powiedział, że jak tylko się obudzisz, a on będzie spał to mamy go obudzić.- no tak, dopiero teraz głupia zauważyłam, że on spał.
-Chyba go teraz nie obudzisz? Proszę Cię. Nie mam ochoty z nikim gadać... Boli mnie brzuch...- za późno on się obudził. Nie no, przyznam ładny to on był. Ale chwila... Zayn, Zayn... O Boże! TO JEST ZAYN! Podskoczyłam na łóżku. On słodko się uśmiechnął. O jasna.. Ale on ma piękne oczy.. I ten czarujący uśmiech.. Katy! Ogarnij się! Przecież on jest z tej grupy przygłupów! No hallloo? Czego chce ode mnie? Ma tyle fanek, a do mnie się przywalił? Do dziewczyny z białaczką? No proszę... Normalnie świetnie! Jeszcze mi tu jego brakowało! Nieh wróci do swoich przyjaciół- Bieberków.. Ta ich muzyka.. Błagam.. Nie wiem co w nich Emi widziała, ale nie wtrącałam się do jej gustu... O niee.. On idzie.. Idzie do mnie. I co ja mu powiem? Cześć, czego chcesz? To nie w moim stylu. Ale, nie w moim stylu jest też powiedzieć milutko i słodko cześć, dziekuję, że się martwisz... To jest żałosne. Postanowiłam, że przyjrzę się co on zrobi... Odezwał się swoim no powiem szczerze fajnym głosem.. Ach Katy nie zaczynaj znowu! No dobra, spoko głosem.. Nie no to też nie brzmi dobrze. A dobra, po prostu odezwał się:
-Cześć. Zayn jestem. Wiem, że jesteś Katy. Jak Cię zobaczyłem w takim stanie to.. Nie umiałem przejść obojętnie. Wiem wszystko o Tobie.  Bardzo się martwiłem. Jak się czujesz?- O jejku. Nie umiał przejść obojętnie? Mógł się nauczyć.. 
-Hej. Wiem kim jesteś. I nie martw się, ja nie piszczę na Wasz widok, okey? Więc dzięki, ale możesz już iść.- No tak, włączyła się zimna Katy. 
-Rozumiem, jesteś zmęczona. Zajrzę jutro.- powiedział, musnął mój policzek i wyszedł...
--------
Taak. KRÓTKI! Wiem. Nie wiedziałam jak się zabrać. Pewnie zawaliłam sprawę.. Ale. Jest. 6 Rozdział... Proszę! KOMENTUJCIE!!

