poniedziałek, 17 września 2012

14 Rozdział

      Myślałam, że to żart... To nie mogła być prawda. Nie teraz! Nie teraz, kiedy wszystko się miało układać. Zaczęłam się do niego przekonywać. Zaczęłam się przekonywać do naszej miłości. Moje serce, mój rozum mówił mi: Tak ty go kochasz. Masz z nim być. To jest to, czego szukasz. Tu znajdziesz wsparcie, zrozumienie, pielęgnację Twojej osoby. A teraz to?! Nie, błagam. Chcę mieć chwilę spokoju. Chcę przestać myśleć o tym, że jestem chora, że zaraz będę łysa... Chcę cieszyć się życiem... Czy ja za dużo chcę? Proszę dać mi odpowiedź! Za dużo?! Ja po prostu chcę żyć normalnie. 
Słyszałam szum w uszach, to znowu to nieprzyjemne uczucie. Ale teraz będę silna, nie dam się, nie poddam się tak łatwo! Nie zasnę, nie ujrzę ciemności. Ujrzę jego. Będę zwilżać mu usta, karmić, głaskać po policzku. Spojrzałam na chłopaków, już nie przygłupów. W końcu oni wiedzieli jak się zachować. Przyszli z tą wiadomością do mnie. Wiedzieli, że on mnie kocha i ja jego. To jest ich przyjaciel i chcą dla niego jak najlepiej. Teraz uwierzyłam, że jestem mu potrzebna.  Otrząsnęłam się.
-Gdzie on leży?! W jakim jest stanie?! Jak to się stało...? Zresztą nieważne, sama się dowiem.-mówiłam drżącym głosem. Cała się trzęsłam. Wyciągnęłam z szafki pudełko zaręczynowe, otworzyłam. Poczułam rumieńce, bo wiedziałam, że patrzyli na nie i w normalnej sytuacji by mi gratulowali... Nie w tej...
-W Londynie w szpitalu... Dla dorosłych.. Jest w śpiączce... -ledwo powiedział Harry przez płacz, wtulał się w Veronikę. Dopiero teraz ją zauważyłam... Byli razem.. Teraz byłam pewna. -Jak to dowiesz się sama? Co masz na myśli?! Ej, ty chyba nie chcesz...-Harry zrobił wielkie oczy. Tak, jego myśli miały rację.
-Taak, chcę. Nie mogę dowiadywać się od was i przez telefon informacji o nim. Mi nic nie jest. A chyba wiecie, że nie wytrzymam tutaj! Tylko mam prośbę...-mówiłam zakładając piękny pierścionek, lecz to nie na nim mi zależało. Wierzyłam jednak, że jak go założę to jakimś cudem on się obudzi żeby zobaczyć go na mojej ręce. 
-Zrobimy wszystko. Jednak nie wiem czy ja zgodzę się na to żebyś stąd uciekła...- Louis szeptał pod koniec. Dziękowałam mu za to w myślach.
-Nie powstrzymacie mnie... Musicie tu siedzieć i mnie kryć, że niby jestem w łazience... Ja tam jadę.- Pakowałam potrzebne rzeczy do torby.
-Okey, mamy mówić, że masz sraczkę, nie ma sprawy.- zaśmiał się Naill i dostał z pięści od Liama, że to nie pora na żarty.
-Ale jak chcesz to zrobić z tym?- Spojrzał na pompę Louis. No tak... Przeciwbólowy na brzuch... Myśl Katy myśl dla niego... Wyrwałam kroplówkę i powiedziałam:
-I po sprawie. Ja lecę. Nie wykrwawię się spokojnie, coś po drodze wymyślę.- Założyłam kurtkę i wyszłam, mówiąc spojrzeniem w stronę chłopców i dziewczynę: Dziękuję, naprawdę.
-Niema za co. Bądź ostrożna.- Troskliwy Liam...
Wyjrzałam zza drzwi. Droga wolna. Szczęście było mi bliskie. Miałam je na wyciągnięcie ręki. Co ja mówię?! Mój chłopak... Nie wiem czy mogę go tak nazwać, ale wiedziałam, że chcę z nim być. No więc Zayn był w szpitalu... To nie jest szczęście, to jest NIEszczęście. Skrycie weszłam do zabiegówki. Wiedziałam gdzie co jest, więc nie miałam problemu ze znalezieniem koreczków do wenflonu, który miałam założony na łokciu. Wzięłam je i schowałam do torby. To było zbyt ryzykowne, żeby właśnie w tym miejscu się tym zajmować.
Już miałam wychodzić, niestety zatrzymała mnie pielęgniarka:
-O! A ty już odłączona? Czego tutaj szukasz?-uśmiechnięta Pani Pielęgniarka zapytała zabawnym głosem.
