sobota, 8 grudnia 2012

Rozdział 27


        Nad ranem słońce szybko wdarło się do mojego okna, a prędzej promienie słońca przebiły się przez moje okno, które było na tyle duże i skomplikowane, że nie dało się założyć żaluzji, co bardzo utrudniało spanie. Niechętnie otworzyłam jedno oko spoglądając na budzik i widząc przedstawione wskazówki zegara na poszczególnych kreskach, przeraziłam się, otwierając kolejne i ostatnie oko.  Położyłam się na plecach, martwo spoglądając w sufit. Leżałam próbując przypomnieć sobie, co wydarzyło się wczoraj. Kolejny raz odczułam złość, a jednocześnie smutek, z powodu utraty bardzo bliskiej mi osoby, jednocześnie patrząc głębiej była mi obca. Tylko dlaczego dalej czuję coś do niego? Dlaczego kiedy podarował mi pierścionek, pierwsza odpowiedź padła: "nie.", ale kolejnym razem, kiedy wylądował w szpitalu, moja odpowiedź od razu była zmieniona? Potrafiłam wędrować poważnie chora, osłabiona i w piżamie, tylko dlatego, aby zapytać się co się stało i jak się czuję. Narażałam swoje życie nie tylko z powody mojej ciężkiej choroby, osłabienia i słabych wyników, ale też zagrożeniem była moja mama, u której cudem wyszłam cała.  Nie znam tego człowieka płci męskiej na tyle dobrze, aby stanąć z nim przed ołtarzem i składając sobie przysięgę małżeńską, ponieważ mogłoby się okazać, że to nie ta osoba, ale wiem, że jest to chłopak o imieniu Zayn i wiem, że zrobiłby dla mnie wszystko. Kiedy mój szanowny były mnie porwał, to właśnie Zayn, próbował mnie szukać, co nie wyszło tak jak chciał, ale mnie bądź co bądź, odnalazł. Wiem też, że przy nim czuję się bezpieczna, chcę mi się żyć i walczyć z moją przeszkodą, którą mogę nazwać po prostu: "Świat". Przewróciłam się na drugi bok, aby ułożyć się wygodnie, tyłem do słońca, które ogrzewało mi plecy i próbując zasnąć, jednak moje przemyślenia zajęły więcej czasu niż przewidywałam i kiedy zamykałam oczy od razu się otworzyły, słysząc alarm budzika. Na dawne urodziny dostałam śliczny budzik w kształcie kotka. Dostałam go od babci, która niestety odeszła z tego świata. Zawsze była uśmiechnięta i wesoła, bardzo ją kochałam. Każdą wolną chwilę mogłam spędzać z babcią. Mimo swojego wieku, była pełna siły i energii. Dla mnie potrafiła zrobić wszystko. Ale każda bajka ma swój początek i koniec, raz jest kolorowy, a drugi raz jest czarny. Babcię zaatakowała choroba. Najgorsza wiadomość to to, że miała to samo co ja teraz. Nie znaleziono dla niej dawcy, nie zdążyli. Długo nie mogłam się pogodzić z faktem, że nie mogę do niej przyjść, poplotkować i zjeść jej pyszny obiad. Brakuję mi jej, a fakt, że może stać się ze mną tak samo jest dobijający. W prawdzie podobno, "ze mną nie jest tak, jak z babcią", ale może mnie oszukują? Może chcą, żebym żyła w nieświadomości? Wracając do budzika, to kiedy otworzyłam pięknie zapakowane pudełko, skoczyłam babci na szyję i ją uściskałam, jednak ona śmiała się bardzo głośno, tzw. "niepohamowanym śmiechem". Nie wiedziałam o co jej chodziło, jednak dowiedziałam się kolejnego dnia, rankiem, kiedy budzik zadzwonił. Obudziło mnie słodkie "Miau", na co szeroko się uśmiechnęłam, ale kolejne miauczenia, nie były takie fajne. Kotek miauczał coraz głośniej, co dochodziło do darcia słowa "MIAU!!!", co powodowało, budzenie całego domu.  Tego dnia, leżałam w pokoju śmiejąc się z prezentu, wiedziałam już dlaczego babcia się tak śmiała.