sobota, 18 sierpnia 2012

5 Rozdział

    Obudziłam się rano z uśmiechem na twarzy na moim średnio wygodnym łóżku szpitalnym. Jednak mój uśmiech szybko zniknął z mojej twarzy, gdyż uświadomiłam sobie, że to właśnie DZISIAJ. Dziś jest pierwszy dzień. Łezka zakręciła mi się w oczku, ale szybko zniknęła, ponieważ przypomniałam sobie, że obiecałam wszystkim, a szczególnie sobie, że koniec tego rozdziału. Koniec łez i ubolewania nad sobą. Wstałam i jak zwykle poszłam się ogarnąć. Zjadłam śniadanko, które wcześniej przygotowała mi moja mamusia. Przypomniałam sobie o wczorajszym dniu i dlatego zapytałam się mamy:
-Mamuś, skąd Emily wiedziała o mnie?- mój głos brzmiał bardzo poważnie.
-No kochanie, tylko się nie złość. Emi do mnie zadzwoniła była bardzo zmartwiona, głos się jej trząsł. Musiałam jej powiedzieć. Muszę Ci powiedzieć, że nie ładnie się zachowałaś... Jak mogłaś ich tak potraktować? Oni się martwią...-Tak, znowu to ja ta zła.
-Mamo! Jak bym chciała to bym ich zaprosiła. Myślałam, że jestem już gotowa na tą rozmowę z Emi, niestety nie umiałam się odezwać...
-Dobrze. Ja się nie wtrącam, ale uważam, że powinnaś chociaż Emi przeprosić, to Twoja przyjaciółka. Alex nie wiem po co tu przyszedł... Ale podobno to Emily go tu przyprowadziła...
-Tak wiem. Dostała ode mnie ochrzan...- Nic nie mogłam dalej powiedzieć bo w drzwiach ukazała się malutka Lilly. 
-Hej mała! Niech zgadnę masz dla mnie śliczny uśmieszek i bajeczkę, prawda?- Puściłam do niej oczko, a Lilly wyciągnęła przed siebie bajkę. Na ilustracji zauważyłam Barbie tańczącą z jak mu tam było? A Ken. No więc uśmiechnęłam się do mamy spojrzałam na malutką i powiedziałam:
-No dobra. Idziemy! Czas na baję!- W podskokach powędrowałyśmy do 'świetlicy'. Poczytałam jej. Niestety nie zdążyłam kolejnej bajki, ponieważ zawołali mnie do 'zabiegówki' (miejsce do podawania leków, pobierania krwi itp.)  Chciałam wstać, ale moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Nie dobre nogi, biłam je. Wiem głupie, aż mała się przyglądała ze zdziwieniem co ja robię... Zawołali mnie jeszcze raz.. Pomyślałam:
-Nie ominie mnie to... Muszę iść...
Powoli i nie pewnie szłam przez korytarz z głową opuszczoną. Usłyszałam głos mamy, nie słuchałam co mówiła, nie umiałam. Pobiegłam do niej i wtuliłam się najmocniej jak potrafiłam. Płakałam jej w ramię. 
-Mamo, ja wiem, że to jest konieczne... Ale ja się boję! Nie umiem tam wejść. Nikt mi nie powiedział jak to będzie wyglądało! To dzieję się za szybko!
-Kochanie. Ja wiem, ale zobacz ja Ci wszystko wytłumaczę. Chodź.- złapała mnie za rękę i pociągnęła do zabiegówki.
-Usiądź. Tutaj jest Twoje lekarstwo. TO ma uratować Twoje życie... Musisz przezwyciężyć strach.. Będę przy Tobie, obiecuję. Dostaniesz dzisiaj trzy chemie. Jedną w strzykawce, dwie do skapania. Będą kapać 30 min i 1h 30min. Dostaniesz leki przeciwwymiotne i ochronne. Następnie będziesz płukana przez 24h.
-Płukana? Co to znaczy?-byłam dość przerażona...
-Spokojnie. To są kroplówki, najczęściej puszczane dwie na raz. Bezbolesne do wenflonu. Dzisiaj doktórka mówiła mi, że będą Ci planować zakładać broviak, żeby nie niszczyć Ci żyłek.-powiedziała pielęgniarka.
-Bro-co?-To  dopiero przeraziło mój mózg...
-Broviak. Spokojnie. To jest wejście centralne. Małym dzieciom zakłada się port. To to samo tylko zawsze gdy przychodzisz na leczenie trzeba by było Cię kłuć. Dzięki temu nie zwisały by Ci tak zwane ogonki. Broviak jest zakładany i zostaje do końca leczenia.-zaspokajała mnie pielęgniarka, jednak zobaczyła, że jeszcze bardziej byłam zmartwiona. Wiedziała o co chodziło, kontynuowała:
-Spokojnie zakładanie broviaka jest bezbolesne, uśpią Cię. Usypianie także jest bezbolesne.- uspokoiłam się. Kiedy zobaczyłam ogromną strzykawkę pełną trucizny (no bo chemia...) buzia mi się otworzyła. 
-Posłuchaj. To jest Winkrystyna, łatwiej Kryśka.-zaśmiała się i mówiła dalej:
-Podam Ci to bardzo powoli. Jeżeli poczujesz się słabo, będzie Ci nie dobrze, czy cokolwiek zauważysz dziwnego, musisz od razu mi to powiedzieć, dobrze?
-Okey. Boję się...- złapałam mamę za rękę. Tak, jestem tchórzem. 
-Nie bój się. Dobrze, zaczynam...- Poczułam przetkanie wenflonu, niezbyt przyjemne. Miałam dziwny smak w gardle, czy w buzi. Sama nie wiedziałam. Co się dzieję!?
-MAMO! CO SIĘ DZIEJĘ?! POMÓŻ MI! PROSZĘ!
----------------------------
 Tadaam! Piąty rozdział jest. Co o nim sądzicie? Wiem,wiem krótkie, ale gdybym pisała dłuższe to opowiedziałabym Wam o tej całej historii, która w połowie jest prawdziwa...
                                                                      tt:  @MagdalenaOpach                                   

czwartek, 16 sierpnia 2012

Rozdział 4

          No więc, gdy weszłam do pokoju nie wiedziałam co robić. Uciec czy może zostać i udawać ślepego? Zamurowało mnie. Co ONI tu robili?! Skąd wiedzieli gdzie jestem, skąd cokolwiek wiedzieli?! Myślami błądziłam w moim wszechświecie i nie wiedziałam, którymi się najpierw zająć. Nie byłam gotowa na to spotkanie, nie teraz...To było za trudne spojrzeć IM w twarz i powiedzieć cześć. Dobra, weź się w garść... Nie, nie dam rady, spadam! Powiedziałam oczywiście, żeby chamska nie być: przepraszam. Niestety tak cichutko, że nie wiem czy ktokolwiek usłyszał. Zaczęłam szybko ale powoli wycofywać się ze spuszczoną głową... Wyszłam z pokoju i zaczęłam iść w stronę 'świetlicy'. Widziałam tam malutką blondynkę, której czytałam bajeczki. Pomachała mi. Zapomniałam dodać, że miała na imię Lilly. Odpowiedziałam jej na pomachanie, ona się uśmiechnęła, niestety ja nie umiałam odpowiedzieć na ten uśmiech. Czułam jak gorzka łza smutku, rozpaczy i złości spływała po moim policzku. Poczułam czyjś dotyk, dotyk ciepłej dłoni na moim nadgarstku. Ktoś gwałtownie obrócił mnie w swoją stronę tak, że byłam twarzą w twarz z tą osobą. Prawie dotykaliśmy się noskami. Nie spodobało mi się to, odsunęłam się do tyłu. Ta osoba jednak przysunęła się do mnie i cicho, delikatnie powiedziała:
-Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? Co się stało? Katy... Ja tęsknie. Chcę być przy Tobie. Opiekować się tobą w dzień i  w nocy. Kocham Cię.- Tak, te słowa należały do mojego BYŁEGO. Nie wiem jak mnie znalazł, pewnie się dowiem. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Skrzywdził mnie.
-Hmm... Dlaczego nie zadzwoniłam?! Ciekawe... Nie pamiętasz jak to było?! Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać... Do widzenia. A raczej nie do widzenia. Tam są drzwi.- Byłam oschła, zimna. Niech się nie dziwi, to jego wina. I ma jeszcze do mnie pretensje.
-Ale... Ja się martwię... Proszę daj mi szansę.
-Pff. Spadaj. Nie ma w moim słowniku słowa szansy. Na razie...-I to było by tyle z naszej rozmowy. A drugi gość zaraz zostanie ochrzaniony. Jak mogła ona? Boże, aż źle zdania układam.. Ja nie prosiłam o ich przybycie, co dopiero jego...  Już prawię zapomniałam co mi zrobił, nie chcę do tego wracać... Poczułam jak kolejna łezka ukazała się na mym policzku... To był ból, kolejny. Miałam dość, dlatego postaram się zamknąć ten rozdział. Dość krzywdy, bólu, łez. Postanowiłam, że przywitam się z drugim gościem:
-Czy ty zwariowałaś?! Po co go tu przyprowadziłaś?! W ogóle skąd wiedziałaś gdzie jestem?! Bardzo Cie proszę wyjdź, idź sobie. Nie zamawiałam gości. Nie chcę z Tobą gadać.-zaczęłam i myślałam, że skończyłam.
-Katy. Dlaczego mi nie powiedziałaś?! Myślisz, że tak bym zostawiła twój telefon?!Miałam najgorsze myśli w głowie! Myślałam, że chcesz sobie coś zrobić! Porozmawiajmy- głos mojej kochanej przyjaciółki ignorował moje pytania i niedelikatne wyproszenie, a nawet wywalenie.
-Bez adwokata nic nie powiem. Do widzenia.-rozbawiło ją to, ale zaraz spoważniała.
-Ok. Myślałam, że jestem kimś więcej dla Ciebie niż przyjaciółka, myślałam, że mi ufasz... - i wyszła.
Długo myślałam nad tym co powiedziałam. Nie wiedziałam czy zrobiłam dobrze czy źle. Zastanawiałam się i nic... Pustka. Nie czułam nic, żadnego poczucia winy. Wiedziałam, że znowu wyrządziłam komuś krzywdę, to znowu był dla mnie ból. Nic już nie mogłam zrobić, bo na pewno nie miałam zamiaru z nią rozmawiać. Usłyszałam sygnał telefonu, to był SMS od mego byłego, Alexa:
-Nigdy nie byłaś,nie jesteś i nie będziesz mi obojętna. Kocham Cię, A.
Żałosne, debilne i i tak nie zapomnę co mi zrobił, to za duży ból, cierpienie. Nigdy.
----------------------------------
Hmm.. Wiem, zrąbałam to. Ale. Chciałam bardziej teraz napisać opowiadanie, przygodę niż ciągle o uczuciach Katy. UWAGA. Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział. Postaram się jak najszybciej. Ale postarajcie się tak o 7 komentarzy ok? Obiecuję Wam, że w nagrodę będzie zaskakujący rozdział ;***
CZYTASZ?=KOMENTUJESZ!!!!
                                                                                                                                    @MagdalenaOpach

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział 3

           -Powiedziałam! Żadnego leczenia nie będzie! Jestem zdrowa. Niech pani to zrozumie...-byłam wkurzona. Bardzo  mnie to bolało. Czułam jak ściska mnie w serduszku. Nikt nie pyta mnie o zdanie, a to mój organizm, moje żyłki. Zastanawiałam się czy ten ból to smutek, zmartwienie czy może nerwy? A może ja rzeczywiście jestem chora? Może na zewnątrz jest dobrze,ale w środku choroba mnie zżera? Może jeszcze nie jest za późno żebym była zdrowa? Jaka ja głupia, myślałam tylko o sobie. Chociaż chodzi tu o mnie to mogłam pomyśleć jak oni się czują, Hmm, Czuję, że Katy wraca. Ale czy to dobrze? To się okaże. Czułam, że brakuję mi osoby, której mogę się wypowiedzieć, brakuję mi przyjaciółki. Zadzwonię do niej jak sprawa ucichnie.
-Katy, proszę Cię chodź ze mną do gabinetu... chcę z Tobą porozmawiać.- Ordynatorka ze spokojem w głosie i zmartwieniem powiedziała, tym razem nie uważałam to za sztuczne. Jestem zmęczona psychicznie tym wszystkim. Najgorsze to to, że cała droga,przygoda przede mną...
-Dobrze.-zgodziłam się i powędrowałam do gabinetu.
-Katy... Ja wiem, że to trudne. My będziemy się starać Ci pomóc, ale ty musisz pomóc nam. Bez Twojej współpracy nie damy rady... Musisz chociaż spróbować. Katy. Proszę. Powiedz. Może chcesz iść do takiej miłej pani psycholog? Porozmawiacie i wspólnie dojdziecie do rozwiązania Twojego problemu psychicznego, a my zajmiemy się Twoim problemem wewnętrznym, co ty na to?
-Proszę nie mówić do mnie jak do małego dziecka... Nie potrzebuję psychiatryka,nie jest aż tak ze mną źle...-uśmiechnęłam się i kontynuowałam:
-Postaram się. To była bardzo pochopna reakcja. Przepraszam za wszystko... Nigdy nie znalazłam się w tak trudnej sytuacji... Rozumie pani? Ja po prostu nie wytrzymałam tego psychicznie...  Bolało mnie to. Pytałam się Boga dlaczego ja? Ale teraz... Teraz uważam, że lepiej ja niż jakieś malutkie dzieciątko... Nie oddałabym tego nikomu...
-Rozumiem Cię. Możesz już iść. Dziękuję.-odpowiedziała ordynatorka uśmiechając się naprawdę mile.
-Dziękuję. Niech pani częściej do mnie zagląda.- Oczka zaświeciły mi się, wtedy poczułam, że naprawdę wróciłam. Powędrowałam w podskokach do pokoju, aż pielęgniarki oglądały się za mną. Zatrzymałam się przed drzwiami pokoju. Bałam się wejść. Wstydziłam się. Wyrządziłam im tyle krzywdy. Nie wiem czy oni nie cierpią bardziej ode mnie. No nic. Raz kozia śmierć. Trzeba.
Podeszłam do mamy i wtuliłam się w nią czule i mocno. Zaczęłam płakać. Przez płacz powiedziałam cicho: -Przepraszam... Ja nie wiem co się ze mną dzieję. Ja będę walczyć... I wywalczę... swoje życie.
-Nareszcie. Kochanie. Tak się martwiłam...
Dobra. Sprawa się uspokoiła. Postanowiłam, że dryndnę do Emily. Tak się za nią stęskniłam... Ona nie wie o tym... Jak jej powiedzieć? Nie wiem, może się samo nasunie.
-Siemano laska! Wybieram się na imprezę?-energicznie przywitała mnie no i oczywiście zaczął się temat imprez, lecz ja nie miałam ochoty tej rozmowy przeznaczyć na imprezy. To nie był dobry moment.Zastanawiałam się jak zacząć, co powiedzić. Najwidoczniej to mi zajęło bo przejęta Emily odezwała się po raz kolejny:
-Hallo? Kochanie? Wpadnę do Ciebie dzisiaj co?- była zdziwiona, zaskoczona ale dalej to był jej zabawny, zadowolony, pełen radości i energii głos. Wiedziałam już, że nic nie będzie jak dawniej... Nie potrafiłam się odezwać. Zaczęłam płakać. Jednak nie mogłam zadzwonić do niej i nawet się nie odezwać. Tęskniłam za naszymi plotkami,spotkaniami,zakupami. Ale na pierwszy krok-rozmowę było za wcześnie...Wyszeptałam:
-Przepraszam...
Usłyszałam:
-Ale! Katy! Co się dziee..- i to tyle... Nie mogłam. Nie umiałam. Dzwoniła do mnie setki razy, ale ja byłam tchórzem. Nie potrafiłam, zrozumcie mnie. Ryczałam. Mama próbowała mnie pocieszyć, nie wychodziło jej. Tzn. nie nie wychodziło jej tylko mnie nie dało się pocieszyć. To za trudna sytuacja na poklepanie po pleckach... 
Postanowiłam przejść się po korytarzu. Nie było lepszego miejsca gdzie mogłam w spokoju porozmyślać...  Chodziłam w tą i w tam tą stronę myśląc o niczym. Jednak postanowiłam pomyśleć i zastanowić się jak będzie wyglądał  jutrzejszy dzień... Bałam się. Będzie bolało? Głupia, nie zapytałam się ordynatorki. Usłyszałam głos małej dziewczynki:
-Pocitaś mi baję?-była słodziutką,mała blondynką i pomyśleć, że jest chora, że ją boli tutaj wszystko. Bóg nie miał sprawiedliwości. Te malutkie dzieci nic mu nie zrobiły. Niech się od nich odwali.
-Pewnie. Jaką bajeczkę?- starałam się uśmiechnąć. Nie wiem czy mi to wyszło. Przeczytałam jej dwie bajeczki, była zadowolona i uśmiechała się co minutkę. Była słodka. Obiecałam jej, że może do mnie przyjść jak tylko będzie chciała. Trzeba pomóc tym maluchom.
Wracałam do pokoju jednak COŚ przykuło moją uwagę. Na ścianie wisiał plakat nie byle jaki... Moja przyjaciółka- Emily kochała ich. A więc plakat z ONE DIRECTION. Mieli się pojawić jutro. Koncert charetatywny...
-Pfff... Żałosne.- powiedziałam cicho i poszłam do pokoju. Tam czekała na mnie miła i niemiła niespodzianka...

niedziela, 12 sierpnia 2012

Rozdział 2

 

     Nie wiedziałam co robić... Czułam jak moje życie nie było już moje... Nie miało sensu... Nic nie słyszałam, szum nic więcej... Nic nie widziałam, tylko dość kolorową ścianę szpitalnego pokoju. Po głowie chodziły mi te dwa słowa, przeklęte dwa słowa. Nie wiedziałam co robić Obudziły mnie słowa mamy:
- Katy! Dziecko?! Źle się czujesz?! Dziecko?! Odezwij się!- mama była załamana. Bała się. Ale ja nie umiałam wydusić z siebie słowa. Ból w sercu nie pozwalał mi na to. Bez słowa zamknęłam się w łazience, musiałam pobyć sama, bo tylko to będzie dobrym posunięciem. Czułam jak łzy ścigają się po moich policzkach. Załamana usiadłam na kibelku chowając twarz w dłoniach. Zaczęłam głośno płakać. Mama chyba stała zszokowana i nie wiedziała co robić, bo dopiero teraz zaczęła się dobijać do drzwi. Ja to miałam gdzieś. Nie obchodziło mnie to, że się martwią. Ważniejsze było teraz dla mnie to, aby pozbierać myśli do kupy. Mam tyle ich w głowie, że nie wiem czy zaraz nie zacznę nimi rzygać... Wstałam i zaczęłam walić otwartą dłonią w ścianę. Zaczęłam krzyczeć, drzeć się i naprawdę głośno płakać tak, że chyba pół oddziału mnie słyszało, co także mnie nie obchodziło. Stanęłam przed lustrem i zastanawiałam się jak bardzo tej osoby nienawidzę. Tak. Dobrze przeczytaliście... NIENAWIDZĘ! Wczoraj kochałam, a dzisiaj nienawidzę. Tak to już jest. Takie mam uczucia. Ta osoba to nie ja... Ta osoba, którą widzę zżarła prawdziwą Katy. Już jej nikt nie spotka...  Usłyszałam w miarę spokojny głos mamy:
-Kochanie! Proszę Cię. Wyjdź. Porozmawiajmy.
-Dajcie mi spokój! Chcę pobyć sama! Nie ma o czym rozmawiać. Coś odpowiedziała. Ale ja wybuchłam płaczem i nie usłyszałam co mówiła. W końcu powiedziałam: NIE! Teraz wyjdę, dowiem się o co chodzi, żeby mnie nie męczyli, że niby jest ok, a potem... potem nie będzie tak fajnie. Niech tylko przyjdzie Ordynatorka... To zobaczą.. Dobra, wychodzę. Ale jakoś wstałam i usiadłam... Nie umiałam tam wyjść. Bałam się sama nie wiem czego... Ale wyszłam. Okazało się, że w całym tym nieszczęściu mam wielkie szczęście, ponieważ moja choroba jest zdiagnozowana w najsłabszej postaci. Ale i tak nie byłam HAPPY! Bo z czego tu się cieszyć? Lada moment będę łysa! Ja łysa?! O nie! Musi być inne rozwiązanie! Postanowiłam,że nie mam im nic do powiedzenia a im nie kończyła się lista pytań: A jak się czujesz? Wiesz, że wszystko bd dobrze? Rozumiesz, że tak musi być? A mi się cofało śniadanko...  No ale chwila! Usłyszałam głos naszej Ordynatorki:
-Jak się czuję Katy?- zapytała sztucznie zmartwionym głosem, a ja nie wytrzymałam.
-Jak ja się czuję?! Jak się czuję?! Kobieto!
