poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział 3

           -Powiedziałam! Żadnego leczenia nie będzie! Jestem zdrowa. Niech pani to zrozumie...-byłam wkurzona. Bardzo  mnie to bolało. Czułam jak ściska mnie w serduszku. Nikt nie pyta mnie o zdanie, a to mój organizm, moje żyłki. Zastanawiałam się czy ten ból to smutek, zmartwienie czy może nerwy? A może ja rzeczywiście jestem chora? Może na zewnątrz jest dobrze,ale w środku choroba mnie zżera? Może jeszcze nie jest za późno żebym była zdrowa? Jaka ja głupia, myślałam tylko o sobie. Chociaż chodzi tu o mnie to mogłam pomyśleć jak oni się czują, Hmm, Czuję, że Katy wraca. Ale czy to dobrze? To się okaże. Czułam, że brakuję mi osoby, której mogę się wypowiedzieć, brakuję mi przyjaciółki. Zadzwonię do niej jak sprawa ucichnie.
-Katy, proszę Cię chodź ze mną do gabinetu... chcę z Tobą porozmawiać.- Ordynatorka ze spokojem w głosie i zmartwieniem powiedziała, tym razem nie uważałam to za sztuczne. Jestem zmęczona psychicznie tym wszystkim. Najgorsze to to, że cała droga,przygoda przede mną...
-Dobrze.-zgodziłam się i powędrowałam do gabinetu.
-Katy... Ja wiem, że to trudne. My będziemy się starać Ci pomóc, ale ty musisz pomóc nam. Bez Twojej współpracy nie damy rady... Musisz chociaż spróbować. Katy. Proszę. Powiedz. Może chcesz iść do takiej miłej pani psycholog? Porozmawiacie i wspólnie dojdziecie do rozwiązania Twojego problemu psychicznego, a my zajmiemy się Twoim problemem wewnętrznym, co ty na to?
-Proszę nie mówić do mnie jak do małego dziecka... Nie potrzebuję psychiatryka,nie jest aż tak ze mną źle...-uśmiechnęłam się i kontynuowałam:
-Postaram się. To była bardzo pochopna reakcja. Przepraszam za wszystko... Nigdy nie znalazłam się w tak trudnej sytuacji... Rozumie pani? Ja po prostu nie wytrzymałam tego psychicznie...  Bolało mnie to. Pytałam się Boga dlaczego ja? Ale teraz... Teraz uważam, że lepiej ja niż jakieś malutkie dzieciątko... Nie oddałabym tego nikomu...
-Rozumiem Cię. Możesz już iść. Dziękuję.-odpowiedziała ordynatorka uśmiechając się naprawdę mile.
-Dziękuję. Niech pani częściej do mnie zagląda.- Oczka zaświeciły mi się, wtedy poczułam, że naprawdę wróciłam. Powędrowałam w podskokach do pokoju, aż pielęgniarki oglądały się za mną. Zatrzymałam się przed drzwiami pokoju. Bałam się wejść. Wstydziłam się. Wyrządziłam im tyle krzywdy. Nie wiem czy oni nie cierpią bardziej ode mnie. No nic. Raz kozia śmierć. Trzeba.
Podeszłam do mamy i wtuliłam się w nią czule i mocno. Zaczęłam płakać. Przez płacz powiedziałam cicho: -Przepraszam... Ja nie wiem co się ze mną dzieję. Ja będę walczyć... I wywalczę... swoje życie.
-Nareszcie. Kochanie. Tak się martwiłam...
Dobra. Sprawa się uspokoiła. Postanowiłam, że dryndnę do Emily. Tak się za nią stęskniłam... Ona nie wie o tym... Jak jej powiedzieć? Nie wiem, może się samo nasunie.
-Siemano laska! Wybieram się na imprezę?-energicznie przywitała mnie no i oczywiście zaczął się temat imprez, lecz ja nie miałam ochoty tej rozmowy przeznaczyć na imprezy. To nie był dobry moment.Zastanawiałam się jak zacząć, co powiedzić. Najwidoczniej to mi zajęło bo przejęta Emily odezwała się po raz kolejny:
-Hallo? Kochanie? Wpadnę do Ciebie dzisiaj co?- była zdziwiona, zaskoczona ale dalej to był jej zabawny, zadowolony, pełen radości i energii głos. Wiedziałam już, że nic nie będzie jak dawniej... Nie potrafiłam się odezwać. Zaczęłam płakać. Jednak nie mogłam zadzwonić do niej i nawet się nie odezwać. Tęskniłam za naszymi plotkami,spotkaniami,zakupami. Ale na pierwszy krok-rozmowę było za wcześnie...Wyszeptałam:
-Przepraszam...
Usłyszałam:
-Ale! Katy! Co się dziee..- i to tyle... Nie mogłam. Nie umiałam. Dzwoniła do mnie setki razy, ale ja byłam tchórzem. Nie potrafiłam, zrozumcie mnie. Ryczałam. Mama próbowała mnie pocieszyć, nie wychodziło jej. Tzn. nie nie wychodziło jej tylko mnie nie dało się pocieszyć. To za trudna sytuacja na poklepanie po pleckach... 
Postanowiłam przejść się po korytarzu. Nie było lepszego miejsca gdzie mogłam w spokoju porozmyślać...  Chodziłam w tą i w tam tą stronę myśląc o niczym. Jednak postanowiłam pomyśleć i zastanowić się jak będzie wyglądał  jutrzejszy dzień... Bałam się. Będzie bolało? Głupia, nie zapytałam się ordynatorki. Usłyszałam głos małej dziewczynki:
-Pocitaś mi baję?-była słodziutką,mała blondynką i pomyśleć, że jest chora, że ją boli tutaj wszystko. Bóg nie miał sprawiedliwości. Te malutkie dzieci nic mu nie zrobiły. Niech się od nich odwali.
-Pewnie. Jaką bajeczkę?- starałam się uśmiechnąć. Nie wiem czy mi to wyszło. Przeczytałam jej dwie bajeczki, była zadowolona i uśmiechała się co minutkę. Była słodka. Obiecałam jej, że może do mnie przyjść jak tylko będzie chciała. Trzeba pomóc tym maluchom.
Wracałam do pokoju jednak COŚ przykuło moją uwagę. Na ścianie wisiał plakat nie byle jaki... Moja przyjaciółka- Emily kochała ich. A więc plakat z ONE DIRECTION. Mieli się pojawić jutro. Koncert charetatywny...
-Pfff... Żałosne.- powiedziałam cicho i poszłam do pokoju. Tam czekała na mnie miła i niemiła niespodzianka...

2 komentarze: