czwartek, 27 grudnia 2012

30 Rozdział

   Dni i miesiące mijały, leczenie chemioterapią dobiegało końcowi. Powoli wybudzałam się z koszmaru, który towarzyszył mi naprawdę długo.
Pozostało mi czekać, aż będę przygotowana do przeszczepu, tak samo jak dawca, któremu będę wdzięczna, przecież uratuje mi życie.
Rodzice szykują od tygodni walizki, które będą wypełnione rzeczami potrzebnymi nam w specjalnej klinice. Mam wyjechać na długo, czego się boję, boję się rozstania z Zaynem.
*
Kiedy do mnie przyszedł, musiałam mu powiedzieć.
-Pojadę z Tobą.-zaczął głupią gadkę. Nie mogłam na to pozwolić. On już chyba zapomniał kim jest.
-Nie wygłupiaj się. Nie jadę na rok. Najwyżej jedenaście miesięcy.-zrobił wielkie oczy, co tworzyło naprawdę śmieszny wyraz twarzy, dlatego nie hamowałam śmiechu.- Żartuję. Jeszcze nie wyjeżdżam. Będzie  dobrze.
-I tak z tobą wyjadę. Nie puszczę Cię samej.
-Do nieba też mnie samej nie puścisz?-zaśmiałam się.
-Ty sobie tak nie żartuj!
-Nie pamiętasz już kim jesteś? Masz fanów, których zaniedbujesz.-uświadomiłam sobie, że on nie żyje dla mnie, ma fanów i jest im potrzebny. Nie chcę go trzymać przy sobie na krótkiej smyczy, bo nie uda mi się to, przecież jest Zaynem Malikiem, słynnym członkiem zespołu One Direction.
-Człowiekiem płci męskiej.-zaśmiał się.

*
Zayn był ze mną do końca dnia i nie chciał wyjść. Upierał się przy swoim, a do mojego wyjazdu daleko. Ostatnie zdania mnie zadziwiły.
-Dobra, pogadamy kiedy indziej na ten temat, a teraz zostaję tu z tobą. Twoja mama sobie odpocznie, a ja będę tu z Tobą. 
-Ty masz się mną zająć? To ja szybciej wyląduję w grobie niż nam się wydaje!-zaśmiałam się. Powiedziałam żartobliwie, jednak chłopak zareagował chyba inaczej. Po chwili roześmiał się tak samo i czekał na odpowiedź na jego pytanie/zdanie oznajmujące. Sądził, że to co powiedziałam to  tylko żarty.
-No co? Nie możesz tu zostać.-powiedziałam tupiąc nogą jak małe dziecko.
-Właśnie, że mogę! Masz jakieś argumenty do tego, że nie mogę zostać?! Zresztą mów sobie co chcesz ja i tak tu zostaję!-przymrużyłam oczy i poczułam zadowolenie, że było widać jego przestraszenie.
-Moja mama i tak dzisiaj nie przyjedzie, musiała jechać zrobić badania... Ale tylko dzisiaj!-Zayn zaczął skakać z radości. Zaczęłam się śmiać, bo ten głupek jest dziwny, ale kochany... do czasu. Sami zobaczcie. 
-Zjesz coś?-zaczął męczyć.
-Nie.
-Napijesz się?
-Nie.
-Może pójść do sklepu coś Ci kupić?
-Nie.
-Wygodnie leżysz?
-Taa.
-Przynieść Ci coś z lodówki?
-Nie! Przestań męczyć męczy kicho! 
-Bo?-poruszył brwiami w górę i w dół.
-Bo jak nie, to poznasz złą stronę Katy!- zrobił wielkie oczy przerażenia, zamknął jadaczkę i poszedł zapalić papierosa. 
Leżałam na łóżku, wlepiając paczadełka w ekran telewizora i przeskakując z kanału na kanał w poszukiwaniu zaciekawiającego filmu lub serialu. Czynność przerwała mi pielęgniarka.
-Skarbie muszę Ci zrobić zastrzyk.
-Dlaczego?!-powiedziałam z wielkim przerażeniem widząc znienawidzoną igłę.
-Masz spadki. Poczujesz ukłucie. 
*
Dzień jak dzień zakończył się tak samo, jednak nie do końca. Zakończył się ze smutną wiadomością.
Do pokoju weszła moja cudowna lekarka.
-Katy jest mama?
-Nie, dzisiaj jej nie ma. Musiała iść na badania.
-Rozumiem to przyjdę jutro.
-Jak coś się stało to niech mi pani powie.
-Katy nie chcę Ci psuć humoru.
-Już mam popsuty! Nie będę spać w nocy!
-No dobrze... Twój dawca, pani się wycofała...
-Co to za popapraniec?!
~*~
Rozdział dedykuję moim czytelnikom, którzy wiernie to badziewie czytają, 
i pozostawiają komentarze. Kocham Was. :*
<3
Hello. Spokojnie, to nie ostatni rozdział. Cieszę się, że jesteście przywiązani do tego opowiadania. Nie sądziłam, że moje wypociny się komuś spodobają. To, że kończę to opowiadanie, nie znaczy, że kończę z pisaniem. Mam już parę pomysłów na nowe blogi i mam nadzieję, że zajrzycie. c: 
Bardzo Was proszę, abyście pozostawiali po sobie komentarze, wtedy wiem, że to czytacie. c: 
DOBILIŚCIE JUŻ DO: PONAD 7 TYSIĘCY. ;*
Tak się cieszę! :) 
Do napisania, kotynieńka! 
Mania. :3

wtorek, 25 grudnia 2012

Rozdział 29

-... a ja Ci przyniosłem lusterko, żebyś widziała jaka jesteś piękna.- mówiąc to widziałam jego śmiałe łzy, które wędrowały po jego policzkach, sprawiając, że były lekko mokre.- Ja wiem, że przeżyjesz Katy. Jesteś za dobra, żeby mnie zostawić samego. Wiem, że będziesz tu ze mną.- mówiąc ostatnie słowo jego głos się załamał, a jego twarz wyrażała ogromny smutek i strach. Mówił, ale myślał inaczej.- Będzie dobrze Katy, musi być, bo nie ma innej opcji.- przytulił mnie najmocniej jak umiał, przez co traciłam dojście do powietrza. Był blisko przy mnie tak, jakby to miał być jego ostatni raz.
Do pokoju wpadł tata, zdziwiło mnie to, że mamy nie było.
-Witaj Zayn.-przywitał się, na co Zayn zareagował tak samo i kulturalnie uścisną dłoń mojego ojca.
-Co mówił lekarz i gdzie jest mama?-zapytałam, bo byłam ciekawa, co mi powiedzą, przecież kłamstwa są zabawne, gdy znasz prawdę.
-Wszystko jest w miarę dobrze, a mama poszła do sklepiku.
-Kłamiesz.-mój tata zareagował zdziwioną miną. Był zaskoczony, że wiem to czego chcieli uniknąć.-wszystko słyszałam. Nie ukryjecie przede mną tego, że mogę umrzeć i że jest ze mną na tyle źle, przez co trzeba szukać dawcy. Gdybyś mi to powiedział normalnie, może by to tak nie bolało. Przyswoiłabym do siebie myśl, że trzeba walczyć, zrozumiałabym jaka jest prawda, ale ty albo wy, uważacie, że jestem niedojrzała, na tyle abym zrozumiała. I myślicie, że mnie znacie? Właśnie widzę.-moją twarz ogarnął smutek.-Kłamstwo boli bardziej, tato. Przynajmniej mnie.
-Przepraszam córciu, ale... nie wiedziałam co powiedzieć... -w tym momencie wpadła mama, która nie ukrywała płaczu.
-Wszystko będzie dobrze Katy.-powiedziała mama, na co się zaśmiałam.
-Płaczesz ze szczęścia, czy dlatego bo mój stan uległ ogromnej zmianie?- mama zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia.- No popatrz jak się złożyło! "Prawda zawsze wyjdzie na jaw"- to nie twoje słowa? Zawsze tak powtarzałaś, a teraz ja Ci muszę o nich przypominać, jakie to śmieszne.
-Katy skończ, wystarczy. Chciałam Ci to powiedzieć, ale delikatnie na tyle, żebyś się do tego przyswoiła.- mama złapała mnie za rękę.- Chciałam dobrze...-mamie przerwał tata:
-Ale to nie nasza wina, że podsłuchiwałaś!-powiedział z wymuszonym uśmiechem.
-Tato! Teraz nie zwalaj na mnie! Jak się idzie na osobność to się drzwi za sobą zamyka.
-Na kogoś trzeba zwalić.

Następne minuty kręciły się wokół dziecka, o ile to można nazwać już dzieckiem. Cieszę się, że nasza rodzina się powiększy, a może się nie powiększy tylko wyjdzie na jedno? Może maluch przyjdzie na świat, a ja odejdę? Nie chcę o tym myśleć. Mama zawsze powtarza, że trzeba myśleć pozytywnie, a nie przyciągać złe myśli.
Zayn był przy mnie bardzo długo, trzymał mnie za rękę na tyle mocno, że po chwili, krzyknęłam z bólu, a on obudził się z transu.
-Może pójdziesz się położysz.. do domu? Myślę, że jesteś zmęczony.-powiedziałam stanowczo.
-Nie, nie zostawię Cię tu samej, nie mogę.
-Zayn, nawet jakby nie umieram dzisiaj! Zresztą w ogóle nie umieram! Rodzice poszli do sklepiku nie będę sama. Marsz do domu!
-Wiem, że nic Ci się nie dzieje, ale chcę być przy tobie, bo w domu i tak będę myśleć o Tobie i będę tęsknić-wyjdzie na gorsze.
-Powiedziałam coś.- wskazałam rękami na drzwi, ale po chwili zmieniałam na ruch pokazujący: "tylko się pożegnaj ze mną".
-Ale jesteś uparta!
-A przy tym kochana i słodka.- mówiłam z miną zadowolenia.
-No dobra, ale wpadnę do Ciebie jeszcze dzisiaj i zupa, marchewki i reszta ma być zjedzona!
-Okej, ale nie wiem jak sobie poradzę z jedzeniem widelcem.-zaśmialiśmy się. Dał mi całusa i skierował się do wyjścia, jednak coś go zatrzymało. Zayn był tak zamyślony, że nie otworzył drzwi i... walnął czołem i nosem w szybę. Najpierw się przestraszyłam, ale później wybuchłam śmiechem, widząc, że wszystko w porządku.
-------------------------------------------------------------
Dzień doberek. Jak święta? Wigilia? U mnie dobrze. Zastanawiam się, czy to nie przedostatni rozdział. Już zmierzam do końca. Czekam na komentarze. Do napisania. Mania.

piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział 28

                                            Przeszkoda, którą nie tak łatwo przeskoczyć- to ja. 
To co usłyszałam mnie ucieszyło. Szczerze się cieszyłam, ale i smuciłam. To dziecko potrzebuje miłości, rodziców i spokojnej, normalnej rodziny. Ja nie powinnam do niej należeć. Wokół mnie kręcą się same złe rzeczy. Każda sytuacja mnie pożera w całości, sycąc się moją bezsilnością.
*
Leżałam na boku, wlepiając swoje oczy w rodziców i myśląc co powinnam powiedzieć. Nie umiałam nic wydusić i na szczęście wyratował mnie lekarz. Zwrócił się do moich rodziców:
-Mogę państwa na chwilkę prosić?
-Oczywiście.-wstali i wyszli przed salę. Rozumiałam, że nie chcieli abym uczestniczyła w tej rozmowie, żebym jej nie słyszała.  Nie udało im się to, bo nawet nie zamknęli drzwi, więc doskonale ich słyszałam.
„Chciałem z państwem porozmawiać oczywiście o Katy. Nie mam dobrych wiadomości. Przez przerwę w leczeniu jej stan zdrowia się pogorszył. Badania, które zrobiliśmy dzisiaj to potwierdziły. Myśleliśmy, że leczenie pójdzie zgrabnie i łatwo, jednak tak nie będzie i mówię to z przykrością. Tą chorobę da się wyleczyć, jednak w takim stanie nie zawsze to wychodzi, będziemy się starać. Od razu mówię, że będziemy potrzebować dawcy do przeszczepu. Państwa córka będzie musiała przyjmować mocniejsze leki.”
Usłyszałam płacz mamy, a po chwili oddalający się głos taty i coraz cichszy szloch mojej rodzicielki. Poszli rozmawiać z lekarzem dokładniej. Usiadłam na łóżku i czułam łzy na policzkach. Po pokoju rozległ się głos Zayna.:
-Cześć skarbie, jak się czuuu...-nie dokończył widząc mój stan. Odłożył szybko siatki pełne smakoszy i podbiegł do mnie.-Co się stało?-wypowiedział zdenerwowanym głosem.
-Mój stan się pogorszył Zayn. Muszę przyjmować mocniejsze leki. Będę potrzebowała dawcy.. do przeszczepu.
-Katy, najważniejsze, że jest dla Ciebie ratunek. Nie to, że mocne leki, przez które wypadną Ci włoski, które przez przerwę zaczęły Ci odrastać, tworząc uroczy meszek. To nie jest ważne. Najważniejsze jest zdrowie, abym mógł się Tobą cieszyć. Chcę pokazać Ci świat, objąć Cię, pocałować. Będę czekał, aż wyzdrowiejesz i będziesz spokojnie oddychać. Dawca się znajdzie, uwierz mi. Wierzysz mi?-mówił patrząc mi w oczy i gładząc mój zapłakany policzek. Uśmiechnął się w moją stronę.-Wiem, że mi wierzysz.-pocałował moje usta. Wstał i skierował się do reklamówek pełnych smakołyków i zaczął je wyciągać.-No popatrz tylko jakie Ci tu pyszności przyniosłem. Marchewki są od Louisa, od Liama zupę pomidorową, którą sam zrobił, ale kazał Ci zjeść ją widelcem albo nożem, od Harrego masz czekoladowego kota, od Nialla masz nadgryzionego pączka, a ode mnie...-przerwałam mu:
-Zayn?
-Tak?
-Ja mogę nie przeżyć.-nie powiedział nic, zamknął się w sobie. Widziałam w jego oczach łzy, które były takie prawdziwe. On naprawdę mnie k o c h a . Teraz w to wierzę, ale nie cieszę się z tego, bo jego miłość może w każdej chwili umrzeć.
-------------------------------------------
Przepraszam, że taki krótki, ale postaram się szybko dodać kolejny, żeby to nadrobić. :)

sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział 27


        Nad ranem słońce szybko wdarło się do mojego okna, a prędzej promienie słońca przebiły się przez moje okno, które było na tyle duże i skomplikowane, że nie dało się założyć żaluzji, co bardzo utrudniało spanie. Niechętnie otworzyłam jedno oko spoglądając na budzik i widząc przedstawione wskazówki zegara na poszczególnych kreskach, przeraziłam się, otwierając kolejne i ostatnie oko.  Położyłam się na plecach, martwo spoglądając w sufit. Leżałam próbując przypomnieć sobie, co wydarzyło się wczoraj. Kolejny raz odczułam złość, a jednocześnie smutek, z powodu utraty bardzo bliskiej mi osoby, jednocześnie patrząc głębiej była mi obca. Tylko dlaczego dalej czuję coś do niego? Dlaczego kiedy podarował mi pierścionek, pierwsza odpowiedź padła: "nie.", ale kolejnym razem, kiedy wylądował w szpitalu, moja odpowiedź od razu była zmieniona? Potrafiłam wędrować poważnie chora, osłabiona i w piżamie, tylko dlatego, aby zapytać się co się stało i jak się czuję. Narażałam swoje życie nie tylko z powody mojej ciężkiej choroby, osłabienia i słabych wyników, ale też zagrożeniem była moja mama, u której cudem wyszłam cała.  Nie znam tego człowieka płci męskiej na tyle dobrze, aby stanąć z nim przed ołtarzem i składając sobie przysięgę małżeńską, ponieważ mogłoby się okazać, że to nie ta osoba, ale wiem, że jest to chłopak o imieniu Zayn i wiem, że zrobiłby dla mnie wszystko. Kiedy mój szanowny były mnie porwał, to właśnie Zayn, próbował mnie szukać, co nie wyszło tak jak chciał, ale mnie bądź co bądź, odnalazł. Wiem też, że przy nim czuję się bezpieczna, chcę mi się żyć i walczyć z moją przeszkodą, którą mogę nazwać po prostu: "Świat". Przewróciłam się na drugi bok, aby ułożyć się wygodnie, tyłem do słońca, które ogrzewało mi plecy i próbując zasnąć, jednak moje przemyślenia zajęły więcej czasu niż przewidywałam i kiedy zamykałam oczy od razu się otworzyły, słysząc alarm budzika. Na dawne urodziny dostałam śliczny budzik w kształcie kotka. Dostałam go od babci, która niestety odeszła z tego świata. Zawsze była uśmiechnięta i wesoła, bardzo ją kochałam. Każdą wolną chwilę mogłam spędzać z babcią. Mimo swojego wieku, była pełna siły i energii. Dla mnie potrafiła zrobić wszystko. Ale każda bajka ma swój początek i koniec, raz jest kolorowy, a drugi raz jest czarny. Babcię zaatakowała choroba. Najgorsza wiadomość to to, że miała to samo co ja teraz. Nie znaleziono dla niej dawcy, nie zdążyli. Długo nie mogłam się pogodzić z faktem, że nie mogę do niej przyjść, poplotkować i zjeść jej pyszny obiad. Brakuję mi jej, a fakt, że może stać się ze mną tak samo jest dobijający. W prawdzie podobno, "ze mną nie jest tak, jak z babcią", ale może mnie oszukują? Może chcą, żebym żyła w nieświadomości? Wracając do budzika, to kiedy otworzyłam pięknie zapakowane pudełko, skoczyłam babci na szyję i ją uściskałam, jednak ona śmiała się bardzo głośno, tzw. "niepohamowanym śmiechem". Nie wiedziałam o co jej chodziło, jednak dowiedziałam się kolejnego dnia, rankiem, kiedy budzik zadzwonił. Obudziło mnie słodkie "Miau", na co szeroko się uśmiechnęłam, ale kolejne miauczenia, nie były takie fajne. Kotek miauczał coraz głośniej, co dochodziło do darcia słowa "MIAU!!!", co powodowało, budzenie całego domu.  Tego dnia, leżałam w pokoju śmiejąc się z prezentu, wiedziałam już dlaczego babcia się tak śmiała.