Wyłączyłam szybko budzik, aby nie doszło do nieprzyjemnej sytuacji. Usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się, czując jak moje kości wydają dźwięki strzelania.  Wczoraj musiały mi ostro łzy podróżować po moich policzkach, ponieważ są posklejane od łez, jeśli wiecie o co mi chodzi. Doszłam do ogromnego okna, z którego było widać niesamowity widok na łąki. Słońce pięknie zapowiadało pogodę, z czego zrozumiałam, że jest ciepło, dlatego patrząc w dal w jeden punkt, czyli zapatrzenie się, otwierałam okno. Moje ciało obleciał wiatr, który bez problemu wygrywał ze słońcem. Stałam tak dalej patrząc tylko w ten punkt, kiedy z transu wyrwała mnie moja mama.
-Czyś ty oszalała?! Chcesz jeszcze więcej nam problemów narobić?! Zamykaj to okno, bo zimno jest, ubieraj się i schodź na dół!- nieprzyjemnie warknęła ubrana już mama i wyszła, nie dając mi dojść do słowa. Wiedziałam, że jest zła, ale nie sądziłam, że aż tak, żeby powiedzieć takie słowa. Po głowie chodziły mi ostatnie słowa drugiego zdania: "więcej nam problemów narobić".  Definicją słowa "problem" jestem ja, doskonały przykład.
Wyszłam z pokoju i powędrowałam do łazienki. Gdy zauważyłam swoją postać w chusteczce w lustrze, zdziwiłam się, że z tej brzydoty nie pękło. Wychodząc z łazienki, wstąpiłam do pokoju, aby spakować swoje rzeczy.  Po wykonaniu tej czynności skierowałam się w stronę schodów, prowadzących w dół, ciągnąc za sobą torbę i torebkę. Zeszłam na dół, wchodząc od razu do jadalni. Kulturalnie się przywitałam, ale nie uzyskałam z żadnej strony łaskawej odpowiedzi. Kiedy mama wypiła z tatą kawę, odezwała się:
-Ubieraj się, musimy jechać.- kolejny szorstki i nieprzyjemny głos od samego rana. Idealny poranek.
Ubrałam się i wyszłam przed dom, czekając na mamę. Kiedy wyszła, nawet na mnie nie spojrzała, tylko od razu skierowała się w stronę samochodu, a ja za nią. W samochodzie zastanawiałam się jak mam rozpocząć tą trudną rozmowę. Im dalej byłyśmy od domu, tym bardziej nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-Mamo...
-Mhm...
-Przepraszam Cię za wczorajszą sytuację, nie chciałam żeby tak wyszło.
-Dobra, ale następnym razem uważaj co mówisz.
-Ty też.-powiedziałam pewnie, ale ze smutkiem w głosie.
-Słucham?
-Przepraszam, że jestem potworem. Problemem, który tylko przeszkadza w waszym życiu. Przepraszam, że jestem niechciana i niekochana. Jak chcesz skoczę przez okno lub rzucę się pod tira, żebyście nie mieli mnie na głowie. Niestety wyparować nie umiem, ale kiedy po pełnie samobójstwo, będziecie sobie wmawiać, że to tylko nieszczęsny wypadek, albo nie będziecie sobie wmawiać tylko się cieszyć. Jeśli to ma wam ułatwić życie to proszę bardzo. - mówiłam nie patrząc mojej rodzicielce w oczy, tylko w stronę okna, starając się mówić obojętnym głosem, a stłumić łzy i płaczliwy głos. Nie wiem, czy wychodziło mi, ale się starałam.
-Katy? O czym ty dziecko mówisz?! Przecież my Cię kochamy, robimy dla Ciebie wszystko, ratujemy Cię! Jak możesz tak mówić? Jeśli odebrałaś to w taki sposób to przepraszam.
-Okay, ale następnym razem uważaj co mówisz.
Dojechałyśmy pod szpital i powędrowałyśmy na oddział. Zrobili mi badania, więc spokojnie mogłam zjeść pyszne śniadanko, które mama zrobiła mi do szpitala. Wyznaczyli mi salę, w której okresowo miałam zamieszkać. Byłam na sali sama, a to lepiej. Telewizor tylko dla Ciebie, łazienka też i co najważniejsze nie krępujesz się.  Rozpakowywałam się w czym pomagała mi mama, jednak w pewnym momencie, poleciała do łazienki i zamknęła się na klucz. Słyszałam odgłosy wymiotów.