-Jaa... Tak już jestem odłączona... Ja z ciekawości przyszłam się zważyć.- Przełknęłam z trudem ślinę. Ręce od kłamstwa zaczęły mi się pocić. Schowałam zakrwawioną rękę za moje ciało. Może mi się uda, oby.
-To leć do pokoju i bądź grzeczna!-zaśmiała się. Chyba nic nie podejrzewała, no nie?! Wyszłam, skierowałam się do wyjścia. O tak. Wolność. Zdziwienie pojawiło się wtedy, kiedy nie umiałam zejść po schodach... Moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Były jak z galarety! O co chodzi? No dobra, prawie spadłam, ale to nic... Nie ja teraz jestem ważna.
Wyszłam poza teren szpitala. Zaopiekowałam się moim wenflonem. Dobra, teraz muszę jakoś z jednego szpitala dostać się do drugiego. Wiem, że to jest gdzieś niedaleko. Nie mam za dużo pieniędzy i wątpię, żeby w tej właśnie chwili był jakiś autobus.
Wędrowałam chodnikiem przed siebie. Ludzie krzywo się na mnie patrzyli. Może to dlatego, bo widzieli nastolatkę w zakrwawionej piżamie i kapciach, no normalnie wariatka. Wytłumaczyłam to sobie, że jakby Ci ludzie znali moją historię, to od razu zmienili by nastawienie do mnie i swoją minę.
Umęczona dotarłam do szpitala. Serce mi waliło naprawdę szybko, pewnie ze zmęczenia. Bałam się, że zasłabnę, ale muszę być silna-dla niego. Postanowiłam, że windą dojadę do oddziału mojego marzenia. Chciałam go żywa ujrzeć, a nie z góry. Stałam przed wejściem na oddział. Bałam się, bo byłam w takim stroju. Nie bałam się krytyki, wyśmiania, opinii. Bałam się, że ktoś się domyśli.
Otworzono mi drzwi. Co dziwne drzwi same się otworzyły. Może to tak jak u nas, pielęgniarki w dyżurce mają domofon, którym mogą otworzyć. Mówiąc o nas... miałam na myśli mój szpital, dokładniej? Mój oddział.
Szukałam go po salach... Podbiegła do mnie pielęgniarka:
-Nic Pani nie jest?! Pomóc Pani?!
-Nic mi nie jest... To moje ubranie codzienne.- krzywo się na mnie spojrzała... no cóż. Ja pewnie tak samo bym zareagowała na taką odpowiedź. W końcu dzisiaj nie Halloween...
Biegłam po korytarzu, szukając w oknach jego skromnej twarzy. Bałam się wyobrazić sobie jak może wyglądać. Przekonywałam się w duchu, że nic mu nie jest... Lekkie rysy i tyle. Ale wiem, że jest w śpiączce.. To jest dobijające.
Zatrzymałam się przy sali numer 11. To był do dzisiaj mój szczęśliwy numerek. Spojrzałam przez okienko. Zobaczyłam leżącego człowieka... Zastanawiałam się czy to na pewno on? Niee, to na pewno on. Ale wyglądał okropnie... Zabandażowana głowa, siniaki, podbite oczy... Czy ja dobrze widzę? Z rozmyśleń obudził mnie męski głos:
-A Pani z rodziny? Ja jestem Doktorem zajmującym się tym chłopakiem...-spojrzałam na niego niepewnie... Powoli wyciągałam rękę z pierścionkiem w jego stronę... 

---------
I jak kochani? Dużo komentarzy proszę. ;3 Podpisujcie się i piszcie swoje nazwy na tt. 
@MagdalenaOpach

4 komentarze:

  1. Super! Ale krótkie! Zyabeiste i wgl! kOchaamm..!
    @nikaxx1

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, tylko szkoda, że rozdziały są takie krótkie i rzadko dodawane :( Mam nadzieję, że tym razem dodasz szybciej, bo ja jak zaczęłam czytać ten to zapomniałam już co było w poprzednim :( @real_ania_xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Bozee brak słów ! Końcówka z pierscionkiem najlepsza !! Coraz wiecej się dzieje i to mi się podoba ! <3
    @Roksana_xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebiste <3 Jutro zabieram się do czytania reszty <3 @AgaMichna :)

    OdpowiedzUsuń