Wyłączyłam szybko budzik, aby nie doszło do nieprzyjemnej sytuacji. Usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się, czując jak moje kości wydają dźwięki strzelania.  Wczoraj musiały mi ostro łzy podróżować po moich policzkach, ponieważ są posklejane od łez, jeśli wiecie o co mi chodzi. Doszłam do ogromnego okna, z którego było widać niesamowity widok na łąki. Słońce pięknie zapowiadało pogodę, z czego zrozumiałam, że jest ciepło, dlatego patrząc w dal w jeden punkt, czyli zapatrzenie się, otwierałam okno. Moje ciało obleciał wiatr, który bez problemu wygrywał ze słońcem. Stałam tak dalej patrząc tylko w ten punkt, kiedy z transu wyrwała mnie moja mama.
-Czyś ty oszalała?! Chcesz jeszcze więcej nam problemów narobić?! Zamykaj to okno, bo zimno jest, ubieraj się i schodź na dół!- nieprzyjemnie warknęła ubrana już mama i wyszła, nie dając mi dojść do słowa. Wiedziałam, że jest zła, ale nie sądziłam, że aż tak, żeby powiedzieć takie słowa. Po głowie chodziły mi ostatnie słowa drugiego zdania: "więcej nam problemów narobić".  Definicją słowa "problem" jestem ja, doskonały przykład.
Wyszłam z pokoju i powędrowałam do łazienki. Gdy zauważyłam swoją postać w chusteczce w lustrze, zdziwiłam się, że z tej brzydoty nie pękło. Wychodząc z łazienki, wstąpiłam do pokoju, aby spakować swoje rzeczy.  Po wykonaniu tej czynności skierowałam się w stronę schodów, prowadzących w dół, ciągnąc za sobą torbę i torebkę. Zeszłam na dół, wchodząc od razu do jadalni. Kulturalnie się przywitałam, ale nie uzyskałam z żadnej strony łaskawej odpowiedzi. Kiedy mama wypiła z tatą kawę, odezwała się:
-Ubieraj się, musimy jechać.- kolejny szorstki i nieprzyjemny głos od samego rana. Idealny poranek.
Ubrałam się i wyszłam przed dom, czekając na mamę. Kiedy wyszła, nawet na mnie nie spojrzała, tylko od razu skierowała się w stronę samochodu, a ja za nią. W samochodzie zastanawiałam się jak mam rozpocząć tą trudną rozmowę. Im dalej byłyśmy od domu, tym bardziej nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-Mamo...
-Mhm...
-Przepraszam Cię za wczorajszą sytuację, nie chciałam żeby tak wyszło.
-Dobra, ale następnym razem uważaj co mówisz.
-Ty też.-powiedziałam pewnie, ale ze smutkiem w głosie.
-Słucham?
-Przepraszam, że jestem potworem. Problemem, który tylko przeszkadza w waszym życiu. Przepraszam, że jestem niechciana i niekochana. Jak chcesz skoczę przez okno lub rzucę się pod tira, żebyście nie mieli mnie na głowie. Niestety wyparować nie umiem, ale kiedy po pełnie samobójstwo, będziecie sobie wmawiać, że to tylko nieszczęsny wypadek, albo nie będziecie sobie wmawiać tylko się cieszyć. Jeśli to ma wam ułatwić życie to proszę bardzo. - mówiłam nie patrząc mojej rodzicielce w oczy, tylko w stronę okna, starając się mówić obojętnym głosem, a stłumić łzy i płaczliwy głos. Nie wiem, czy wychodziło mi, ale się starałam.