-Mamo wszystko w porządku?
-Tak, musiałam zjeść coś nieświeżego.- powiedziała wychodząc z łazienki.-Będę się zbierała, poradzisz sobie? Jedzenie masz, a my z tatą wpadniemy za niedługo. Chemię masz od jutra.
-Pewnie, jedź i się połóż.- powiedziałam, całując w policzek moją mamę.
Kiedy wyszła, automatycznie poczułam się samotna-minus bycia samej w pokoju. Ułożyłam się na boku, myśląc, że zasnę, jednak kolejny raz mi coś przerwało i tym razem to był ktoś. Słysząc pukanie do przesuwanych drzwi, spojrzałam w szybkę i ujrzałam w niej Zayna. Ucieszyłam się, bo zaczynałam tęsknić. Zaprosiłam go do środka gestem ręki, co doskonale zrozumiał i wszedł z czerwonymi różami.
-Katy, tak tęskniłem, przepraszam. Nie musisz ze mną być na papierze, po prostu bądź przy mnie i... "Tylko mnie kochaj". - podszedł do mnie i złożył pocałunek na moich ustach.
Wszystko szło w dobrym kierunku. Pogodziłam się z mamą i Zaynem, a to był jakiś cud. Bałam sie, że go stracę i nigdy już  nie zobaczę. Na szczęście nie stało się tak, więc mam się z czego cieszyć. Dzisiejszy dzień mijał mi bardzo szybko. Mulat posiedział u mnie i zachowywał się jak mój kelner lub służący, z czego nie byłam zadowolona, bo wystarczało mi, że był moim, własnym chłopakiem. Pożegnał się ze mną słodkim całusem, ponieważ musiał iść na próbę z resztą orangutanów, więc zostałam ja i mój uśmiech przypominający banana.  Niestety zniknął, gdy do pokoju weszli zmartwieni i zaniepokojeni rodzice, równocześnie uśmiechnięci. -Hej skarbie.-powiedzieli razem.
-Cześć, co macie takie miny?
Mama spojrzała na tatę mówiąc:
-Ty jej powiedź.
-Katy, chcieliśmy Ci powiedzieć, że twoja mama jest w ciąży i nasza rodzina się powiększy.
Poczułam się jakby ktoś, zabrał mi spod ciała łóżko, a najgorsze to to, że nie spadałam na podłogę tylko daleko w czarną otchłań, z której nigdy się nie wydostanę.
"Teraz to już w ogóle będę utrapieniem. Przeszkodą do normalnego, szczęśliwego życia. Do spokojnej rodziny."-myślałam.
----------------------------------------------------------
Heejo. Tak długo nie dodawałam rozdziałów, za co bardzo Was przepraszam! Ten myślę, że jest długi, ale to wy go oceńcie. :) Moim usprawiedliwieniem może być:
-brak czasu,
-brak weny,
-brak internetu w całym domu! o.O
Wybaczycie? Piszemy komentarze, odnośnie rozdziału i mojego pytania.
Do napisania! Mania. <3

7 komentarzy:

  1. No jasne, ze wybaczymy :) Nie wiem co powiedzieć na temat rozdziału. Po prostu brak słów <3 Jest świetny, cudowny i mogłabym wymieniać ta długo <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybaczę :) rozdział super i o wiele dłuższy, a to dobrze :) nie mogę się doczekać kolejnego <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział ! Xx

    Zapraszam do mnie. Dzisiaj pojawi się pierwszy rozdział :)

    http://true-friendship-with-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny, czytam i czytam, i zeszło mi do 00.00 xD
    Troszkę to wszystko chaotyczne, nienormalne, szybkie? Trudno mi się to czyta w pewnych momentach, ale masz talent i czekam na następne :D -Ola

    OdpowiedzUsuń
  5. rozdział mega! troszkę zaniedbałam, ale już nadrabiam, sraczko ;*

    OdpowiedzUsuń