niedziela, 12 sierpnia 2012

Rozdział 2

 

     Nie wiedziałam co robić... Czułam jak moje życie nie było już moje... Nie miało sensu... Nic nie słyszałam, szum nic więcej... Nic nie widziałam, tylko dość kolorową ścianę szpitalnego pokoju. Po głowie chodziły mi te dwa słowa, przeklęte dwa słowa. Nie wiedziałam co robić Obudziły mnie słowa mamy:
- Katy! Dziecko?! Źle się czujesz?! Dziecko?! Odezwij się!- mama była załamana. Bała się. Ale ja nie umiałam wydusić z siebie słowa. Ból w sercu nie pozwalał mi na to. Bez słowa zamknęłam się w łazience, musiałam pobyć sama, bo tylko to będzie dobrym posunięciem. Czułam jak łzy ścigają się po moich policzkach. Załamana usiadłam na kibelku chowając twarz w dłoniach. Zaczęłam głośno płakać. Mama chyba stała zszokowana i nie wiedziała co robić, bo dopiero teraz zaczęła się dobijać do drzwi. Ja to miałam gdzieś. Nie obchodziło mnie to, że się martwią. Ważniejsze było teraz dla mnie to, aby pozbierać myśli do kupy. Mam tyle ich w głowie, że nie wiem czy zaraz nie zacznę nimi rzygać... Wstałam i zaczęłam walić otwartą dłonią w ścianę. Zaczęłam krzyczeć, drzeć się i naprawdę głośno płakać tak, że chyba pół oddziału mnie słyszało, co także mnie nie obchodziło. Stanęłam przed lustrem i zastanawiałam się jak bardzo tej osoby nienawidzę. Tak. Dobrze przeczytaliście... NIENAWIDZĘ! Wczoraj kochałam, a dzisiaj nienawidzę. Tak to już jest. Takie mam uczucia. Ta osoba to nie ja... Ta osoba, którą widzę zżarła prawdziwą Katy. Już jej nikt nie spotka...  Usłyszałam w miarę spokojny głos mamy:
-Kochanie! Proszę Cię. Wyjdź. Porozmawiajmy.
-Dajcie mi spokój! Chcę pobyć sama! Nie ma o czym rozmawiać. Coś odpowiedziała. Ale ja wybuchłam płaczem i nie usłyszałam co mówiła. W końcu powiedziałam: NIE! Teraz wyjdę, dowiem się o co chodzi, żeby mnie nie męczyli, że niby jest ok, a potem... potem nie będzie tak fajnie. Niech tylko przyjdzie Ordynatorka... To zobaczą.. Dobra, wychodzę. Ale jakoś wstałam i usiadłam... Nie umiałam tam wyjść. Bałam się sama nie wiem czego... Ale wyszłam. Okazało się, że w całym tym nieszczęściu mam wielkie szczęście, ponieważ moja choroba jest zdiagnozowana w najsłabszej postaci. Ale i tak nie byłam HAPPY! Bo z czego tu się cieszyć? Lada moment będę łysa! Ja łysa?! O nie! Musi być inne rozwiązanie! Postanowiłam,że nie mam im nic do powiedzenia a im nie kończyła się lista pytań: A jak się czujesz? Wiesz, że wszystko bd dobrze? Rozumiesz, że tak musi być? A mi się cofało śniadanko...  No ale chwila! Usłyszałam głos naszej Ordynatorki:
-Jak się czuję Katy?- zapytała sztucznie zmartwionym głosem, a ja nie wytrzymałam.
-Jak ja się czuję?! Jak się czuję?! Kobieto!
-KATY! OPANUJ SIĘ!-mama była zszokowana...
-Zamknijcie się! Mam dość. Wszyscy się pytają jak się czuję, ale wiecie co wam powiem?! Czuję się zarąbiście! Właśnie dowiedziałam się o białaczce i o tym, że jedyne leczenie jakie jest możliwe to chemia! No to jak mogę się czuć?! Można się chyba domyślić prawda?! Ale wy i tak tego nie zrozumiecie! To trzeba przeżyć, żeby zrozumieć! Tak. Przeżyć. Nikt mnie nie zrozumie! Jesteście chorzy i próbujecie wmówić mi, że jestem chora! Ale ja się nie dam! Nie dam się, rozumie pani? Żadnego leczenia nie będzie! Bo po co?! Skoro ja biegam, skaczę, śmieję się... ZAPOMNIJCIE! Szkoda waszych starań...-wydarłam się. Moja przemowa była długa, ale byłam z niej dumna. Trzasnęłam drzwiami od łazienki i zwinnie przekręciłam kluczem. Usiadłam na kibelku i oczywiście co? Usłyszałam głos mamusi:
-Ja panią przepraszam... Ona taka nigdy nie była...- żałosne...
-Właśnie,że byłam tylko ty mnie dobrze nie znasz!-krzyczałam zza drzwi kopiąc je. Niech wiedzą, że jestem zła, może wtedy nie będą zadawać takich głupich pytań.
-Spokojnie, przyjdę później.- głos ordynatorki był spokojny, ale widać, że była zdziwiona moim zachowaniem. Nie dziwię się jak tu trafiłam i jeszcze nie wiedziałam do zego oni zmierzają to byłam uśmiechnięta i miłą, ale nie w takiej sytuacji. Uśmiechu u mnie długo nie zobaczą.  Zresztą, w ogóle mnie nie zobaczą bo wybieram się do domu.
Przez to wszystko zapomniałam Wam opowiedzieć o mojej kochanej koleżaneczce. A więc, wieść o mojej chorobie rozeszła się szybko. Każdy wiedział że Katy jest chora u mnie w szkole. Jednak nie wiedzieli na co. Wiadomo, ludzie lubią stwarzać coś z niczego. Tyle, że u mnie to NICZEGO to białaczka. No więc moja koleżaneczka porozpowiadała każdemu, że ja mam raka mózgu i walczę o życie, że jej rodzice gadali z moim,  a moi rodzice nie znają jej. Idiotka. Cóż. Zaraz zareagowałam. Napisałam list do klasy z wytłumaczeniem. Wiem debilne, ale co miałam zrobić?! No ale, ale ale!  Jak poszłam na przepustkę to poszłam do mej klasy stanęłam przed nią i spojrzałam jej prosto w oczy. Pomyślałam "Masz gnido". Tyle mogłam zrobić... Tłumaczę sobie, że jest nienormalna i że tam w tej pustej pale jest taki fistaszek  (no to w sumie nie jest pusta ale ok) a w fistaszku 0% inteligencji. No nic. Może ją kiedyś BÓG oświeci.. 
Usłyszałam głos ordynatorki:
-Leczenie zacznie się jutro. Tu jest plan tego cyklu. Wszystko jeszcze wytłumaczymy. Ja bym chciała...- nie dokończyła. Dowiecie się zaraz dlaczego. Dlatego bo ja jej przerwałam. 
Wybiegłam z łazienki i wydarłam się najgłośniej jak potrafiłam:
-ŻE CO?!- poczułam jak na mojej twarzy pojawia się mina w stylu WTF?!

2 komentarze:

  1. Tak Katy trochę impulsywna jest ale fajnie ;) Czekam na nowy @AwwwwwZAYN

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha jak bym siebie słyszała ! Tez zawsze się drze na wszystkich a rozdział naprawdę meeega ! Mam nadzieje ze jednak bedą dłuższe ;)
    @Roksana_xD

    OdpowiedzUsuń