-Katy? O czym ty dziecko mówisz?! Przecież my Cię kochamy, robimy dla Ciebie wszystko, ratujemy Cię! Jak możesz tak mówić? Jeśli odebrałaś to w taki sposób to przepraszam.
-Okay, ale następnym razem uważaj co mówisz.
Dojechałyśmy pod szpital i powędrowałyśmy na oddział. Zrobili mi badania, więc spokojnie mogłam zjeść pyszne śniadanko, które mama zrobiła mi do szpitala. Wyznaczyli mi salę, w której okresowo miałam zamieszkać. Byłam na sali sama, a to lepiej. Telewizor tylko dla Ciebie, łazienka też i co najważniejsze nie krępujesz się.  Rozpakowywałam się w czym pomagała mi mama, jednak w pewnym momencie, poleciała do łazienki i zamknęła się na klucz. Słyszałam odgłosy wymiotów.
-Mamo wszystko w porządku?
-Tak, musiałam zjeść coś nieświeżego.- powiedziała wychodząc z łazienki.-Będę się zbierała, poradzisz sobie? Jedzenie masz, a my z tatą wpadniemy za niedługo. Chemię masz od jutra.
-Pewnie, jedź i się połóż.- powiedziałam, całując w policzek moją mamę.
Kiedy wyszła, automatycznie poczułam się samotna-minus bycia samej w pokoju. Ułożyłam się na boku, myśląc, że zasnę, jednak kolejny raz mi coś przerwało i tym razem to był ktoś. Słysząc pukanie do przesuwanych drzwi, spojrzałam w szybkę i ujrzałam w niej Zayna. Ucieszyłam się, bo zaczynałam tęsknić. Zaprosiłam go do środka gestem ręki, co doskonale zrozumiał i wszedł z czerwonymi różami.
-Katy, tak tęskniłem, przepraszam. Nie musisz ze mną być na papierze, po prostu bądź przy mnie i... "Tylko mnie kochaj". - podszedł do mnie i złożył pocałunek na moich ustach.
Wszystko szło w dobrym kierunku. Pogodziłam się z mamą i Zaynem, a to był jakiś cud. Bałam sie, że go stracę i nigdy już  nie zobaczę. Na szczęście nie stało się tak, więc mam się z czego cieszyć. Dzisiejszy dzień mijał mi bardzo szybko. Mulat posiedział u mnie i zachowywał się jak mój kelner lub służący, z czego nie byłam zadowolona, bo wystarczało mi, że był moim, własnym chłopakiem. Pożegnał się ze mną słodkim całusem, ponieważ musiał iść na próbę z resztą orangutanów, więc zostałam ja i mój uśmiech przypominający banana.  Niestety zniknął, gdy do pokoju weszli zmartwieni i zaniepokojeni rodzice, równocześnie uśmiechnięci. -Hej skarbie.-powiedzieli razem.
-Cześć, co macie takie miny?
Mama spojrzała na tatę mówiąc:
-Ty jej powiedź.
-Katy, chcieliśmy Ci powiedzieć, że twoja mama jest w ciąży i nasza rodzina się powiększy.
Poczułam się jakby ktoś, zabrał mi spod ciała łóżko, a najgorsze to to, że nie spadałam na podłogę tylko daleko w czarną otchłań, z której nigdy się nie wydostanę.
"Teraz to już w ogóle będę utrapieniem. Przeszkodą do normalnego, szczęśliwego życia. Do spokojnej rodziny."-myślałam.
----------------------------------------------------------
Heejo. Tak długo nie dodawałam rozdziałów, za co bardzo Was przepraszam! Ten myślę, że jest długi, ale to wy go oceńcie. :) Moim usprawiedliwieniem może być:
-brak czasu,
-brak weny,
-brak internetu w całym domu! o.O
Wybaczycie? Piszemy komentarze, odnośnie rozdziału i mojego pytania.
Do napisania! Mania. <3