-KATY! OPANUJ SIĘ!-mama była zszokowana...
-Zamknijcie się! Mam dość. Wszyscy się pytają jak się czuję, ale wiecie co wam powiem?! Czuję się zarąbiście! Właśnie dowiedziałam się o białaczce i o tym, że jedyne leczenie jakie jest możliwe to chemia! No to jak mogę się czuć?! Można się chyba domyślić prawda?! Ale wy i tak tego nie zrozumiecie! To trzeba przeżyć, żeby zrozumieć! Tak. Przeżyć. Nikt mnie nie zrozumie! Jesteście chorzy i próbujecie wmówić mi, że jestem chora! Ale ja się nie dam! Nie dam się, rozumie pani? Żadnego leczenia nie będzie! Bo po co?! Skoro ja biegam, skaczę, śmieję się... ZAPOMNIJCIE! Szkoda waszych starań...-wydarłam się. Moja przemowa była długa, ale byłam z niej dumna. Trzasnęłam drzwiami od łazienki i zwinnie przekręciłam kluczem. Usiadłam na kibelku i oczywiście co? Usłyszałam głos mamusi:
-Ja panią przepraszam... Ona taka nigdy nie była...- żałosne...
-Właśnie,że byłam tylko ty mnie dobrze nie znasz!-krzyczałam zza drzwi kopiąc je. Niech wiedzą, że jestem zła, może wtedy nie będą zadawać takich głupich pytań.
-Spokojnie, przyjdę później.- głos ordynatorki był spokojny, ale widać, że była zdziwiona moim zachowaniem. Nie dziwię się jak tu trafiłam i jeszcze nie wiedziałam do zego oni zmierzają to byłam uśmiechnięta i miłą, ale nie w takiej sytuacji. Uśmiechu u mnie długo nie zobaczą.  Zresztą, w ogóle mnie nie zobaczą bo wybieram się do domu.
Przez to wszystko zapomniałam Wam opowiedzieć o mojej kochanej koleżaneczce. A więc, wieść o mojej chorobie rozeszła się szybko. Każdy wiedział że Katy jest chora u mnie w szkole. Jednak nie wiedzieli na co. Wiadomo, ludzie lubią stwarzać coś z niczego. Tyle, że u mnie to NICZEGO to białaczka. No więc moja koleżaneczka porozpowiadała każdemu, że ja mam raka mózgu i walczę o życie, że jej rodzice gadali z moim,  a moi rodzice nie znają jej. Idiotka. Cóż. Zaraz zareagowałam. Napisałam list do klasy z wytłumaczeniem. Wiem debilne, ale co miałam zrobić?! No ale, ale ale!  Jak poszłam na przepustkę to poszłam do mej klasy stanęłam przed nią i spojrzałam jej prosto w oczy. Pomyślałam "Masz gnido". Tyle mogłam zrobić... Tłumaczę sobie, że jest nienormalna i że tam w tej pustej pale jest taki fistaszek  (no to w sumie nie jest pusta ale ok) a w fistaszku 0% inteligencji. No nic. Może ją kiedyś BÓG oświeci.. 
Usłyszałam głos ordynatorki:
-Leczenie zacznie się jutro. Tu jest plan tego cyklu. Wszystko jeszcze wytłumaczymy. Ja bym chciała...- nie dokończyła. Dowiecie się zaraz dlaczego. Dlatego bo ja jej przerwałam. 
Wybiegłam z łazienki i wydarłam się najgłośniej jak potrafiłam:
-ŻE CO?!- poczułam jak na mojej twarzy pojawia się mina w stylu WTF?!

czwartek, 9 sierpnia 2012

Rozdział 1


       Wszystko zaczęło się walić. Najpierw bolesne zerwanie z chłopakiem, a teraz to. Nienawidzę tego świata! Jest to szara rzeczywistość, która potrafi jednym ruchem odebrać nam wszystko. Ma dar niszczenia Twojej osoby. Ja jestem ofiarą. Dobra może zacznę od początku. Bo jestem pewna, że zastanawiacie się o co chodzi. Byłam normalną (czy do końca normalną sami się przekonacie) nastolatką. Rodzice stworzyli mnie i nadali mi imię: Katy. Nie jest złe. Miałam piękne dzieciństwo. Niczego mi nie brakowało. Zawsze byłam zdrowa. Pełna energii i uśmiechu na twarzy Katy.
I buum! Koniec tej pięknej historii. Za kolorowo i radośnie. Dla mnie to III Wojna Światowa! Tak dokładnie. Sami się przekonacie....
Zaatakowała mnie choroba. Yhhym. Walka toczy się o moje życie. O mój organizm. Na początku. Byłam bezsilna. Ale postanowiłam walczyć.
Wylądowałam w Szpitalu Dziecięcym w Londynie. Na oddziale Hematologii.... z białaczką. Tak. Jakby ktoś nie wiedział to rak krwi. Ale wróćmy do dnia kiedy dowiedziałam się o najgorszym...

      Obudziłam się rano w szpitalu. Pierwsze co to jak zwykle zadzwoniłam do mamy. Byli już w drodze do mnie. Postanowiłam się ogarnąć. Kiedy wyszłam z łazienki rodzice już rozpakowywali siatki pełnych pysznych rzeczy. Poszłam do łazienki z potrzebą. ;D Usłyszałam głos Ordynatorki (lekarza). Wiem, że to może nie ładnie ale trochę podsłuchiwałam. Usłyszałam dwa słowa: BIAŁACZKA i CHEMIOTERAPIA. Nagle nie wiedziałam co się dzieje. Łzy same spłynęły po moich policzkach. Wstałam ale nie na długo bo zakręciło mi się w głowie i nagle ciemność. Obudziłam się leżąc na łóżku. Kroplówka kapała mi do ręki. Koło łóżka siedziała zmartwiona, zapłakana, smutna mama. Kiedy zobaczyła, że otworzyłam oczy naskoczyła na mnie, zaczęła mnie całować i mówić, że wszystko bd dobrze. Zaskoczona zapytałam:
-Mamo, o czym ty mówisz? Wiesz miałam potworny sen. Okazało się, że mam białaczkę! Rozumiesz? JA białaczkę hahah...-śmiałam się a mama wybuchła płaczem. Podniosłam się.
- Mamo? O co chodzi?
- Kochanie... To nie był sen... Ale spokojnie. Wszystko bd doo...- nie potrafiła dokończyć. Widać, że sama w to nie wierzyła. Poczułam jak słona łza odważnie spływa po moim policzku...


--------------------------------------------
No i jest. Pierwszy rozdział. O Boże. Cholernie się boję! No dobra. Proszę szybciutko komentować. Liczę na Was! Zostawiajcie swoje nazwy na tt i Fejsie.
                                                                                                                    Buziaki,  @MagdalenaOpach

środa, 8 sierpnia 2012

Prolog

           Stąpałam boso po zielonej, chłodnej trawie przyglądając się wschodzącemu słońcu i zastanawiając się jaki świat jest podły, a ludzie beznadziejni. Człowiek uważa, że duży problem to np. kolor włosów na jaki przefarbować. (Podaję durny przykład) Normalna nastolatka uważa, że największy problem w jakim się znalazła to w co się ubrać na imprezę. To nie jest problem. Ja znalazłam się w prawdziwym problemie...


------------------------------------------------
                      No i jest prolog. Uff... Cieszę się, że mam to za sobą ;D Piszcie mi proszę w komentarzu oczywiście jak mi poszło. Piszcie swoje nazwy też jak chcecie dostawać powiadomienia o nowych rozdziałach na tt.
Buziaki, @MagdalenaOpach

Bohaterowie.

Bohaterowie:

Główna bohaterka- Katy                                               17 lat

 Jej życie straciło sens. Nagle zwaliło się na nią wszystko. Nie wie czy przezwycięży mur, który oddziela jej normalne życie.

Emily                                                                              17 lat

 Totalnie zwariowana. Lubi się ostro zabawić. Nie ma granic.

Chłopcy z One Direction

 Co tu o nich opowiadać? ;DD